Z jednej strony moja lista jest subiektywna, a z drugiej - gdy patrzę na listy niektórych portali, na których znajdują się takie pozycje jak nowy ewidentnie kiepski Antek, czy zaledwie dobry Grinderman 2 ( w jednym miejscu z maksymalną oceną - jakby to nie wiadomo jaka płyta była) , to mam wrażenie że... a chuj z nimi! nieważne! Przede wszystkim życzę Wam zajebistego, pełnego muzycznych znalezisk nowego roku. Przed Wami lista 8 płyt, które ukazały się w 2010 i których moim zdaniem powinniście posłuchać. O niektórych czytaliście już w Arkham - o niektórych nie. Największą siłą tego spisu jest to, że składa się z moich obserwacji tego co się działo w muzyce - a ja, jak wiadomo grasuje raczej na rzadziej uczęszczanych ścieżkach stumilowego lasu .
=1=
Xasthur - Portal of Sorrow
Portal of Sorrow to zdecydowanie moje tegoroczne numero uno, a do tego jedna z najlepszych płyt dekady. To, że ludzie wciąż jeszcze nie rozumieją muzyki Xasthur, to już nie moja wina. Oceny i wypowiedzi recenzentów, które znalazłem w necie, są wręcz skandaliczne - narzekanie na realizację i marudzenie, że ten album jest nudny (chowa twarz w dłoniach), zakrawają na żart.
=2=
Current 93 - Haunted Waves, Moving Graves Płyta, podobnie jak
Omega, promująca sprzedaż wspaniałych toreb na kartofle z logo
C93. Spędziłem z nią zdecydowanie więcej czasu niż z jej piosenkową koleżanką (
Recenzja klik), stąd to
Waves pojawia się w topie.
=3=
Blood Axis - Born Again Od razu mówię - to nie sympatia do Blood Axis pcha tę płytę tak wysoko w rankingu. Dalej uważam, że Majkel powinien sobie darować te kaskaderki lingwistyczne (brzmi jak Tony Clifton śpiewający po niemiecku), nie mniej słuchałem jej przed chwilą i niebezpiecznie skoczył mi wskaźnik adrenaliny i endorfin. Enjoy the Violence!
=4=
Gil Scott-Heron - I'm New Here
Fakt, że taka ilość czarnych wylądowała w moim playerze jest zastanawiający -
Gonjasufi, Jolly boys, Heron. Do topu wybrałem
Herona - bo czuję do niego chyba największą sympatię (a w ogóle to myślałem, że on już dawno nie żyje). Jego parafrazy
Johnsona i
Callahana to mistrzostwo świata. Żeby było śmieszniej, to ta płyta ma na pewnej płaszczyźnie dużo wspólnego z
Blood Axis... i to nie tylko w kategoriach powrotu po latach.
=5=
We Are Only Riders - Jeffrey Lee Sessions Projects Pierce
Zajrzyjcie do próbek - na tej płycie znajduje się moja piosenka roku.
We Are Only Riders to fenomenalny konceptskładak i zdecydowanie coś więcej niż tribute. Jeśli chodzi o wartość, to coś podobnego do obecnego w ubiegłorocznym topie
This Immortal Coil. W składzie między innymi
Lanegan, Edwards, Cave... Fanem
Gun Club co prawda jeszcze nie zostałem, ale wszystko przede mną .
=6=
Draugadróttinn - Where the Sea Gives Up Its Dead
Śliczny, całuśny postrock udający black metal. Draugadróttinn jest bardzo mało znane, dlatego postanowiłem zasygnalizować istnienie tej płyty i wrzucić ją do topu zamiast Agallocha. Niewiele więcej mogę zrobić, żeby ocalić tę płytę od zapomnienia. A wygląda na to, że taki los ją czeka.
=7=
Bill Callahan - Rough Travel For A Rare Thing
Znakomity, bardzo, bardzo kameralny koncert. Zastanawiałem się przez chwilę, czy go tu umieszczać, bo był zarejestrowany w 2007, a wydany w 2010. Ale skoro ludzie czasem w rankingach podają jakieś wykopki
Milesa Dejwisa, to ja mogę
Callahana. Wydany tylko na winylu, ale mp3 latajo po sieci. Warto poszukać.
=8=
Tor Lundvall - Ghost Years
Podobne wątpliwości miałem co do tej retrospektywy
Lundvalla - zbiór utworów ze składanek, singli itd - ale to tak spójna rzecz, że bez problemu może funkcjonować jako album. Do tego to bardzo ciekawe spojrzenie na jego muzykę, bo skupiające się głównie na piosence. Twórczość
Lundvalla zawsze była ciepła i uduchowiona, ale tu zawiesista mgiełka zamienia się ostatecznie w substancję stałą. Po płytę powinni sięgnąć szczególnie słuchacze nienaumiani słuchania, dla których muzyka
Lundvalla była zbyt ambientowa, zbyt eteryczna. Podana w ten sposób staje się bardzo przystępna, co czyni z niej niesamowity materiał na muzyczny prezent dla osoby w każdym wieku.