czwartek, 23 listopada 2017

Lux in tenebris - 2 - Wilcza gontyna




IX wiek. Bohaterowie serii Rycerz Wojmir i mnich Jakusz, podążają z grupą zbrojnych w okolice Grodów Czerwieńskich. Mają się tam spotkać z orszakiem księżniczki Dobroniegi, która ma zostać wydana za księcia Kazimierza. Plany zostają pokrzyżowane przez grupę pogan, którzy atakują odział eskortujący białogłowę. Odpowiedzialni za atak, zezwierzęceni, groteskowi ludzie z plemienia Wilkunów mają co do niej pewne plany, więc porywają księżniczkę. Ich śladem ruszają nasi protagoniści. 

„Romowe”, pierwszy tom serii „Lux in Tenebris” nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Nie zachwycał ani pretekstowy, miejscami irytujący (źli poganie, szlachetni i dobrzy chrześcijanie) scenariusz Sławomira Zajączkowskiego, ani rysunki Huberta Czajkowskiego. Między innymi dlatego „Wilcza gontyna”, druga odsłona tej serii, przeleżała na mojej półce dobre dwa lata nim po nią sięgnąłem. Niedawno ukazał się trzeci tom tej historii, przypomniałem sobie więc o tej zaległości i postanowiłem ją nadrobić. 



Stwierdzenie, że jakaś seria „ z czasem się rozkręca” nie jest najfortunniejsze ani dla twórców, ani dla recenzenta. Niemniej w przypadku „Lux in Tenebris” trzeba przyznać, że drugi tom jest napisany znacznie lepiej niż pierwszy. Zajączkowski, autor znany głównie z historycznych komiksów wydawanych przez IPN, nigdy nie stał w grupie twórców którymi jestem zainteresowany, ale tym tomem zyskał moją uwagę. Przede wszystkim, pisząc „Wilczą gontynę” uniknął przykrej sztampy i infantylizmu, który cechował pierwszą odsłonę tej serii. Rozkręcił się, wczuł w realia i stworzył opowieść do głębi emocjonującą, mroczną i pełną dramatyzmu. Co prawda podział na dobrych chrześcijan i złych pogan jest dalej widoczny, ale plemię krwiożerczych Wilkunów zostało wykreowane bardzo przekonująco i faktycznie budzi grozę u czytelnika.

Przyznam się jednak, że po „Lux in Tenebris” nie sięgałem ze względu na scenariusz. Rysownik Hubert Czajkowski jest dla mnie bardzo ważną postacią. To legendarny grafik znany mi z magazynu o grach RPG „Magia I Miecz”, który kształtował moją wrażliwość na sztuki wizualne gdy byłem dzieckiem. Od tego czasu minęły pewnikiem z dwie dekady. Styl Czajkowskiego ewoluował, zmienił się, zdaje się, że powodem jest fakt iż zaczął korzystać przy pracy z komputera. Zmiana warsztatu wymusiła rysowanie grubszą kreską, co zdecydowanie szkodzi i odejmuje uroku jego rysunkom. Mimo iż jego grafiki już mnie tak mocno nie urzekają, to przyznam, że dalej czuję do jego prac sentyment. Tym bardziej smuciło mnie, że w pierwszym tomie nie do końca radził sobie jeszcze z komiksową narracją. Trzeba jednak pamiętać, że Czajkowski za komiks na poważnie wziął się bardzo późno, bo pierwszy tom „Lux in Tenebris” był jego albumowym debiutem– ilustrowanie książek i artykułów to wszak inna para kaloszy, a przez lata tym się głównie zajmował. Czytając „Wilczą gontynę” odczułem, że rysownik dokonał sporego progresu i coraz lepiej zaczął rozumieć język komiksu. Co więcej, turpistyczne, ekspresyjne rysunki świetnie zgrały się ze scenariuszem Zajączkowskiego, opisującym brudne, mroczne średniowiecze. 



„Lux in Tenebris” nie jest wybitną serią, ale drugi tom udowadnia, że ma potencjał by stanąć w szranki z frankofońskimi czytadłami tego typu. Odbiorcom pozostaje jedynie trzymać kciuki i liczyć na tendencję zwyżkową w kondycji obu twórców. Oby tylko wiatr dostatecznie mocno wiał w ich żagle.

Brak komentarzy: