niedziela, 30 czerwca 2019

Corto Maltese. Tom 10. Tango. Hugo Pratt.




Bardzo lubię serię o Corto Maltese. To słynny, wielokrotnie nagradzany cykl opowiadający o przygodach marynarza i awanturnika, który wędrował po świecie w początkach XX wieku. Bohater ma niezwykły talent do zjawiania się zawsze i wszędzie w odpowiednim miejscu i czasie. To sprawia, że na swojej drodze często napotyka słynne postacie historyczne, co bardzo uatrakcyjnia lekturę tych komiksów. Sam autor, Hugo Pratt, to istny Bóg opowieści obrazkowych, którego wpływy możemy odnaleźć zarówno w twórczości Franka Millera jak i Mike'a Mignoli.

Tym razem Corto trafia do Argentyny w 1923 roku. Tworząc ten komiks Pratt odrzucił przygodowo-awanturniczą konwencję i skupił się tym razem na kryminale noir. Bohaterowi przyjdzie rozwiązywać zagadkę samobójstwa dawno niewidzianej przyjaciółki. Będzie przy tym zwiedzał piękne Bueno Aires, a na swojej drodze napotka ukrywającego się pod fikcyjnym nazwiskiem Butcha Cassiedy'ego – słynnego rewolwerowca, który jak się okazuje uciekł przed wymiarem sprawiedliwości do Argentyny. Intryga jest dość skomplikowana, a podejrzanych bardzo wielu. Co ciekawe pewne poszlaki wskazują na polskie środowisko emigracyjne, te według komiksu Pratta zajmowało się w tamtym okresie zorganizowanym sutenerstwem w Argentynie (ciekawe czy to faktycznie prawda). Trop prowadzi jednak też w inne rejony, a na wierzch wypływa skorumpowanie Argentyńskiej policji i polityków. 



Powiem szczerze, że ten album podobał mi się zdecydowanie mniej niż inne tomy z historiami o Corto. Może po prostu Prattowi jednak najlepiej wychodzą opowieści przygodowe i pobłądził tworząc rasowy kryminał? Nie jest to na pewno zły komiks, ale nie polecałbym zaczynać przygody z twórczością Włocha właśnie od niego. Lekkość opowieści zostaje zaburzona i przygnieciona nawałem tekstu, bo bohaterowie prowadzą bardzo rozbudowane dialogi, często opisujące zdarzenia z przeszłości, które mają opisać sytuację społeczno-polityczną w ówczesnej Argentynie. Może było to potrzebne fabule, niestety zdecydowanie zaszkodziło warstwie narracyjnej. 



Uważam Pratta za wybitnego rysownika, ale tym razem przyznam, że nawet graficznie coś mi tutaj zgrzyta. Wydaje mi się, że tła są bardzo oszczędnie wypełniane i przestrzeń za postaciami zajmują głównie wielkie dymki. Oczywiście wypowiedzi są ważne, skoro mamy do czynienia z kryminałem, a nie typową wartką akcją, ale zabrakło mi tu zdecydowanie ducha tytułowego tanga i samej Argentyny, a ja, jako komiksowe zwierze poznaję przecież świat przez pryzmat opowieści obrazkowych. Czytając komiks podróżniczy chcę poczuć atmosferę miejsca, w którym toczy się akcja. Miałem okazję już zawitać do tego kraju dzięki albumowi „Carlos Gardel. Głos Argentyny” (klik) i wspominam tą podróż znacznie lepiej.

Jestem ultrasem Pratta i uzbieram każdy album jego autorstwa, jaki pojawi na naszym rynku, ale „Tangiem”, które zaserwowano nam zaraz po rewelacyjnej „Młodości” (pisałem o niej tutaj: klik) jestem nieco zawiedziony. Oczywiście to dobrze, że Egmont wydał ten komiks, bo seria musi się ukazać w całości, więc mimo wszystko polecam go kupić. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz