Żeby nie być więźniem własnych fobii trzeba zabić strażnika, który nazywa się niemoc - Sławomir Kuligowski
Eksperyment zupełnie nieudany
Tom
King jest jednym z moich ulubionych scenarzystów. Podoba mi się sposób,
w jaki pisze. Stąd sięgając do Rorschacha, byłem przekonany, że zetknę
się z udanym komiksem. Już sam śródtytuł wyżej sugeruje konkluzję i moje
rozczarowanie. Niemniej jednak spróbujmy dojść do tego po kolei. A więc
o co chodzi z tytułowym Rorschachem?
Miłe złego początki
Nową
serię Kinga i Fornesa zbierałem cierpliwie w zeszytach. Było ich
dwanaście. Pierwszy wydał się bardzo interesujący. Nie będę zdradzał
szczegółów fabuły, jednak pokrótce was w niej osadzę. Inaczej się nie da
o tym pisać. Serię otwiera nieudany zamach na polityka, kandydującego
na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki. Zamachowców jest dwóch
- bardzo młoda kobieta i sędziwy mężczyzna w masce tytułowego
Rorschacha. Oboje giną już na pierwszych stronach komiksu. Śledztwo
zaczyna prowadzić doświadczony detektyw. W tak zwanym międzyczasie
dowiadujemy się, że Strażników od dawna nie ma i w sumie nie wiadomo co
się z nimi stało. I choć świat przedstawiony wygląda jak Ameryka z lat
osiemdziesiątych XX w., to okazuje się, że jest rok 2021 r. Ciekawe?
Mnie się spodobało więc sięgnąłem po kolejny zeszyt. I niestety był to
błąd, bo nic dobrego mnie dalej nie czekało.
Im dalej w las ...
Siła
Toma Kinga tkwi według mnie w prostocie. Najlepiej sprawdza się w
bardzo oszczędnej formie. Lubię, jak wrzuca po kilka słów do dziewięciu
kadrów na stronie stopniowo budując napięcie. Szybko w to wsiąkam i
jestem ciekawy, co dzieje się w tle. Bo tło jest w jego historiach
niewątpliwie ważne i niepokojące - tak było na przykład w Visionie,
podobnie w Mister Miracle. Tutaj postanowił pójść w kierunku stylistyki
dawno minionej, długie monologi, rozległe dialogi itd. Problem w tym, że
nie potrafi robić tego, co umie Moore, DeMatteis czy podobni autorzy.
King pada ofiarą własnej niemocy. Dialogi i monologi są tyleż
rozbudowane, co zwyczajnie nudne. Dodatkowo, niczego nie wnoszą do
historii, która ślimaczy się niemiłosiernie. Cierpi na tym fabuła, na
którą King nie ma (globalnie) zbytniego pomysłu. Dzieje się to z
uszczerbkiem dla bohaterów. Detektyw, o który powiedziałem, nie ma
żadnej historii. Jest obły, ciężko się do niego przywiązać. Główny
bohater (detektyw) stara się sprawę rozwikłać i zastanawia się w kółko, o
co chodzi z Rorschachem. Czy to po prostu człowiek, który padł ofiarą
młodej intrygantki? To zamachowiec? Czy może jest tu drugie dno. Takie
mianowicie, że dr Manhatan ukrył esencję głównego bohatera pośród
różnych śmiertelników. Co jakiś czas trzeba Rorschacha obudzić, żeby
walczył ze złem które opanowało ziemię w "nowej skórze". Ciekawe? No
może i ciekawe na poziomie bardzo ogólnym. Niestety, dobry pomysł ginie w
gąszczu pretensjonalnych monologów i dialogów, które do niczego nie
prowadzą. Po kilku zeszytach straciłem tym "dnem" zainteresowanie. Ale
musiałem doczytać do końca. Inaczej bym tego nie pisał. I przeczytałem
całość nad czym ubolewam.
Drugi
plan w tym komiksie nie istnieje. Jest wprawdzie pełno jakichś postaci,
które pojawiają się tu i tam. Ale niczego nie wnoszą. Równie dobrze
mogłoby ich nie być. I tak czytając to dzieło o wątpliwych walorach z
coraz większym upodobaniem skupiałem się na reklamach w moich zeszytach.
Było ich pełno. Nie były takie złe, te z Justice League i batonami
miały początek, środek i koniec. W pewnym momencie uświadomiłem sobie,
że poświęcam im więcej uwagi, niż komiksowi i świadomie odwlekam
lekturę. Czytałem nawet głupoty, które wypisywał J. Ridley o "Future
state". Komiks jednak nie dał o sobie zapomnieć, w końcu go kupiłem.
Dlatego ciąg dalszy nastąpił. Zupełnie niepotrzebnie. Niestety.
Błyskotki
Niedostatki
fabuły autor stara się wypełniać kontrowersyjnymi tezami. Jedne są
bardziej poważne, inne mniej. Szybko ujawnia swoje preferencje
polityczne. Stawia m. zd. dość karkołomną tezę, że tylko ludzie o
określonych poglądach powinni być prezydentami. Innych należałoby
odstrzelić. I to szybko. Nic złego w tym, że ma się poglądy, ale
dydaktyzm, pouczanie audytorium, to zupełnie inna sprawa. Tym bardziej,
że autor zapomniał chyba do kogo pisze. Chce czy nie chce jego komiks
będzie postrzegany jako kontynuacja dzieła A. Moora i D. Gibbonsa. A że
apostołów Strażników nie brakuje, to najpewniej dadzą Kingowi odczuć, co
sądzą o jego wariacji na temat kanonu milowego komiksowej popkultury.
Sposób, w jaki King wplótł to, o czym teraz piszę (poglądy) do swojego
komiksu razi banalnością i pretensjonalnością. I myślę, że to nikogo nie
przekona. W każdym razie ten polityczny nazwijmy to wątek to
"błyskotka". A więc coś, czym autor stara się wypełnić niedostatki
fabuły, która według mnie na żadnym poziomie się nie broni. Tu i ówdzie
podróżujemy z autorem przez różne pomysły, które są luźno ze sobą
powiązane. Wycieczka na manowce. A żeby przykuć uwagę czytelnika,
rzucimy mu błyskotkę. Może po nią sięgnie wracając do domu z
przedszkola. Bo chyba jako przedszkolaka King czytelnika traktuje.
Druga
błyskotka - King chce pokazać jak ocenia współczesny komiks. Bez
większego trudu możemy odnaleźć w Rorschachu S. Ditko. Są też inni
twórcy. Jedni pisali komiksy naiwne i urocze. A inni mroczne. Wśród tych
ostatnich jest Frank Miller. On w Rorschachu występuje jako pełnoprawna
postać drugoplanowa. Opowiada o kulisach stworzenia komiksu Mroczny
Rycerz Powraca. To ciekawy pomysł, przyznaję. King jednak na końcu znowu
poucza. Mówi tak - prawdziwe i szczere są te naiwne, urocze komiksy. A
te duszne i mroczne są wypaczeniem trendów, jakie pojawiły się w latach
30. i 40. ubiegłego stulecia. Karkołomna i śmieszna teza zważywszy,
jakie sam pisze (King) komiksy. Czyta się to ze zdumieniem, a autor
prezentuje się wręcz groteskowo i komicznie. W każdym razie i to moim
zdaniem się publice nie spodoba. Ludzie wiedzą jakie chcą czytać komiksy
i projekcja Pana Kinga jest im niepotrzebna. Miało mu to dodać, nie
wiem, atencji? Estymy? Poza tym - co to w ogóle ma wspólnego z zamachem,
Rorschachem itd.? Absurd. No niestety, trzeba było popracować nad
scenariuszem, a tu nic. Może sięgną, jak droga z przedszkola się im
wydłuży ponad miarę, myśli King. I mi się uda. Tak nie będzie cwany
lisku.
Kolorowy kwiat na bagnie
Jorge
Fornes robi co może, rysując rzeczony komiks, żeby ocena dzieła była
przynajmniej poprawna. To pozytywny aspekt Rorschacha. Uważam, że ten
ilustrator jest osobą utalentowaną i ma własny styl. Bardzo podoba mi
się sposób rysowania świata przedstawionego. Magnetofony szpulowe,
pagery, firanki i charakterystyczne wykładziny przywodzą na myśl
kryminały z lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Nie koloryzuje
Ameryki, pokazuje ją także zaniedbaną i nieschludną. Dzięki temu to, co
jest na ilustracjach, wygląda przekonująco i autentycznie. Nie znałem
wcześniejszych prac Fornesa, ale będę śledził jego dokonania.
Niewątpliwie na to zasługuje. King zresztą też, bo to utalentowana
osoba. Każdy z nas miewa momenty lepsze i gorsze. Ten był w komiksowym
życiu Kinga fatalny, wręcz dramatyczny, ale pozostaje mi żywić nadzieję,
że będzie lepiej.
Zamiast zakończenia
Zacząłem
od cytatu i żeby do niego nawiązać chcę powiedzieć tak - Kingowi nie
udało się zabić strażnika, który nazywa się "niemoc". Innych Strażników
też nie uśmiercił, mają zbyt mocną pozycję w kulturze komiksowej.
Scenarzysta stworzył jednak w mojej ocenie dzieło po prostu nieudane.
Nieuczesane intelektualne, bo pełne łopatologicznych treści i
przegadane. Komiks nie jest bełkotem. Co to to nie. Treści w nim zawarte
są zrozumiałe, jasne. Niemniej jednak są podane w tak nudny i
nieprzystępny sposób, że zapoznawanie się z nimi jest zwyczajnie
nieprzyjemne. Zakończenie da się przewidzieć bez większych problemów.
Zdradza je charakterystyczne chrząknięcie detektywa w jedenastym
zeszycie, jak doczytacie, będziecie wiedzieć, o co chodzi. Więcej nie
powiem.
Zmierza
do mnie "Strange Adventures". Pozostaje żywić nadzieję, że nie będzie
tak niemiłym zaskoczeniem, jak Roschach. W dziesięciostopniowej skali
ocena: 2/10. Każda inna, co piszę z pełnym przekonaniem, byłaby sporą
przesadą.
Autor: AN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz