czwartek, 23 czerwca 2011

Ewangelia według Jezusa Chrystusa - José Saramago

Książkę do recenzji udostępniło wydawnictwo Rebis. Dziękujemy.


Dziwna sprawa. Lektura blisko połowy omawianej książki była drogą - jakżeby inaczej - krzyżową. Nie wiem co zawiniło: czy styl, czy moje nastawienie, ale już układałam zjadliwe zdania, którymi miałam ją zmieszać z błotem i kilogramem mułu. Robiłam to jednak na próżno, bo Ewangelia według Jezusa Chrystusa okazała się być pozycją specyficzną, ale zdecydowanie interesującą.

Słowem wstępu muszę zaznaczyć, że jestem do religii nastawiona źle - od wojującego ateizmu przeszłam do fazy obojętności - więc w żaden sposób nie może mnie treść powieści Saramago oburzać, ale nietrudno mi zrozumieć, dlaczego w przypadku chrześcijan obraza jest kolosalna. Uczłowieczać Jezusa chciało już wielu, z lepszym lub gorszym skutkiem; dyskusyjność jego ofiary, natura Boga poświęcającego własnego syna, nie wiadomo właściwie po kiego grzyba, to praktycznie samograj. Można zmieniać wymowę kanonicznych tekstów w stopniu umiarkowanym, albo jechać po bandzie. Ale z takim obrazem Boga i Diabła w literaturze jeszcze nie miałam do czynienia, mimo że Stary Testament aż się o to prosi. Richard Dawkins, najbardziej znany naukowiec - wojujący ateista, powiedział: "Bóg starotestamentowy jest najprawdopodobniej najbardziej nieprzyjemną postacią w starożytnej fikcji literackiej, zazdrosny i dumny z tego, bezlitosny, niesprawiedliwy, nieprzebaczający dziwoląg. Mściwy i żądny krwi, uciskający różne grupy etniczne, antyfeministyczny homofob i rasista, infantylny ludobójca, synobójca, nieznośny, megalomański, sadomasochistyczny i rozkapryszony, wrogo nastawiony tyran "

Nie wiem czy Dawkins czytał Ewangelię, ale obraz Boga stworzony przez Jose Saramago pasuje idealnie. Do tych jakże miłych sercu cech, dodać można jeszcze tchórzostwo i chorą ambicję. U Saramago Bóg nie jest bowiem jedynym, wszechwładnym stwórcą, który może sobie robić co chce na całej Ziemi. Jest tylko bogiem Hebrajczyków, jednym z wielu w panteonie, nie najsilniejszym, pełnym zawiści i żądzy władzy, zbyt tchórzliwym, żeby zagarnąć terytoria innych bogów, więc musi posłużyć się człowiekiem. Jak wielu bogów przed nim, płodzi sobie syna na Ziemi, wybierając zresztą Marię i Józefa zupełnie przypadkowo, traktując ich, jak i wszystkich ludzi, przedmiotowo i lekceważąco. Życie publiczne i śmierć Jezusa są zabiegami marketingowymi, dzięki którym Bogu przybędzie władzy, wyznawców i potęgi. Skutkiem całej tej szopki jest cała litania strasznych śmierci i tortur, morza krwi i wnętrzności, popełnianych przez wieki w jego imię, z czego Bóg makiawelicznie zdaje sobie sprawę i nie spędza mu to snu z powiek. Jezusowi wręcz przeciwnie, ale nie ma on wyboru. Mógł przeciwstawić się na początku, ale kiedy już raz się ukorzył, klamka zapadła. Bardziej pozytywne wrażenie sprawia Diabeł, który zresztą podpina się pod korzyści z ekspansji swego antagonisty, ale jest w stanie z nich zrezygnować w zamian za jego przebaczenie, które mogłoby wymazać przeszłe i przyszłe zło. Jednak Bóg, który "wdycha z rozkoszą zapachy rzezi", ani myśli naprawiać świata. Po rozczarowującej, trwającej 40 dni i nocy dyskusji, Jezus stwierdza, że "Boga odróżnia od Diabła tylko broda". No i może jeszcze ruchanie owiec.

Powieść napisana jest zawiłym, ewangelicznym stylem, w którym zdania potrafią ciągnąć się całymi stronami, łącząc opisy z dialogami oddzielanymi przecinkami. Raz na jakiś czas autor-ewangelista wtrąca coś, co przypomina nam, że rzecz pisana jest z dzisiejszej perspektywy. Sprytnie przemycony ironiczny humor atakuje kilka razy, uśpiony dyskursem czytelnik może solidnie prysnąć śliną na kwiatki w rodzaju "O jakim demonie mówisz, O Pasterzu, z którym mój syn przebywał cztery lata (...), Aha, Pasterz, Znasz go, Chodziliśmy do jednej szkoły." Anioł w roli inkuba, wykorzystującego siostrę Jezusa, jednocześnie wyjawiając jego matce tajemnice boskie, czy komiczna dyskusja Chrystusa z Bogiem i Diabłem na środku jeziora, to też niepokojąco zabawne fragmenty. Poza tym jednak, szczególnie w pierwszej części książki, niezwykle monotonny, wręcz mantryczny styl potrafi odrzucić. Nie mam pewności, czy bym przez niego przebrnęła, gdyby nie konieczność napisania recenzji. Ale przekonałam się, że warto, bo książka nie dość, że dostarcza ambitniejszej rozrywki, to jeszcze dużo materiału porównawczego do przemyśleń, nawet dla takiego bezbożnika jak ja.

Ewangelia według Jezusa Chrystusa to moje pierwsze spotkanie z twórczością niedawno zmarłego noblisty, którego dzieła, przeglądane pobieżnie wydawały mi się pretensjonalne. Jednak skoro ta powieść, mimo początkowych obiekcji, tak bardzo mnie przekonała, sięgnę wreszcie po inne utwory. Mam nadzieję, że podjęte tematy będą potraktowanie z równie przewrotnym dystansem jak w Ewangelii.


Tekst by Lilandrah


Nowe wydanie Rebisu jest bardzo gustowne, szczególnie podoba mi się kryjąca się pod obwolutą, płócienna, czarna okładka z tłoczonymi napisami.



KUP

5 komentarzy:

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

Kolejny świetny tekst! Brawo Lilandra! Pisz, pisz... Czekamy na następne...

tO mY: pisze...

Wow, zdziwiłem się na początku, bo oryginalnie powieść wyszła w 1991,a pierwsze polskie wydanie w 1992. A to jest nowe wydanie, wszystko ok ;-)

Z Saramago polecam "Rok śmierci Ricardo Reisa" - tylko najpierw trzeba się podedukować w heteronimii pessoańskiej [a po polsku można - jest "Księga Niepokoju", są wiersze w LnŚ, "Przesłanie" (w fatalnym tłumaczeniu, ale jest), "Bankier anarchista", poezje zebrane Alberta Caeiro] - wtedy ta książka miażdży. Czytałem, bo jako portugalista musiałem, ale warto znać autora, nie tylko z powodu Nobla. Nie wiem czy do "Roku..." można sobie poczytać ody Ricardo Reisa, bo wtedy najlepiej się składa książka.

Niedawno podczas pokazów filmów portugalskich w KinoLabie pokazywany był film "Embargo" na podstawie opowiadania Saramago. Ogólnie to muszę sobie uzupełnić braki w Saramago.

kornwalia pisze...

Dzięki za reckę, bo choć Ty, widzę, w sumie jesteś usatysfakcjonowana, to ja wiem już na pewno, że spokojnie mogę sobie te pozycję wyrzucić ze schowka, w którym tkwi już dobrych kilka lat. Zdecydowanie nie są to moje klimaty, a język mnie dodatkowo zamęczy. Saramago znam tylko z Miasta ślepców, które jest interesująca książką psychologiczną, ale też momentami jak dla mnie naciąganą. Nie mniej tę mogę polecić, nie uważam tego za zmarnowany czas.

Lilandrah pisze...

@tO mY
Dzięki za rekomendację, "Rok śmierci.." dodaję na pewno do kolejki, chociaż chyba jak będę miała więcej czasu, ze względu na te dodatkowe "badania", których wymaga:)
@kornwalia
Kiedyś możesz zrobić podejście, ale faktycznie ksiązka okazuje się być czymś zupełnie innym niż można się spodziewać, i to niekoniecznie dobrze. Chociaż rzeczywiście, ja jestem usatysfakcjonowana, mimo zastrzeżeń.

Anonimowy pisze...

I Ty winisz religię czy Boga za swoje porażki? Recenzujesz książkę, na której czytanie nie masz najmniejszej ochoty. Skazujesz się na torturę, a potem co? Bóg jest winny. Mówiąc tortura nie mam na myśli czytania i dobrze o tym wiesz.

Być może osiągasz jakieś korzyści z takiego zachowania... Jednak jakim kosztem?

Czy to jest według Ciebie inteligencja?

Recenzja interesująca, aczkolwiek książka maluje się po niej beznadziejna.