Początkowo komiks Charlesa Schulza miał być zatytułowany "Mali
ludzie", ale wydawca wymusił na autorze zmianę tytułu. Zaproponował
"Fistaszki". Możemy dziś tylko zgadywać, że zainspirowały go podobne do
orzeszków wielkie głowy rysowanych przez Schulza postaci. Jeśli jednak
użyjemy odrobiny wyobraźni i przypatrzymy się nieobranemu fistaszkowi,
to dostrzeżemy jego podobieństwo do znaku nieskończoności. Być może w
tytule tym było coś z proroctwa, a może nawet klątwy. Bo Schulz już
nigdy nie uwolnił się od swoich bohaterów i opowiadający o nich komiks
tworzył ponad pięćdziesiąt lat.
Powiedzieć o "Fistaszkach", że to komiks ważny, to zdecydowanie za mało. To niekwestionowane arcydzieło i jeden z tych tytułów, które ukształtowały komiksowe medium.
To najdoskonalszy przykład tak zwanych funnies – komiksów publikowanych
na ostatnich stronach gazety, będących dodatkami kierowanymi do
najmłodszych. Dla mnie to również świetna zapowiedź tego, co przyniósł
boom powieści graficznych kierowanych do dorosłych, bo dzisiejszy
wyrobiony czytelnik zobaczy w "Fistaszkach" komiks obyczajowy.
Galeria postaci, którą stworzył Schulz – z neurotycznym Charliem
Brownem, zrzędliwą Lucy i Psem Snoopym na czele – stała się ikoniczna
dla światowej kultury. Historyjki przedstawiane w "Fistaszkach" bywają śmieszne, ale ja dostrzegam w nich przede wszystkich smutek i mądrość.
Twórcy ówczesnych pasków dobrze bowiem zdawali sobie sprawę, że na
ostatnią stronę gazety zaglądają nie tylko dzieci i emigranci kiepsko
jeszcze posługujący się angielskim. Prawda jest taka, że nawet jeśli
ktoś się do tego nie przyznawał – z ciekawości czytali je wszyscy.
Jeśli chodzi o "Fistaszki", dzieciom zapewne podobały się po prostu
kreskówkowe ludziki, ale perypetie małych bohaterów miały bardzo
egzystencjalny wydźwięk. Schulz w swoich komiksach odnalazł złoty
środek, który sprawił, że jego dzieło, choć czasem odnoszące się do
aktualności (nowych trendów i wydarzeń bieżących), wisi w próżni. Mimo
że ma na karku ponad pół wieku, w niczym nie przypomina starej,
zmurszałej fotografii i będzie aktualne nawet za sto czy dwieście lat.
Bo opowiada (tak jak inne największe dzieła literatury czy filmu) o
kondycji szarego człowieka, która – nie okłamujmy się – nigdy nie będzie
zbyt dobra. Zapewniam jednak, że nie jest to „komiksowa mydlana opera
dla ubogich” i nawet ludzie szczęśliwi znajdą tu coś dla siebie.
Fistaszki, ci mali ludzie, są bowiem jak nasze dzieci, nasze
zwierciadła. Przeglądamy się w nich i przynoszą pocieszenie, bo wydają
się lepsze od nas. Skoro to komiks tak głęboki, to zapewne
pojawiają się w Waszych głowach pytania o to, czy aby nie będzie za
trudny dla dzieci. Nie. To jednak cały czas zabawne przygody uroczych
urwisów, bo w Schulzu do końca biło serce wrażliwego dziecka.
Proponowałbym jednak czytać "Fistaszki" wspólnie z dziećmi. Przede
wszystkim po to, żeby porozmawiać o uczuciach bohaterów. Dlatego razem,
że dzięki wspólnej lekturze my dowiemy się sporo o nich, a one dowiedzą
się niemało o nas. Nie trzeba na to wiele czasu. Wszak to kilkukadrowe
paski. Wystarczy przeczytać jeden dziennie. Inna sprawa, że –
gwarantuję! – jeden dziennie nie będzie wystarczał ani Wam, ani Waszym
dzieciom.
1 komentarz:
Jakbym mial czytac jeden pasek na dzień to by to zbyt długo zajęło ;)
Żarłok
Prześlij komentarz