środa, 8 kwietnia 2020

Śmiech i śmierć. Adrian Tomine




Nasz dzisiejszy bohater to Adrian Tomine. 46-letni okularnik będący Amerykaninem japońskiego pochodzenia. Od czasu lat nastoletnich jest rysownikiem komiksów niezależnych, ale trzaskał też ilustracje na przykład do The New Yorkera. Zerkam na jego listę publikacji i widzę, że ma dość spory dorobek albumowy. Polskiemu czytelnikowi znany jest jednak tylko z jednego komiksu, mianowicie z bardzo udanych, wydanych już dekadę temu „Niedoskonałości”. Po premierze tamtego albumu coś jednak nie pyknęło – sprzedał się słabo i pewnie głównie dlatego na następne dzieło Tomine w języku polskim przyszło nam czekać aż 10 lat.
 
 

„Niedoskonałości” były rozbudowaną do ponad 100 stron powieścią graficzną, natomiast „Śmiech i śmierć” to liczący 224 kartki zbiór krótkometrażówek. Tomine ukazuje się nam w nim jako bardzo uważny obserwator, twórca ze znakomitym uchem do dialogów i w końcu świetny rysownik. Zebrane tu opowieści śmieszą, smucą i frapują. Najlepsze są w tym wszystkim wykreowane przez autora postacie. Są tak pełnokrwistymi, tak dobrze zarysowanymi, żywymi bohaterami, że niemalże  uciekają z kart tego komiksu. Gdy Tomine ich tworzył, udała mu się trudna sztuka. Czy pracują jako ogrodnicy, handlują trawą, czy są nastoletnimi komikami to łatwo w nich uwierzyć i się z nimi utożsamiać. Owszem, to nieudacznicy, podobnie jak Willson znany z kart komiksu Clowesa (klik), ale dzięki temu są jeszcze bardziej wiarygodni i łatwo nam im kibicować, mimo iż zawsze z hukiem spadną z drabiny, na którą się wspinają.
 


Warto zauważyć, że to niebywałe jak Tomine udanie operuje komiksowym rzemiosłem, a przecież w jego opowieściach narrację pchają do przodu raczej gadające głowy niż typowa sekwencyjność charakterystyczna dla tego medium. Z jednej strony komiks Tomine’a jest więc bardzo literacki, z drugiej podanie tych historii w formie opowiadań byłoby mniej trafne niż sprzedanie ich w medium graficznym, a z trzeciej chętnie zobaczyłbym ekranizacje niektórych z tych opowieści. Mój ulubiony motyw traktujący o dilerze trawy w średnim wieku i jego miłości aż prosi się o celuloidową interpretację.

Jeśli hipsterzycie się na komiks niezależny, czytacie takich gości jak Clowes czy Burns to album Tomine’a sprawi Wam wielką frajdę i zapewniam, że chcecie go mieć w swoich kolekcjach. Mnie samemu, jako komuś, kto ostatnio czyta więcej amerykańskiego mainstreamu i frankofońskiej klasyki brakowało w jadłospisie takich rzeczy jak dzieło Tomine’a. Być może „Śmiech i śmierć” nie wejdzie do mojej ścisłej topki tego roku, ale to bardzo dobry, piekielnie inteligentny komiks.
 
 

Brak komentarzy: