Moje relacje z „Goonem” Ericka
Powella są skomplikowane. Nie potrafię nie docenić wykreowanego
przez niego świata, ale niewybredne żarty o kupie mnie żenowały.
Od strony graficznej uznaję jednak „Zbira” za pierwszą ligę i
nawet jeśli nie do końca po drodze mi z humorem tego artysty, to
zaliczam jego prace do bardzo udanych. To zdecydowanie coś, co
lubię, co mimo wszystko dobrze wspominam. Coś, co rozgościło się
i pozostało w mojej wyobraźni.
Cieszę się więc z faktu
wydania „Hillbilly” jak głupi z bateryjki, bo Powell przede
wszystkim zrezygnował w nim z niesmacznych żartów, zaserwował za
to mistrzowski storytelling i kreację świata na najwyższym
poziomie. Owszem to na razie tylko krótkie historie inspirowane
mocno lekturami z dzieciństwa Powella, ale mimo pozornej prostoty
sprawiły mi one niesamowitą przyjemność. Osadzenie akcji w
(baśniowych w ujęciu Powella) Appalachach i stworzenie własnej,
mocno podszytej siarką i podlanej bimbrem, mitologii zasiedlonej
przez wiedźmy i inne stworzenia o piekielnym rodowodzie sprawiło,
że polubiłem tę serię z marszu. Przeczytałem pierwszy tom jednym
tchem, zachwycając się przy tym dalej według mnie niedocenionymi u
nas możliwościami graficznymi Powella oraz piekielną mocą tasaka
głównego bohatera.
Graficznie bowiem ten komiks to
pierwszorzędna, acz mocno pulpowa robota. Coś, czego brakuje
naszemu rynkowi w czasach świetności typowych komputerowych
rysunków. Powell rysuje jakby sprzedał duszę diabłu za talent
plastyczny. Przy okazji rzecz urzeka na każdym kroku niesamowitą
dynamiką i specyficznym, semi-realistycznym stylem rysunku,
zakorzenionym gdzieś w baśniowym fantasy, ale uchwyconym w mocno
oryginalnych ramach. Szukając porównań: to, co Powell ukazuje w
„Hillbillym”, to połączenie stylu Franka Frazetty z Richardm
Corbenem. I nie, nie ma przesady w tych porównaniach. Powell jest
totalnym mistrzem komiksu.
Nie mam pojęcia, jak rozwiną się
historie z uniwersum Hillbilly'ego, ale zatrzymując się na kilka
chwil przy pierwszym tomie, jestem całkowicie oczarowany. Śpieszę
więc donieść: koniecznie sięgnijcie po nowy komiks Powella, jeśli
lubicie wieśniackie południe Stanów Zjednoczonych – tu dodatkowo
ukazane w krzywym zwierciadle i podrasowane stworami rodem z
opowieści fantasy – nie będziecie zawiedzeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz