czwartek, 17 września 2020

Dziki Ląd. Ram V/Sumit Kumar

 


 Rok 1766. Wygnańcza podróż do Indii pewnego zanadto szarogęszącego się Londyńskiego wampira nie kończy się pomyślnie. Po przybyciu do Kalikatu w trymiga trafia na coś w chój niebezpiecznego, a to coś urywa mu łeb (dosłownie) i sra mu do szyi (tego nie robi, to już ja podkolorowałem dla efektu). To dość zaskakujący zwrot akcji, ale nie spoiler, bo dzieje się stosunkowo wcześnie. Niemniej to duże zaskoczenie – najwyraźniej jednak nie do końca będzie to komiks wampirzy. Ta akcja wprowadza nas w świat mocno podszyty kolonializmem, pełen orientalnych zapachów i przygaszonych barw, w których sportretowano Indie XVIII wieku, czyli krainę zamieszkałą przez większych badassów od jakichś tam zblazowanych angielskich wampirów. Są tu nie tylko elementy zaczerpnięte z grozy, ale i sceny batalistyczne, folklorystyczne motywy i opowieść o pewnym demonie, który (jak się ostatecznie zdaje) ma być w tym komiksie główną postacią. To zresztą jego maska widnieje na dość ładnie wykonanej okładce.


 


„Dziki Ląd” to bardzo dobry, mainstreamowy komiksik i mimo iż ostatecznie trudno go zakwalifikować gatunkowo, to oferuje rozrywkę na najwyższym poziomie. Z jednej strony autorzy stawiają na mocno literacką narrację – większość opowieści snuta jest za pomocą listów. Z drugiej dostajemy tu genialnie rozrysowane, pełne akcji sceny, w których twórcy udowadniają, że doskonale wiedzą, jak opowiadać za pomocą sekwencji obrazów. Należy im się medal za niebywałe zrozumienie języka komiksu i doskonałe, wybitnie sprawne korzystanie z niego. Genialnie wypadają tu zarówno sceny mające opisywać rzeczywistość, jak i dynamiczne sceny walk, od których album aż kipi.

Za warstwę literacką odpowiada gość podpisujący się jako Ram V. Pochodzi z Indii, ale mieszka w Londynie i pewnie głównie jemu zawdzięczamy kolonialny, spatynowany wydźwięk tej opowieści.




Chwilę po zorientowaniu się skąd pochodzi scenarzysta pogrzebałem w sieci, żeby sprawdzić skąd jest rysownik „Dzikiego Lądu”, bo nie byłem pewien, czy mamy do czynienia z komiksem frankofońskim (na co wskazuje kreska) czy amerykańskim (to sugeruje format). Nie zdziwiłem się w sumie, gdy okazało się, że też jest Hindusem z New Delhi. Wzorce, z których czerpie on inspiracje, prawdopodobnie osadzone są po obu stronach oceanu, ale moim zdaniem jego prace najbardziej przypadną do gustu miłośnikom mainstreamowego komiksu europejskiego. Sumit Kumar genialnie radzi sobie z rysunkami w stylu realistycznym i bez strachu nazwę go mistrzem tego fachu. A niech tam, jak już słodzę, to słodzę: to prawdopodobnie jeden z najlepszych rysowników realistycznych, o których istnieniu nigdy nie słyszeliście. Do tego dochodzą kolory. Komputerowe, nakładane przez Vittorio Astone (tak, tak – Włocha), są w swojej kategorii bardzo dobrą robotą, taką niekaleczącą nawet moich mocno wrażliwych na cyfrę oczu.

Niniejszy komiks jest wizytówką, która wręczył nam nowy wydawca na rynku – oficyna Lost in Time. „Dziki Ląd” to bardzo udany debiut, który mocno Wam polecam – z zastrzeżeniem, że ze względu na rysunki bardziej spodoba się pewnie wielbicielom frankofonów. Zapewniam jednak, przypadnie do gustu nawet tym bardzo wybrednym, bo chwaląc ten album nie pisałem swojej opinii na wyrost.

 


 

Brak komentarzy: