Egmont eksploruje katalog Image i
startuje z nową serią z ich stajni. „Palcojad” to opowieść o
dziwnym miasteczku, w którym narodziło się najwięcej seryjnych
zabójców na świecie. Ostatni potwierdzony przypadek dotyczy
właśnie tytułowej postaci – bezwzględnego mordercy, który
obgryzał ręce swoich ofiar. Do mieściny przyjeżdża pewien
zawieszony w obowiązkach agent, wezwany przez kolegę próbującego
rozwikłać zagadkę niezwykłej eskalacji seryjnych morderców na
tym terenie.
Co ciekawe Palcojad został wypuszczony
z więzienia – ława przysięgłych go uniewinniła – i teraz
pomieszkuje w domu swoich rodziców, rzucając tym samym ponury cień
na całą społeczność miasteczka. To również on będzie jednym z
głównych bohaterów tego komiksu. Prócz wspomnianego agenta na
pierwszy plan wychodzą też dwie niewiasty: kobieta szeryf, która w
młodości chodziła na randki z tytułowym seryjniakiem i
nastoletnia gotka, przejawiająca niezdrową fascynację lokalnymi
mordercami.
Chociaż opowieść o Palcojadzie
pochodzi z Image, to szukając porównań sięgnę po komiksy
Vertigo. To rzecz, która spokojnie mogłaby należeć do tego
imprintu dla dorosłego czytelnika. Najwięcej jednak zawdzięcza
filmom, bo skojarzenia od razu kierują mnie na „Milczenie Owiec”
(nawet jest wspominane w dialogach) i „Miasteczko Twin Peaks”.
Nie ma też co oszukiwać: byłby z tego komiksu przyzwoity serial
dla Netflixa czy HBO i wydaje mi się, że tworząc tą historię
autorzy mieli z tyłu głowy myśl o kasie jaką zainkasują, jeśli
takowa ekranizacja dojdzie do skutku. I w tym momencie dowalę łychę
dziegciu do beczki miodu. „Palcojad” wydaje się produktem
kalkulowanym pod publiczkę. Mimo kontrowersyjnej tematyki mało w
nim szaleństwa. To wszystko to tylko ograne, sprawdzone już w
horrorowej popkulturze klisze. We wstępie Robert Kirkman chwali
„Palcojada” za to, że to utwór niezależny, ale po prawdzie
wcale tego nie czuć, bo twórcom najzwyczajniej brakuje odwagi, by
wychodzić poza schematy. Wyjątkiem jest jeden bardzo fajny zeszyt,
którego bohaterem jest nie kto inny jak sam Brian Michael Bendis,
autentyczny słynny scenarzysta komiksowy, piszący niegdyś dla
Marvela, a teraz dla DC, który przybywa do miasteczka by zebrać
materiały do powieści graficznej o seryjnych mordercach. To tak
uroczy i oryginalny pomysł, że morda cieszyła mi się przez całą
lekturę tej części.
Mimo tego, że narzekam, to muszę
przyznać, że fabuła „Palcojada” nie jest jednak taka zła. Po
prostu daleko jej do arcydzieł i nie zrywa czapki, ale w ogólnym
rozrachunku muszę przyznać, że komiks czyta się bardzo
przyjemnie. Może czytało by się go nawet lepiej, gdyby nie
rysunki. Te są bowiem wyjątkowo paskudne. W większej części (bo
mam wrażenie, że pod koniec jakby się nieco poprawiają, albo to
ja się przyzwyczaiłem) wyglądają jak dzieło gościa, który
dopiero co zaczyna uczyć się rysować na tablecie. To realistyczna
kreska, ale tak nijaka, że trudno dostrzec w niej jakieś pozytywne
elementy. Do tego dochodzą komputerowe kolory. Jak się pewnie
domyślacie, wcale nie poprawiają sytuacji.
W ogólnym rozrachunku „Palcojad”
jest pozycją przeciętną. Nie oznacza to jednak, że nie polubiłem
tego komiksu. Wręcz przeciwnie. Jestem bardzo ciekaw co będzie
dalej. Założę się, że jeśli sięgniecie po niego to też się
wkręcicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz