niedziela, 3 listopada 2024

Smoła. Piotr Marzec.


 Twórczość Piotra Marca śledzę od czasu zinowego wydania „Słodkich chłopaków” i uważam go za nową nadzieję białych. Sięgałem po „Smołę” bez strachu i może miałem trochę zbyt wysokie wymagania, ale zapewnienia, że będziemy obcować z horrorem, wiele obiecywały. Faktycznie jest tu trochę grozy, fabuły charakterystycznej dla typowego przedstawiciela gatunku jednak niewiele tu uświadczymy.


Jeśli miałbym opisać ten album, powiedziałbym, że to grubo ponad 300 stron post-horroru made in Poland. Z tym że o dziwo atmosferę naszego kraju nie do końca czuć. Rzecz bowiem mocno odnosi się do twórczości Cronenberga czy Davida Lyncha, osadzona jest w realiach, które można by z powodzeniem zakwalifikować do Southern Gothic. Żeby pogłębić stylizację, wszelkie nazwy i imiona jako miejsce akcji wskazują anglosaską prowincję. „Smoła” to więc robota na wskroś zakorzeniona w filozoficznym sorcie gatunku, bratnia gdzieś z „Potomstwem” wspomnianego Cronenberga albo (jeśli szukać porównań w komiksie) w twórczości Clowesa czy Burnsa. Zamiast typowej grozy w gruncie rzeczy sporo tu moralnego niepokoju. Autor odnosi się też do przeszłości bohaterek i szuka ich przekleństwa w genetyce i starszych pokoleniach. Robi to sprawnie i to tytuł, który zdecydowanie przyciągnie do siebie miłośników niezalu. Fani typowego horroru nie do końca mają tu czego szukać. To jednak rzecz trudna w odbiorze, wymagająca od czytelnika nie lada skupienia i uważnego podążania za fabułą.

Marzec posiada dość charakterystyczny styl, co bardzo mu się chwali. Nie jest to nic podpatrzonego gdzieś na zgniłym zachodzie, a wynik poszukiwań autora. Jedynym minusem zdaje się fakt, że nie raz nie dwa niektóre plansze są mało czytelne. Można by nad tym popracować, acz Marzec może zrzucić winę na właśnie taki a nie inny styl wypowiedzi. Moim zdaniem jednak dobrze by było, gdybyśmy nie musieli zgadywać, na co patrzymy i trudne do rozszyfrowania fragmenty traktuję zdecydowanie jako minus i błąd w sztuce. Nie twierdzę, że Marzec nie umie, albo mu się nie chciało, po prostu powinien zastanowić się nad swoją formą wypowiedzi. Może chciał zagrać na przyzwyczajeniach czytelnika, wprawić w konsternację odbiorców, rozumiem to, ale sorry: te fragmenty dalej pozostają zwyczajnie nieczytelne.

„Smoła” to duży objętościowo komiks. Bardzo fajnie, że wyrosło nam w Polsce pokolenie autorów mogących robić rozbudowane powieści graficzne. Marzec swoją twórczością i drugim dopiero dziełem już aspiruje do bycia współczesnym klasykiem. Trudno mi jednak do końca polecać ten tytuł odbiorcom innym niż zainteresowani współczesnym polskim niezalem. Dla fanów gatunkowej pulpy to będzie zbyt trudna i hermetyczna rzecz. Nie oznacza to oczywiście, że komiks jest zły. Odmienność stylu Marca jest zarówno plusem tej publikacji jak i jej przekleństwem. Odstraszy od siebie zarówno miłośników mainstreamu jak i czytelników kajkoszy. Pytanie tylko, czy autora w ogóle interesuje ten target? Bo myślę, że ani trochę.

Brak komentarzy: