niedziela, 7 kwietnia 2024

Hillbilly. Eric Powell

 


Moje relacje z „Goonem” Ericka Powella są skomplikowane. Nie potrafię nie docenić wykreowanego przez niego świata, ale niewybredne żarty o kupie mnie żenowały. Od strony graficznej uznaję jednak „Zbira” za pierwszą ligę i nawet jeśli nie do końca po drodze mi z humorem tego artysty, to zaliczam jego prace do bardzo udanych. To zdecydowanie coś, co lubię, co mimo wszystko dobrze wspominam. Coś, co rozgościło się i pozostało w mojej wyobraźni.

Cieszę się więc z faktu wydania „Hillbilly” jak głupi z bateryjki, bo Powell przede wszystkim zrezygnował w nim z niesmacznych żartów, zaserwował za to mistrzowski storytelling i kreację świata na najwyższym poziomie. Owszem to na razie tylko krótkie historie inspirowane mocno lekturami z dzieciństwa Powella, ale mimo pozornej prostoty sprawiły mi one niesamowitą przyjemność. Osadzenie akcji w (baśniowych w ujęciu Powella) Appalachach i stworzenie własnej, mocno podszytej siarką i podlanej bimbrem, mitologii zasiedlonej przez wiedźmy i inne stworzenia o piekielnym rodowodzie sprawiło, że polubiłem tę serię z marszu. Przeczytałem pierwszy tom jednym tchem, zachwycając się przy tym dalej według mnie niedocenionymi u nas możliwościami graficznymi Powella oraz piekielną mocą tasaka głównego bohatera.

Graficznie bowiem ten komiks to pierwszorzędna, acz mocno pulpowa robota. Coś, czego brakuje naszemu rynkowi w czasach świetności typowych komputerowych rysunków. Powell rysuje jakby sprzedał duszę diabłu za talent plastyczny. Przy okazji rzecz urzeka na każdym kroku niesamowitą dynamiką i specyficznym, semi-realistycznym stylem rysunku, zakorzenionym gdzieś w baśniowym fantasy, ale uchwyconym w mocno oryginalnych ramach. Szukając porównań: to, co Powell ukazuje w „Hillbillym”, to połączenie stylu Franka Frazetty z Richardm Corbenem. I nie, nie ma przesady w tych porównaniach. Powell jest totalnym mistrzem komiksu.

Nie mam pojęcia, jak rozwiną się historie z uniwersum Hillbilly'ego, ale zatrzymując się na kilka chwil przy pierwszym tomie, jestem całkowicie oczarowany. Śpieszę więc donieść: koniecznie sięgnijcie po nowy komiks Powella, jeśli lubicie wieśniackie południe Stanów Zjednoczonych – tu dodatkowo ukazane w krzywym zwierciadle i podrasowane stworami rodem z opowieści fantasy – nie będziecie zawiedzeni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz