W teorii to komiks zupełnie nie dla mnie. Ciepłe fantasy z wyeksponowanym elementem kobiecym (i mam na myśli totalne girl power, a nie fanserwis z laskami w zbrojach, które więcej odkrywają niż zasłaniają) nie brzmi zupełnie jak coś, co mogłoby wpaść w oko staremu nerdowi. Prawda jest jednak taka, że nie można nie docenić misternej roboty Lindy Medley, bo od strony komiksowej dzieje się tu dużo dobrego.
Owszem, przez pewną część lektury towarzyszyła mi gdzieś z tyłu głowy myśl, że jak przyjdzie mi pisać recenzję, to zjebię ten komiks od góry do dołu, ale im dalej w las tym mocniej wchodziłem w uniwersum wykreowane przez zdolną Amerykankę i ostatecznie pozostałem z uczuciem satysfakcji. Wszystko tu współgra, począwszy od zarysowania tła opowieści, przez fabułę, po znakomicie i przekonująco przedstawione postacie. Mimo baśniowości to nie jest prosta bajka tylko rozbudowana, wielowątkowa powieść graficzna, zresztą autorka powołuje się na Sandmana, z którego chyba najwięcej ukradła podczas kreacji swojego świata i to czuć. Jest tu też element ewidentnie zaczerpnięty z „Gnata” Jeffa Smitha, bo podobnie ukazano sielankę życia w małej, quasi-średniowiecznej społeczności. Największe wrażenie robią jednak rozdziały o strukturze szkatułkowej niepozostawiające wątpliwości, że obcujemy z pracami bardzo zdolnej, świadomej narratorki. Nie podejrzewam autorki o znajomość „Rękopisu znalezionego w Saragossie”, więc prawdopodobnie zaczerpnęła ten element z Gaimana, który już jednak jest fanem książki Potockiego i filmu Hasa. Ostatecznie wychodzi na to, że „wszystkie drogi prowadzą do Rzymu”.
Graficznie jest znakomicie. Semi-realizm idealnie pasuje do baśniowej stylistyki opowieści. Madley umie wyrażać dużo za pomocą mimiki bohaterów, co znów zbliża jej prace do Jeffa Smitha i od tej strony lepszego porównania chyba nie znajdę. Acz zaznaczę, że odrobinę mniej tu cartoonu. Rzemieślniczo jest to rzecz utrzymana na wysokim poziomie i tylko ślepy nie doceniłby tej warstwy.
Obiektywizm nie jest moją mocną stroną. Jeśli mi się coś nie podoba, to walę z grubej rury. Może to wada u starego recenzenta, ale tak mam. Fantasy komiksowe to ogólnie moja broszka (cenię je bardziej niż literaturę tego typu), niemniej wolę bardziej pulpowe inkarnacje gatunku. Powiem więc Wam jak na spowiedzi: w przypadku „Zamku Śpiącego” czuję przede wszystkim respekt do pracy autorki. Nie jest jednak tak, że pozostałem całkowicie obojętny wobec opowiadanych tu historii i sportretowanych postaci. Chyba jednak nie łyknąłbym tej opowieści podanej w innej formie niż komiks. Dlatego też doceniam dokonanie Lindy Madley głównie na polu tego medium, bo jest to świetna robota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz