czwartek, 30 sierpnia 2018

Łasuch. Tom 1. Jeff Lemire




Polscy wydawcy chyba polubili Jeffa Lemire, bo pojawia się u nas coraz więcej jego albumów. Swojego czasu autor, który zabłysnął na firmamencie gwiazd komiksu swoją obyczajową powieścią graficzną „Opowieści z Hrabstwa Essex” przeskoczył z rynku niezależnego do wielkich wydawnictw i tam tworzył historie bardziej nakierowane na gatunkowość (pisałem już o jego „Czarnym Młocie” klik). Jedną z nich jest właśnie „Łasuch” stworzony dla Vertigo, imprintu DC dla dojrzałego czytelnika. 



Seria ta przynależy do nurtu postapo. Ameryka od niemal dekady pustoszona jest przez dziwną chorobę. Dzieci urodzone po jej wybuchu zaczynają przypominać hybrydy człowieka i zwierzęcia, ale są odporne na śmiertelną chorobę trawiącą ludzkość. Jednym z nich jest Gus, dziewięciolatek z porożem jelenia na głowie. Na dzieci polują łowcy i sprzedają je gdzieś w niecnych celach. Pewnego dnia nasz bohater niemal wpada w ich ręce, ale w ostatniej chwili ratuje go Tom Jepperd, były zawodowy hokeista. Bohaterowie ruszają razem, przez leżącą w gruzach Amerykę, szukając legendarnej Ostoi, osady będącej schronieniem dla takich dzieci jak Gus.

 Na okładce tagline głosi, że „Łasuch” to taki „Mad Max z rogami”. Nie, to nie tak. Lemire, ze względu na to, że opowiada za pomocą komiksu nie musiał się troszczyć o budżet i mógł stworzyć wielkie pełne akcji widowisko z walącą się Ameryką w tle. Nie zrobił tego. Postawił na kameralność opowieści i skupił raczej na budowie psychologi postaci i ich uczuciach. „Łasuch” więc, mimo iż jest dziełem gatunkowy, więcej ma wspólnego z jego najsłynniejszym dziełem, wspomnianymi „Opowieściami z Hrabstwa Essex” niż z „Ucieczką z Nowego Jorku”. Komiks ten bowiem, nacechowany jest unikalną wrażliwością którą obdarzony jest ten autor i zapewniam, że historia chłopca z rogami złamie Wam serce. 


Lemire cały komiks narysował sam – ostatnio zwykł pracować z innymi rysownikami. Wyszło bardzo ładnie i w trakcie lektury miło mi było obserwować jak jego styl który znam z „Opowieści z Hrabstwa Essex” zostaje osadzony w opowieści postapo. Zresztą, obok fabuły to właśnie jego kreska czyni z tego albumu coś więcej niż typową opowieść gatunkową. Na okładce możemy przeczytać, że to komiks „awangardowy”. Może to nie idzie aż tak daleko, ale na pewno „Łasuch” dzięki nim wybija się spośród innych opowieśc tego typu. To zdecydowanie dzieło mające autorski sznyt, które wyróżnia się nawet w znakomitym katalogu Vertigo.

Od bardziej oczytanego w zagranicznych komiksach kolegi słyszałem, że ta seria jest średnia. Możliwe, że nie dosięga poprzeczki, którą Lemire zawiesił sobie „Opowieściam i z Hrabstwa Essex”, ale ja jestem bardzo zadowolony z lektury i trudno mi wskazać jakieś minusy. Jeśli cenicie tego autora to powinniście dać „Łasuchowi” szansę. 




3 komentarze:

  1. Potwierdzam, średnia. Swego czasu doszedłem do końca, serca nie złamała.

    OdpowiedzUsuń
  2. A, to nawet nie dotarło, że to o mnie.

    Chętnie przeczytam Twoją opinię po ostatnim tomie.

    OdpowiedzUsuń