John Constantine to stworzony przez
Alana Moore'a londyński Mag, który debiutował w latach 80-tych na
łamach wydanej u nas już w całości „Sagi o Potworze z Bagien”
(klik 1, klik 2). Asystował tam Baginiakowi w bardzo dużym
wydarzeniu i nie tylko spisał się dzielnie, ale też przeżył, a
trupy ścieliły się gęsto. Okazał się na tyle atrakcyjną
postacią, że wkrótce dostał własny tytuł: „Hellblazer”.
Jego przygody to rzecz kultowa i najdłuższa seria wydawana przez
Vertigo. Przez lata pisali ją głównie autorzy pochodzący z Wysp
Brytyjskich. Brian Azzarello jest bodaj pierwszym Amerykaninem, który
miał ten zaszczyt.
Nie będę ukrywał. Cieszyłem się
jak dzieciak z faktu, że Egmont w końcu znów zainteresował się
„Hellblazerem” (wcześniej wydał część runu Gartha Ennisa,
ale z powodu niewystarczającej sprzedaży porzucił serię). Tym
bardziej smuci mnie, że akurat padło na odsłonę pisaną przez
Briana Azzarello, która jest najzwyczajniej przeciętna. Nie udało
mu się (przynajmniej na razie, tworzony przez niego cykl zostanie
zebrany w dwóch tomach, więc może jeszcze się zrehabilituje)
głęboko wejść w postać niejednoznacznego moralnie Maga – to
cecha charakteru mocno uatrakcyjniająca opowieści o tej postaci.
Komiksy te to nic więcej jak poprawnie napisane i luźno powiązane
ze sobą gatunkowe czytadła, bez szczególnie rozwiniętej warstwy
psychologicznej. Odniosłem wrażenie, że Azzarello nie czuje
zupełnie potencjału tej serii i jej bohatera – trzyma się dość
daleko od okultystycznych tematów i serwuje nam typowe dla siebie
historie oparte o kryminał. Niedawno przeczytałem (napisał to
bodaj Rafał Kołsut na którejś facebookowej grupie, pozdrawiam!),
że problemem Azzarello jest to, iż cały czas pisze jeden i ten sam
komiks. Tak właśnie jest w tym przypadku, z tym, że daleko temu
albumowi do przebojowych „100 Naboi”, bliżej mu do średniego
„Jokera”, w którym również nie udało mu się zbyt głęboko
wejść w tytułową postać.
Grubaśne wydanie Egmontu zbiera trzy
tomy regularnej serii. Pierwsza część, zdecydowanie najlepsza,
jest komiksem dziejącym się w amerykańskim więzieniu, do którego
trafił Constantine. Okazuje się, że cyniczny Mag jest w stanie
zaaklimatyzować się nawet tam i szybko wchodzi w różne korzystne
dla siebie konszachty. Odsłona ta nie jest wybitna fabularnie, ale
nadrabia grafiką, bo rysowania jej podjął się tuz komiksu
niezależnego – Richard Corben. To ten okres jego kariery, kiedy
chwytał się mainstreamowych zleceń i Azzarello miał farta, że
ten zgodził się z nim pracować. Druga opowieść dzieje się na
zabitej dechami amerykańskiej wsi i niestety nie mogę wam więcej
zdradzić z fabuły, bo zepsułbym potencjalnym czytelnikom zabawę.
Trzecia dzieje się w odciętym od świata przez śnieżycę barze, w
którym zbiera się dość nieciekawa (nie że „spod ciemnej
gwiazdy”, tylko naprawdę nieciekawa) menażeria charakterów
wchodzących ze sobą w konflikty. Obie narysował Marcelo Frusin i
niestety są przeciętne graficznie. Prócz tego mamy w zbiorze dwie
krótkie historyjki będące niezbyt udanymi przerywnikami i
wspominam o nich tylko z kronikarskiego obowiązku. Jedną narysował
Steve Dillon, drugą Dave V. Taylor.
Szukam w tym komiksie plusów już na
siłę, no ale coś się znajdzie: to, co najciekawsze w
„Hellblazerze” w wersji Azzarello to portret prowincjonalnej
ameryki, ale przecież nie po to sięga się po komiks o brytyjskim,
ambiwalentnym moralnie okultyście, żeby czytać opowieści o
wsiokach.
Polskie wydanie „Hellblazera”
wzorowane jest na Francuskiej edycji, w której zaczęto serwować
przygody słynnego Maga właśnie od runu Azzarello, a to błąd.
Czytałem inne odsłony tej serii i uważam, że Egmont powinien
zacząć po Bożemu, od pierwszych znakomitych tomów tworzonych
przez Jamiego Delano (tutaj pisałem o numerze jeden: klik). Może to
nieco oldskulowa szkoła pisania komiksów, ale nie sądzę, żeby
bardzo to przeszkadzało odbiorcy świadomie sięgającemu po
„Hellblazera”. Będę śledził tą serię, bo jestem
najzwyczajniej ciekaw dalszych losów Constantina. Niemniej
zdecydowanie nie sięgam po nią dla scenariuszy Azzarello, którego
oficjalnie przedawkowałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz