Egzemplarz recenzencki kupiłem sobie sam. O tutaj -->klik
Od razu mówię - żeby nie być posądzonym o klakierstwo - że z Maćkiem "znamy" się ( w cudzysłowie, bo wszystko sprowadza się do umiarkowanej znajomości internetowej) już całkiem sporo czasu. Nasze gusta muzyczne przecinają się w kilku miejscach - więc siłą rzeczy zagląda na Arkham. W drugą stronę jest inaczej. Ja się polskim współczesnym komiksem niemal nie interesuję*, ale i tak zaglądam na jego bloga(klik), bo jest dla mnie uchylonym oknem na polskie podwórko. Przyznaję też, że mam duży sentyment do tego komiksu - a z dedykacji dla Arkham cieszyłem się jak dziecko. Z recenzją zwlekałem już dobrych kilka miesięcy, bo nie miałem aparatu - a koniecznie chciałem się tym pochwalić:
Laleczki po raz pierwszy wydał autor za własne pieniądze już z pół dekady temu. Niedawno ktoś wpadł na pomysł zrobienia liftingu i wznowienia go w serii Strefa Komiksu. Scenariusz, a raczej scenariusze - bo to kilka połączonych zgrabnie w jedną całość, pisanych przez parę osób nowelek- nie są niczym nadzwyczajnym. Mógłbym tu napisać, że to "komiksowy traktat o kondycji cywilizacji", albo wymyślić inne pompatyczne bzdury, ale tak po prawdzie to tylko postapokaliptyczna chanbara, której klamra prologu i epilogu (strzelam, że dopisana przy remasterowaniu) ma nadać odrobiny głębi. Ot, kawał przyzwoitej pulpy. Nic więcej. Nie śledzę Strefy Komiksu, nie wiem, jaki jest poziom innych publikacji, ale jeśli zbliżony do tego co otrzymałem, to chętnie sprawdzę wybrane pozycje .
Jeśli chodzi o rysunki, narrację, opowiadanie obrazem, to nie mam zamiaru kłamać - od czasu pierwszej publikacji komiks się zestarzał, a raczej wypadało by rzec, że Maćka warsztat rozrósł się niepomiernie. Ale nawet jeśli nie znałbym kontekstu, to o Laleczkach nie napisałbym źle. Są tu pewne wpadki, ale mniejsze, niż w wydanym jakiś czas temu, rysowanym za grube pliki dularów Predatorze. Nie będę też ukrywał, że samego Maćka cenię za to, że nikogo nie podrabia i konsekwentnie rozwija swój styl i mimo tego, że napierdala i stara się być coraz lepszym rzemieślnikiem, to dla mnie najbardziej cenny pozostanie jako świadom swych ograniczeń turpista pamiętający epokę zinów, a nie jako rysujący realistycznie wyrobnik. Jestem świadom, że nie mam całkowitego rozeznania w polskim współczesnym komiksie, więc posłużę się bezpiecznym przykładem - gościem od syfiastych Syberyjskich snów, które są zbiorem pt. "co widziałem na zgniłym zachodzie" (to, że większość recenzji tego albumu jest pozytywna, to całkowite kuriozum). Przez cały zbiorczy album tego Ruska nie pojawia się TO COŚ, co można by nazwać rozpoznawalnym stylem. Natomiast prace Maćka aż tym CZYMŚ ociekają. Gdy na nie patrzę, to widzę, że to obskurwiały underground ze Wschodniej Europy i to jest właśnie fajne, że to widać. To jest siłą tego komiksu.
*Jasne, że rzadziej sięgam po polski komiks z braku kasy - ale czasem, gdy zdarza mi się czytać fora komiksowe, to zaczynam sobie zdawać sprawę, że całkiem świadomie próbuję się odcinać, bo widzę w nim wiele kumoterstwa i ludzi z którymi, dla higieny emocjonalnej , wolałbym nie mieć do czynienia.
3 komentarze:
Zajebiście się zapowiada. Serio. Chyba sobie kupię, jak tylko grosiwo do kieszeni wpadnie. I jeśli nie zapomnę.
Niedługo jeszcze napiszę o zbiorczym wydaniu dwóch pierwszych zeszytów "Domu Żałoby". Do nr 2 maciek rysował. Leży ten komiks u mnie z pół roku (tylko ze względu na macka kupiłem) i nie mogę się zabrać za przeczytanie. Cykl pałkowy mnie się zrobi:).
Dzięki za ten tekst, kolego!
Prześlij komentarz