wtorek, 13 października 2009

Birch Book - Vol. III: A Hand Full of Days [2009]


Jesień atakuje. Nie miałem trochę neta i zdążyłem się w tym czasie zorientowac że w radyju rządzą audycje o depresjach. W audycji Grażyny ''jebnij mnie młotkiem a ja dalej będę się uśmiechac'' Dobroń usłyszałem porade co by stosowac nalewkę alkoholową z dziurawca która działa ponoc jak prozak. Makabra. Szkoda że szałwi wieszczej nie polecali, absyntu, wąchania benzyny albo buchania gazu do zapalniczek. Gdzie się da, piewcy pseudo szczęścia chcą nam zabrac nasz niezdobyty bastion. Naszą melancholie, nasze jesienne upijanie się w samotności. Proponują nawet uprawianie sportów...brrr. A o zwykłym ciurlaniu hipokryci nawet nie wspomną. Wyobrażacie sobie Nicka Drake tworzącego na prozaku? Ha! Gdyby nie antydepresanty to może by nawet żył. Jebać ich. Ja kurwa lubię jesień, nie tylko tą za oknem ale i tą z głośników.

Nic nie wiedziałem o tym że ma byc nowy Birch Book a tu proszę... Materiał co prawda nie zaskakuje, ale tego tez oczywiście nie oczekiwałem. Z miłych niespodzianek możemy zanotowac całopłytowy udział Pascala Humberta członka ledżendary Woven Hand. Tym co w ogóle ''amba fatima'' na ten wpis już mówię: Po pierwsze spirytus movens sprawy - pan B’Eirth, bardziej znany jako twórca In Gowan Ring to amerykanski artysta dośc mocno (nomen omen wydaje mi się, że z wyboru bo ma na koncie kolaboracje z blood axis) związany ze sceną neofolkową. Jednak od dosłownych upychań w nurtach/gatunkach byłbym daleki. B’Eirth w każdym swoim obliczu/projekcie serwuje bardzo dojrzałą muzycznie i autonomiczną porcje songwraiterstwa, kręcącą się wokół szeroko rozumianego folku, niekoniecznie z przedrostkiem neo. A co mamy tu? Mamy nastrojowy jesienny, nieco hamerykanski piosenkowy folk jakiego mi trzeba w tą pogode. Z racji tego, że jest tu w kilku momentach harmonijka ustna i naprawdę chwytliwe riffy nie mogę się odpędzic od wrażenia, że jest tu coś na rzeczy z akustycznym Neilem Youngiem. Przyjdzie wam też do głowy Nick Cave, może nawet wspomniany we wstępie Drake i pewnie jeszcze parę osób. Szczerze polecam tą i poprzednie płyty (sam pierwszą ubóstwiam najbardziej --->hicior;)). I nie wiem jak wam , ale mi tak dobrze dawkowana melancholia przynosi o dziwo zawsze tyle endorfin że ... już więcej nic nie piszę. Odpalcie przy herbatce z cytryną, choć to tak ciepła muzyka, że i z zimnym piwem wam sie ciepło zrobi. A co do jesiennych depresji to pamiętajcie że co ma wisieć nie utonie....




Zapraszam do próbek i od razu mówię że 8 track jest zrypany przy zgrywaniu.

Brak komentarzy: