poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Wampir z M-3 - Andrzej Pilipiuk



"Fabuła nie jest z gumy, trzeba ją czyścić z rzeczy fabule zbędnych. Powieść to nie jest wór na świetne pomysły autora."

Tak powiedział Andrzej Sapkowski, który co prawda w swoich powieściach mnoży wątki, ale potrafi je później utrzymać w ryzach i doprowadzić do sensownej konkluzji. Nie potrafi tego natomiast Andrzej Pilipiuk, którego ostatnia powieść właśnie wpadła mi w ręce. Podobno - muszę tu uwierzyć na słowo, bo od dawna nie śledziłam jego obszernej twórczości - jest to wyjście z dołka po wyjątkowo słabym literacko okresie. Nie wiem jak głęboki był ten dołek, ale po lekturze stwierdzam, że do osiągnięcia poziomu gruntu brakuje jeszcze co najmniej kilku metrów. Czyta się tę książkę z rosnącym zdumieniem: ile można tu jeszcze upchnąć? I po co?


Z założenia miał to być chyba postmodernizm pełną gębą, ale wyszedł produkt naszpikowany rekwizytami rodem z PRL-u, który miał być swojski i oryginalny, a jest potwornie wymuszony. Wygląda to tak, jakby autor miał zaplanowane rozmaite motywy z popkultury do sparodiowania, i wykreślał z listy te, których już użył. I na koniec, ocierając pot, sapnął: "Uff, jest wszystko. Fajrant".

Gdyby wybrać najciekawsze motywy i dopracować humor, mogłoby być przyzwoicie. Ale wszystkiego jest za dużo, napchane bez ładu i składu, żeby tylko czytelnik nie miał chwili żeby się zatrzymać i pomyśleć. Każda postać jest wręcz podręcznikowo barwna, każda strona obfituje w dowcipne (?) dialogi, mnóstwo się dzieje, w PRL-owską rzeczywistość wplata się wampirze problemy... ale gdzieś ucieka lekkość pióra, gdzieś umyka literatura. Ale czegoż tu nie ma? Typowa nastolatka, córka działacza PZPR, kochająca Limahla, wampir przodownik pracy, wampir komunista, wampir szalony wynalazca i jego mega-pijawki, Necronomicon, rodzina Coolenów (barbarzyńsko wysysająca krew zwierząt), łowcy wampirów, zażywna babcia kierująca armią weteranów AK, Pan 'erotoman' Samochodzik (którego przygód napisał Pilipiuk imponujące 19 tomów!), ubecja, mumie, wilkołaki, zombie... i tak do znudzenia...

Około setnej strony, kiedy pojawił się przystojny wilkołak, miałam chwilę zwątpienia, konstatując, że to dopiero 1/3 całości, a już mam dość. Lista motywów do sparodiowania musiała chyba liczyć kilkanaście stron formatu A4. Jest tu wszystko - tylko sens w tej książce nie istnieje - tak jak gadające psy, które istnieć nie mogą, bo towarzysz Lenin o nich nie pisał.

Od połowy akcja zwalnia, mam wrażenie, że autor nie do końca wiedział co tam jeszcze wstawić, więc skorzystał ze sprawdzonego patentu: mamy do czynienia raczej z opowiadaniami, gdzie bohaterowie dostają zadania do wypełnienia. Najpierw jest to ożywiona egipska mumia (która pojawia się chyba tylko dlatego, że Pilipiuk jest archeologiem), potem nad-wampiry jeżdżące Czarną Wołgą w pogoni za menelem wiecznym tułaczem, a na koniec sukces polskiej myśli technicznej, usiłującej wysyłać w kosmos wampira . I nareszcie koniec. Ubaw był, cholera, po pachy.

Pilipiuk jest, do czego sam się przyznaje, rzemieślnikiem. Może sam przed sobą ma aspiracje do bycia artystą, ale wszem i wobec pokazuje raczej postawę typu: pisać sprawnie, prosto, z pomysłem, sprzedać dużo książek. Jako jeden z nielicznych polskich pisarzy, a już fantastów szczególnie, jest w stanie być literatem zawodowym, a nie skrobać po powrocie z "normalnej" pracy. Szanuję go za to, co nie znaczy, że jakoś szczególnie podziwiam jego twórczość. Talent na pewno ma, ale większa część jego sukcesu to praca i samozaparcie. Gdyby - zamiast zostać pisarzem - zajął się malowaniem, też pewnie ciężką pracą pokonałby pewne niedostatki, i tworzył obrazki, którym często od strony technicznej nie można by nic zarzucić. Pisze książki lekkie, pilnując przy tym, żeby potencjalnego czytelnika przypadkiem nie przerosły intelektualnie. Nie wydaje mi się, żeby dobrym wyjściem było przyjęcie takiej postawy jako ogólnego założenia przy pisaniu polskiej fantastyki - ale prawdopodobnie ciekawe i nieskomplikowane książki przyciągną do czytania kogoś, kto na nich nie poprzestanie. I za to im jednak - mimo wielu zastrzeżeń - chwała. Nawet jeśli są tak słabe jak "Wampir z M-3".

Tekst by Lilandrah

Brak komentarzy: