Nie czytałem jeszcze „Żywych
trupów”. Wspominam o tym, bo głównie z tego komiksu znany jest u
nas autor scenariusza do „Invincible”. Zastanawiam się, czy w
ogóle czytałem coś wcześniej Roberta Kirkmana i nie przypominam
sobie żadnego tytułu. „Invincible” jest więc pierwszą jego
pracą z którą się stykam.
Główny bohater jest połączeniem
Supermana (ma bardzo podobne moce) i Spider-mana (jest nastolatkiem,
więc ma podobne do młodego Parkera licealne problemy). Swoje
zdolności odziedziczył po ojcu, który pochodzi z innej planety, z
której został wysłany na ziemię by chronić jej mieszkańców
przed wszelkim złem. Na ziemi poznał kobietę z którą spłodził
syna. Gdy bohater wchodzi w dojrzałość ( fabuła startuje gdy jest
rok przed studiami) zaczynają się u niego objawiać niezwykłe
zdolności, a co za tym idzie, podobnie do swojego ojca zaczyna robić
super-bohaterskie wypady. Tak wygląda zawiązanie fabuły, ale
Kirkman na początku nie odkrywa przed czytelnikami wszystkich kart i
zapewniam, że w trakcie rozwoju wydarzeń zrobi się zdecydowanie
ciekawiej i bajka w której żyje bohater pęknie niczym bańka
mydlana.
Jak na razie „Invincible” nie jest
przeintelektualizowany – a to przecież cecha tego dobrego, ważnego
super-hero spod znaku uczniów Alana Moore'a – na chwilę obecną
to głównie przewrotna zabawa konwencją. Od strony literackiej
album nie jest też zbyt gęsty, przez co czyta się go bardzo lekko.
Są tu też obszerne fragmenty obyczajowe, które sprawiają, że
komiks ten jest jeszcze bardziej interesujący, ale nie przytłaczają
sedna sprawy (a tak jest np. w Daredevilu czy Hawkeyu gdzie często
stanowią główny filar opowieści).
Seria ta mogłaby być częścią
uniwersum Marvela lub DC, ale skoro można to robić na własną rękę
autorzy zdecydowali pracować dla Image, które zapewniało im
wolność i prawa do tworzonego przez nich tytułu. Niemniej bardzo
widać, że postacie są wzorowane na znanych herosach, momentami tak
bardzo, że dziwię się, że (chyba) obeszło się bez pozwu. Jeden
z bohaterów jest przykładowo bardzo wyraźną kopią Rorschacha,
który podobnie do tej kultowej postaci z „Watchmenów” prowadzi
śledztwo w sprawie zabójstwa super-bohaterów. Niemniej zabiegi te
są bardzo udane i sprawiają, że każdy fan komiksów o
trykociarzach poczuje się w świecie „Invincible” jak w domu.
Narracja obrazem i rysunki (których
autorami są Ryan Ottley i Cory Walker) są dość nowoczesne,
dynamiczne i od strony formalnej nie ma na co narzekać. Wszystko
jest klarowne i czyta się bardzo przyjemnie. Nawet kolory, pomimo
tego, że są komputerowe to wypadają bardzo udanie, i nie kaleczą
oczu co wrażliwszym na kicz czytelnikom.
„Invincible” często określany
jest jako jeden z najlepszych komiksów super-bohaterskich. Mimo
wysokiego poziomu jego genialność chyba się jeszcze w pierwszym
tomie nie objawia – acz historia ma mieć 12 części, więc
jeszcze wszystko może się wydarzyć. Jak na razie to tylko dobre,
sprawne czytadło. Daleko temu komiksowi do arcydzieł Moore'a (na
podobnej rozpiętości stron Alan stworzył wszak wybitne, zamknięte
historie), acz z drugiej strony fajnie, że autorzy nie chcą odcinać
kuponów (mimo jawnych nawiązań) od dzieł genialnego Brytyjczyka i
robią wszystko po swojemu. To co najfajniejsze w tej historii to
pewna radość, wyraźna frajda jaką mają twórcy z opowiadania o
super-bohaterach. Mimo iż nie stałem się jeszcze fanem Kirkmana to
na pewno będę śledził tą serię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz