Bardzo lubię serię o Corto Maltese.
To słynny, wielokrotnie nagradzany cykl opowiadający o przygodach
marynarza i awanturnika, który wędrował po świecie w początkach
XX wieku. Bohater ma niezwykły talent do zjawiania się zawsze i
wszędzie w odpowiednim miejscu i czasie. To sprawia, że na swojej
drodze często napotyka słynne postacie historyczne, co bardzo
uatrakcyjnia lekturę tych komiksów. Sam autor, Hugo Pratt, to istny
Bóg opowieści obrazkowych, którego wpływy możemy odnaleźć
zarówno w twórczości Franka Millera jak i Mike'a Mignoli.
Tym razem Corto trafia do Argentyny w
1923 roku. Tworząc ten komiks Pratt odrzucił
przygodowo-awanturniczą konwencję i skupił się tym razem na
kryminale noir. Bohaterowi przyjdzie rozwiązywać zagadkę
samobójstwa dawno niewidzianej przyjaciółki. Będzie przy tym
zwiedzał piękne Bueno Aires, a na swojej drodze napotka
ukrywającego się pod fikcyjnym nazwiskiem Butcha Cassiedy'ego –
słynnego rewolwerowca, który jak się okazuje uciekł przed
wymiarem sprawiedliwości do Argentyny. Intryga jest dość
skomplikowana, a podejrzanych bardzo wielu. Co ciekawe pewne poszlaki
wskazują na polskie środowisko emigracyjne, te według komiksu
Pratta zajmowało się w tamtym okresie zorganizowanym sutenerstwem w
Argentynie (ciekawe czy to faktycznie prawda). Trop prowadzi jednak
też w inne rejony, a na wierzch wypływa skorumpowanie Argentyńskiej
policji i polityków.
Powiem szczerze, że ten album podobał
mi się zdecydowanie mniej niż inne tomy z historiami o Corto. Może
po prostu Prattowi jednak najlepiej wychodzą opowieści przygodowe i
pobłądził tworząc rasowy kryminał? Nie jest to na pewno zły
komiks, ale nie polecałbym zaczynać przygody z twórczością
Włocha właśnie od niego. Lekkość opowieści zostaje zaburzona i
przygnieciona nawałem tekstu, bo bohaterowie prowadzą bardzo
rozbudowane dialogi, często opisujące zdarzenia z przeszłości,
które mają opisać sytuację społeczno-polityczną w ówczesnej
Argentynie. Może było to potrzebne fabule, niestety zdecydowanie
zaszkodziło warstwie narracyjnej.
Uważam Pratta za wybitnego rysownika,
ale tym razem przyznam, że nawet graficznie coś mi tutaj zgrzyta.
Wydaje mi się, że tła są bardzo oszczędnie wypełniane i
przestrzeń za postaciami zajmują głównie wielkie dymki.
Oczywiście wypowiedzi są ważne, skoro mamy do czynienia z
kryminałem, a nie typową wartką akcją, ale zabrakło mi tu
zdecydowanie ducha tytułowego tanga i samej Argentyny, a ja, jako
komiksowe zwierze poznaję przecież świat przez pryzmat opowieści
obrazkowych. Czytając komiks podróżniczy chcę poczuć atmosferę
miejsca, w którym toczy się akcja. Miałem okazję już zawitać do
tego kraju dzięki albumowi „Carlos Gardel. Głos Argentyny”
(klik) i wspominam tą podróż znacznie lepiej.
Jestem ultrasem Pratta i uzbieram każdy
album jego autorstwa, jaki pojawi na naszym rynku, ale „Tangiem”,
które zaserwowano nam zaraz po rewelacyjnej „Młodości”
(pisałem o niej tutaj: klik) jestem nieco zawiedziony. Oczywiście
to dobrze, że Egmont wydał ten komiks, bo seria musi się ukazać w
całości, więc mimo wszystko polecam go kupić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz