„Kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie skurwysynem, ale kto na starość socjalistą pozostał, ten jest po prostu głupi” - słowa te przypisywane - ponoć niesłusznie – Bismarckowi, przyszły mi na myśl po przeczytaniu Krzyku ludu duetu Tardi/Vautrin. Ale po kolei.
Po genialnym antywojennym komiksie Tardiego „To była wojna okopów” wiedziałem, że chcę przeczytać inne powierci graficzne tego Francuza. „Krzyk ludu” zapowiadał się wybitnie - monumentalny fresk historyczny o Komunie Paryskiej, nad którym autorzy pracowali przez lata. Ogólnie interesują mnie narracje nawiązujące do wydarzeń z przeszłości. Przede wszystkim spragniony jestem ciekawych i jednocześnie kompetentnych interpretacji polityczno-historycznych. Co dostałem?
Już sam wstęp Jeana Vautrina - autora książki, na podstawie której powstał komiks – nieco mnie zmroził. Nie ma to jak deklaratywne utożsamianie się z „prostym ludem” zwłaszcza w wykonaniu ludzi o wyższym statusie społecznym. Nie miałem wątpliwości, że opowieść wyłożona będzie w sposób jednoznacznie chwalący Komunę. I rzeczywiście, podczas lektury miałem wrażenie, że obcuję z dziełem propagandowym. Trochę jakbym oglądał film Siergieja Eisensteina, co właściwie mogłoby być komplementem, gdyby nie to, że „Krzyk ludu” nie powstał przecież w kraju totalitarnym... a może jednak powstał. Komunały Komuny nie padły. W krajach europy zachodniej lewicowo-liberalne tendencje są tak silne, że stanowią niemal powietrze, w którym najdelikatniejszy prąd innej myśli jest natychmiast wyczuwany i tłamszony. Już słyszę ten wrzask oburzenia: że prawa kobiet, że wolne soboty, że... itd. itp. Zdobycze, dobrodziejstwa Komuny. Wszystko spoko, ale - jak mniema - rewolucje zmierzały do wymiany rządzących, rządzeni zaś nigdy się nie liczyli, po prostu ginęli za „piękne idee”, które następnie przekuto w XX wieczne totalitaryzmy realnego oraz narodowego socjalizmu. Gwałtowne przelewy krwi nie przyśpieszały zmian na lepsze, opóźniały je. Ale wróćmy do komiksu.
Pomijając gloryfikowanie bezhołowia oraz dekonstrukcyjnych działań paryskiej tłuszczy, w komiksie mamy do czynienia z historią kryminalną z akcentem romantycznym. Nie będę jej streszczał, starczy że autorzy robią to ustami bohaterów, co kilkadziesiąt stron (zapewne stanowi to efekt pierwotnej publikacji komiksu w częściach). Intryga jest złożona i wielowątkowa, występuje w niej sporo postaci, także historycznych. Losy bohaterów przeplatają się, zazębiając o siebie na tle krwawej jatki i pożogi, które ogarnęły Paryż.
Mimo iż protagoniści zarysowani są w sposób interesujący, a opowieść miejscami potrafi uwieść swoją maestrią, miałem wrażenie, że jednak ogólnie narracja nieco kuleje, rozwija się zbyt wolno, aby porwać czytelnika i nie dać mu się oderwać od lektury aż do końca (ja przerywałem wielokrotnie). Trudno mi było utożsamić się z motywacjami głównych bohaterów, dlatego po jakimś czasie ich los mi zobojętniał. A może porostu duchowo trzymałem stronę „wersalczyków”. Trudno mi kibicować rozchichotanej gawiedzi, która pali biblioteki, roztrzaskuje pomniki i strzela do księży. No ale ja nie jestem Francuzem.
Bezsprzecznie na uwagę zasługują rysunki Tardiego. W tym komiksie jego kreska nie jest tak pieczołowita i precyzyjna, jak w „To była wojna okopów”, ma za to swoisty urok, kojarzący się z XIX wiecznymi karykaturami oraz lekkość - a miejscami powiedziałbym, że nawet nieco anarchizuje. Francuski artysta odtwarza dawny Paryż, słynne budowle, architekturę, ulice - to niezwykle cenna i pracochłonna praca. Siedział nad tym 4 lata. Myślę że pod względem artystycznym, mógłby je spędzić lepiej i mam nadzieję, że już nie da się namówić Vautrinowi na kolejny komiks, co ten złowieszczo zapowiada w epilogu Krzyku Ludu.
Jeśli chcesz przeczytać awanturniczą historię pełną zwrotów akcji, walk, romansów itp. - to trochę tu tego znajdziesz. Jeśli zaś chcesz się czegoś dowiedzieć o Komunie Paryskiej – to „Krzyk Ludu” zwiera sporo informacji na temat tego wydarzenia, nieraz bardzo drobiazgowych (są też przypisy), lecz naświetlonych tylko pod jednym kątem. Mamy tu oczywiście wątek polski, którego pomimo usilnych chęci nie udało się francuzom zupełnie zmarginalizować. Bez Dąbrowskiego i Wróblewskiego, naszych wspaniałych po powstańczych niedobitkach - podpalaczach europy – niewiele Komuna miałaby do zaproponowania od strony militarnej. W ramach uzupełnienia polecam film „Jarosław Dąbrowski” Bohdana Poręby, który oczywiście ideologicznie również stoi po jedynej słusznej stronie. Zastanawiałem się jaki podać przykład przeciwwagi dla tego zmasowanego ataku propagandy. Gdy na szybko w internecie wpisałem: „książka o Komunie Paryskiej” na pierwszym miejscu wyskoczyło mi dzieło Lenina. Może jednak lepiej zostać przy komiksie.
Autor: Jakub Gryzowski
1 komentarz:
Raczej nie moje klimaty.
Prześlij komentarz