Polscy wydawcy chyba polubili Jeffa
Lemire, bo pojawia się u nas coraz więcej jego albumów. Swojego
czasu autor, który zabłysnął na firmamencie gwiazd komiksu swoją
obyczajową powieścią graficzną „Opowieści z Hrabstwa Essex”
przeskoczył z rynku niezależnego do wielkich wydawnictw i tam
tworzył historie bardziej nakierowane na gatunkowość (pisałem już
o jego „Czarnym Młocie” klik). Jedną z nich jest właśnie
„Łasuch” stworzony dla Vertigo, imprintu DC dla dojrzałego
czytelnika.
Seria ta przynależy do nurtu postapo.
Ameryka od niemal dekady pustoszona jest przez dziwną chorobę.
Dzieci urodzone po jej wybuchu zaczynają przypominać hybrydy
człowieka i zwierzęcia, ale są odporne na śmiertelną chorobę
trawiącą ludzkość. Jednym z nich jest Gus, dziewięciolatek z
porożem jelenia na głowie. Na dzieci polują łowcy i sprzedają je
gdzieś w niecnych celach. Pewnego dnia nasz bohater niemal wpada w
ich ręce, ale w ostatniej chwili ratuje go Tom Jepperd, były
zawodowy hokeista. Bohaterowie ruszają razem, przez leżącą w
gruzach Amerykę, szukając legendarnej Ostoi, osady będącej
schronieniem dla takich dzieci jak Gus.
Na okładce tagline głosi, że
„Łasuch” to taki „Mad Max z rogami”. Nie, to nie tak.
Lemire, ze względu na to, że opowiada za pomocą komiksu nie
musiał się troszczyć o budżet i mógł stworzyć wielkie pełne
akcji widowisko z walącą się Ameryką w tle. Nie zrobił tego.
Postawił na kameralność opowieści i skupił raczej na budowie
psychologi postaci i ich uczuciach. „Łasuch” więc, mimo iż
jest dziełem gatunkowy, więcej ma wspólnego z jego najsłynniejszym
dziełem, wspomnianymi „Opowieściami z Hrabstwa Essex” niż z
„Ucieczką z Nowego Jorku”. Komiks ten bowiem, nacechowany jest
unikalną wrażliwością którą obdarzony jest ten autor i
zapewniam, że historia chłopca z rogami złamie Wam serce.
Lemire cały komiks narysował sam –
ostatnio zwykł pracować z innymi rysownikami. Wyszło bardzo ładnie
i w trakcie lektury miło mi było obserwować jak jego styl który
znam z „Opowieści z Hrabstwa Essex” zostaje osadzony w opowieści
postapo. Zresztą, obok fabuły to właśnie jego kreska czyni z tego
albumu coś więcej niż typową opowieść gatunkową. Na okładce
możemy przeczytać, że to komiks „awangardowy”. Może to nie
idzie aż tak daleko, ale na pewno „Łasuch” dzięki nim wybija
się spośród innych opowieśc tego typu. To zdecydowanie dzieło
mające autorski sznyt, które wyróżnia się nawet w znakomitym
katalogu Vertigo.
Od bardziej oczytanego w zagranicznych
komiksach kolegi słyszałem, że ta seria jest średnia. Możliwe,
że nie dosięga poprzeczki, którą Lemire zawiesił sobie
„Opowieściam i z Hrabstwa Essex”, ale ja jestem bardzo
zadowolony z lektury i trudno mi wskazać jakieś minusy. Jeśli
cenicie tego autora to powinniście dać „Łasuchowi” szansę.
3 komentarze:
Potwierdzam, średnia. Swego czasu doszedłem do końca, serca nie złamała.
No o tobie mówiłem. Mi się podoba.
A, to nawet nie dotarło, że to o mnie.
Chętnie przeczytam Twoją opinię po ostatnim tomie.
Prześlij komentarz