piątek, 8 października 2021

Rorschach (King/Fornes)

 


Żeby nie być więźniem własnych fobii trzeba zabić strażnika, który nazywa się niemoc - Sławomir Kuligowski 


Eksperyment zupełnie nieudany
 
Tom King jest jednym z moich ulubionych scenarzystów. Podoba mi się sposób, w jaki pisze. Stąd sięgając do Rorschacha, byłem przekonany, że zetknę się z udanym komiksem. Już sam śródtytuł wyżej sugeruje konkluzję i moje rozczarowanie. Niemniej jednak spróbujmy dojść do tego po kolei. A więc o co chodzi z tytułowym Rorschachem?
 
Miłe złego początki
 
Nową serię Kinga i Fornesa zbierałem cierpliwie w zeszytach. Było ich dwanaście. Pierwszy wydał się bardzo interesujący. Nie będę zdradzał szczegółów fabuły, jednak pokrótce was w niej osadzę. Inaczej się nie da o tym pisać. Serię otwiera nieudany zamach na polityka, kandydującego na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki. Zamachowców jest dwóch - bardzo młoda kobieta i sędziwy mężczyzna w masce tytułowego Rorschacha. Oboje giną już na pierwszych stronach komiksu. Śledztwo zaczyna prowadzić doświadczony detektyw. W tak zwanym międzyczasie dowiadujemy się, że Strażników od dawna nie ma i w sumie nie wiadomo co się z nimi stało. I choć świat przedstawiony wygląda jak Ameryka z lat osiemdziesiątych XX w., to okazuje się, że jest rok 2021 r. Ciekawe? Mnie się spodobało więc sięgnąłem po kolejny zeszyt. I niestety był to błąd, bo nic dobrego mnie dalej nie czekało.
 
Im dalej w las ...
 
Siła Toma Kinga tkwi według mnie w prostocie. Najlepiej sprawdza się w bardzo oszczędnej formie. Lubię, jak wrzuca po kilka słów do dziewięciu kadrów na stronie stopniowo budując napięcie. Szybko w to wsiąkam i jestem ciekawy, co dzieje się w tle. Bo tło jest w jego historiach niewątpliwie ważne i niepokojące - tak było na przykład w Visionie, podobnie w Mister Miracle. Tutaj postanowił pójść w kierunku stylistyki dawno minionej, długie monologi, rozległe dialogi itd. Problem w tym, że nie potrafi robić tego, co umie Moore, DeMatteis czy podobni autorzy. King pada ofiarą własnej niemocy. Dialogi i monologi są tyleż rozbudowane, co zwyczajnie nudne. Dodatkowo, niczego nie wnoszą do historii, która ślimaczy się niemiłosiernie. Cierpi na tym fabuła, na którą King nie ma (globalnie) zbytniego pomysłu. Dzieje się to z uszczerbkiem dla bohaterów. Detektyw, o który powiedziałem, nie ma żadnej historii. Jest obły, ciężko się do niego przywiązać. Główny bohater (detektyw) stara się sprawę rozwikłać i zastanawia się w kółko, o co chodzi z Rorschachem. Czy to po prostu człowiek, który padł ofiarą młodej intrygantki? To zamachowiec? Czy może jest tu drugie dno. Takie mianowicie, że dr Manhatan ukrył esencję głównego bohatera pośród różnych śmiertelników. Co jakiś czas trzeba Rorschacha obudzić, żeby walczył ze złem które opanowało ziemię w "nowej skórze". Ciekawe? No może i ciekawe na poziomie bardzo ogólnym. Niestety, dobry pomysł ginie w gąszczu pretensjonalnych monologów i dialogów, które do niczego nie prowadzą. Po kilku zeszytach straciłem tym "dnem" zainteresowanie. Ale musiałem doczytać do końca. Inaczej bym tego nie pisał. I przeczytałem całość nad czym ubolewam.
 
Drugi plan w tym komiksie nie istnieje. Jest wprawdzie pełno jakichś postaci, które pojawiają się tu i tam. Ale niczego nie wnoszą. Równie dobrze mogłoby ich nie być. I tak czytając to dzieło o wątpliwych walorach z coraz większym upodobaniem skupiałem się na reklamach w moich zeszytach. Było ich pełno. Nie były takie złe, te z Justice League i batonami miały początek, środek i koniec. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że poświęcam im więcej uwagi, niż komiksowi i świadomie odwlekam lekturę. Czytałem nawet głupoty, które wypisywał J. Ridley o "Future state". Komiks jednak nie dał o sobie zapomnieć, w końcu go kupiłem. Dlatego ciąg dalszy nastąpił. Zupełnie niepotrzebnie. Niestety. 
 
Błyskotki
 
Niedostatki fabuły autor stara się wypełniać kontrowersyjnymi tezami. Jedne są bardziej poważne, inne mniej. Szybko ujawnia swoje preferencje polityczne. Stawia m. zd. dość karkołomną tezę, że tylko ludzie o określonych poglądach powinni być prezydentami. Innych należałoby odstrzelić. I to szybko. Nic złego w tym, że ma się poglądy, ale dydaktyzm, pouczanie audytorium, to zupełnie inna sprawa. Tym bardziej, że autor zapomniał chyba do kogo pisze. Chce czy nie chce jego komiks będzie postrzegany jako kontynuacja dzieła A. Moora i D. Gibbonsa. A że apostołów Strażników nie brakuje, to najpewniej dadzą Kingowi odczuć, co sądzą o jego wariacji na temat kanonu milowego komiksowej popkultury. Sposób, w jaki King wplótł to, o czym teraz piszę (poglądy) do swojego komiksu razi banalnością i pretensjonalnością. I myślę, że to nikogo nie przekona. W każdym razie ten polityczny nazwijmy to wątek to "błyskotka". A więc coś, czym autor stara się wypełnić niedostatki fabuły, która według mnie na żadnym poziomie się nie broni. Tu i ówdzie podróżujemy z autorem przez różne pomysły, które są luźno ze sobą powiązane. Wycieczka na manowce. A żeby przykuć uwagę czytelnika, rzucimy mu błyskotkę. Może po nią sięgnie wracając do domu z przedszkola. Bo chyba jako przedszkolaka King czytelnika traktuje. 
 
Druga błyskotka - King chce pokazać jak ocenia współczesny komiks. Bez większego trudu możemy odnaleźć w Rorschachu S. Ditko. Są też inni twórcy. Jedni pisali komiksy naiwne i urocze. A inni mroczne. Wśród tych ostatnich jest Frank Miller. On w Rorschachu występuje jako pełnoprawna postać drugoplanowa. Opowiada o kulisach stworzenia komiksu Mroczny Rycerz Powraca. To ciekawy pomysł, przyznaję. King jednak na końcu znowu poucza. Mówi tak - prawdziwe i szczere są te naiwne, urocze komiksy. A te duszne i mroczne są wypaczeniem trendów, jakie pojawiły się w latach 30. i 40. ubiegłego stulecia. Karkołomna i śmieszna teza zważywszy, jakie sam pisze (King) komiksy. Czyta się to ze zdumieniem, a autor prezentuje się wręcz groteskowo i komicznie. W każdym razie i to moim zdaniem się publice nie spodoba. Ludzie wiedzą jakie chcą czytać komiksy i projekcja Pana Kinga jest im niepotrzebna. Miało mu to dodać, nie wiem, atencji? Estymy? Poza tym - co to w ogóle ma wspólnego z zamachem, Rorschachem itd.? Absurd. No niestety, trzeba było popracować nad scenariuszem, a tu nic. Może sięgną, jak droga z przedszkola się im wydłuży ponad miarę, myśli King. I mi się uda. Tak nie będzie cwany lisku. 
 
Kolorowy kwiat na bagnie
 
Jorge Fornes robi co może, rysując rzeczony komiks, żeby ocena dzieła była przynajmniej poprawna. To pozytywny aspekt Rorschacha. Uważam, że ten ilustrator jest osobą utalentowaną i ma własny styl. Bardzo podoba mi się sposób rysowania świata przedstawionego. Magnetofony szpulowe, pagery, firanki i charakterystyczne wykładziny przywodzą na myśl kryminały z lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Nie koloryzuje Ameryki, pokazuje ją także zaniedbaną i nieschludną. Dzięki temu to, co jest na ilustracjach, wygląda przekonująco i autentycznie. Nie znałem wcześniejszych prac Fornesa, ale będę śledził jego dokonania. Niewątpliwie na to zasługuje. King zresztą też, bo to utalentowana osoba. Każdy z nas miewa momenty lepsze i gorsze. Ten był w komiksowym życiu Kinga fatalny, wręcz dramatyczny, ale pozostaje mi żywić nadzieję, że będzie lepiej. 
 
Zamiast zakończenia
 
Zacząłem od cytatu i żeby do niego nawiązać chcę powiedzieć tak - Kingowi nie udało się zabić strażnika, który nazywa się "niemoc". Innych Strażników też nie uśmiercił, mają zbyt mocną pozycję w kulturze komiksowej. Scenarzysta stworzył jednak w mojej ocenie dzieło po prostu nieudane. Nieuczesane intelektualne, bo pełne łopatologicznych treści i przegadane. Komiks nie jest bełkotem. Co to to nie. Treści w nim zawarte są zrozumiałe, jasne. Niemniej jednak są podane w tak nudny i nieprzystępny sposób, że zapoznawanie się z nimi jest zwyczajnie nieprzyjemne. Zakończenie da się przewidzieć bez większych problemów. Zdradza je charakterystyczne chrząknięcie detektywa w jedenastym zeszycie, jak doczytacie, będziecie wiedzieć, o co chodzi. Więcej nie powiem.
Zmierza do mnie "Strange Adventures". Pozostaje żywić nadzieję, że nie będzie tak niemiłym zaskoczeniem, jak Roschach. W dziesięciostopniowej skali ocena: 2/10. Każda inna, co piszę z pełnym przekonaniem, byłaby sporą przesadą. 
 
Autor: AN

Brak komentarzy: