Miałem złe przeczucia odnośnie tego komiksu. Już sama okładka wypada mało poważnie. Pomysł, aby edukować o komiksie przez komiks, wydawał mi się drogą na skróty, przeznaczoną dla dzieci i mniej rozgarniętej młodzieży. Nic bardziej mylnego. Dzieło Scotta Mcclouda „Zrozumieć komiks” spełnia nie tylko założenie zawarte w tytule, ale także wszelkie wymogi czytelnika, którego interesuje problematyka związana z teoriami widzenia i komunikacji. Ta bezprecedensowa forma zjedna sobie wszystkich miłośników syntetycznego podejścia do historii sztuki wraz z historią komiksu, który jest jej nierozerwalną częścią.
Opus magnum amerykańskiego rysownika urodzonego w 1960 roku obejmuje 9 rozdziałów, z których każdy poświęcony jest innemu zagadnieniu z historii i języka komiksu. Problematyka wykładana jest przez umownie narysowaną postać – alter ego autora. Zaczynamy od próby sformułowania definicji komiksu (sztuka sekwencyjna), co przysparza wielu problemów, niekiedy bardzo zabawnych. Następnie cofamy się w czasie, aby odszukać źródła historii obrazkowych. Wg Mcclouda są to m.in. prekolumbijskie manuskrypty, tzw. Tkanina z Bayeux, starożytne malarstwo egipskie i wiele innych.
W następnym rozdziale przyglądamy się słownictwu, co staje się pretekstem do szerszej refleksji na temat ikon i symboli, znajdujących powszechne zastosowanie w komisie. Jak to się dzieje, że nasz umysł w abstrakcji kresek na papierze, widzi coś więcej – złożony komunikat, który jesteśmy w stanie odczytać? Te i inne pytania prowadzą autora do wynalezienia oryginalnej koncepcji trójkąta. Podstawę wyznacza linia biegnąca od realistycznego wyobrażenia świata, poprzez formy coraz bardziej uproszczone, aż do abstrakcji słowa pisanego. Z obu tych krańców możemy dostać się na wierzchołek, który stanowi płaszczyznę obrazu, kumulację ekspresji artysty (kształty, linie, kolory – same w sobie i dla siebie). Witkacy nazwałby to Czystą Formą.
W dalszej części tego komiksowego eseju mowa jest o charakterystycznej tylko dla tego medium przestrzeni między kadrami, w której otwiera się pole dla naszej wyobraźni. Jakimś sposobem porozrzucane obrazki odbieramy jako całość. Narrator mówi tu o zjawisku, które przetłumaczono w polskim wydaniu za Ingardenem jako „dookreślenie”. Moje własne skojarzenia prowadzą mnie raczej w stronę filmoznawczej koncepcji Przestrzeni pozakadrowej Grzegorza Królikiewicza. Widzimy tylko część akcji, albo w ogóle jej nie widzimy (znajduje się poza ramą kadru), jednak nasz umysł rekonstruuje ją w całości. Jest to proces, którego powodzenie zależne jest od wysiłku i poziomu wyobraźni czytelnika.
W części poświęconej problematyce czasu, znajdziemy sporo uwag na temat nierównomiernego rozwoju języka komiksu w rożnych częściach naszego globu (innowacyjność komiksu japońskiego). Mowa jest o kształcie kadru - który często wyraża większy, lub mniejszy upływ czasu – a także o szeregu zabiegów technicznych i narracyjnych imitujących ruch w przestrzeni. Czas w komiksie jest nierozerwalnie związany z przestrzenią i może być poddawany licznym manipulacjom poprzez wyrafinowane układy rysunków i całych plansz.
Nie sposób w krótkim artykule wymienić mnogości wątków i zagadnień, które autor porusza w swojej pracy. Opowiadanie o komiksie, zmienia się w głęboką analizą ludzkiego postrzegania i komunikacji w ogóle. Jednak - co czyni książkę Mcclouda rzeczą bez precedensu - to forma w jaką ubiera swoje rozważania. Czytelnik, omawiane zagadnienie, od razu widzi zobrazowane za pomocą licznych przykładów, dzięki czemu słowa narratora są weryfikowalne na bieżąco. Aż chciałoby się niejedną pracę z zakresu teorii sztuki zobaczyć właśnie w takiej formie. Nie chodzi tu o konieczne upraszczania, czy obniżanie poprzeczki dla mniej kumatego czytelnika, lecz o uzyskanie jak największej klarowności wywodu.
Autor wyróżnia się niezwykłym poziomem erudycji. Świat opowieści obrazkowy, w który nas zabiera, jest niezwykle bogaty i różnorodny. Własna praktyka twórcy komiksów - oprócz przygotowania teoretycznego - okazała się nieoceniona, jeśli chodzi o sposób prezentacji licznych technik i elementów języka komiksu. Przytaczanie zaś prac innych twórców, charakteryzuje spora dawka demokratyzmu. Mamy tu bowiem - przerysowane przez Mcclouda - fragmenty komiksów artystycznych, superbohaterskich, cartoonowych. Różne uniwersa i kręgi kulturowe, dzieła kultowe i zapomniane, stare i nowe.
Kolejną rzeczą, którą wyróżnia „Zrozumieć komiks”, to poczuciu humoru i brak zadufania w przedstawianiu poglądów. Mccloud poważne teorie artystyczne traktuje z dystansem możliwym jedynie w tym medium. Sporo tu też gagów, autoironii i zabawy słowem. Dzięki temu, ten obrazkowy esej czyta się świetnie, a jego walory rozrywkowe nie obniżają rangi omawianych zganień, stając się istotnym walorem.
Zapewne środowisko akademickie ukamienowałoby mnie za te słowa, mimo to śmiem twierdzić, że „Zrozumieć komiks” Scotta Mcclouda, można spokojnie położyć na półce obok Nowych form w malarstwie Witkiewicza, „O duchowości w sztuce” Kandinskiego, czy Teorii widzenia Strzemińskiego. Mimo iż – co zauważa Szyłak w przedmowie komiksu – autor posiłkuje się stosunkowo niewielką literaturą, to jednak rozmach i pomysłowość przy konstruowaniu własnych koncepcji, czyni z niego oryginalnego myśliciela i odkrywcę. Być może pewne uwagi są dyskusyjne, domagałyby się większego doprecyzowania, lub uaktualnienia (np. kwestia nowych, komputerowych technik kolorowania we współczesnym komiksie), jednak i tak dzieło Mcclouda pozostaje w swoim gatunku pracą niedoścignioną, po którą – jak sygnalizowałem już we wstępie - sięgnąć mogą, nie tylko amatorzy komiksu, ale także znawcy teorii sztuki i miłośnicy wszystkich form artystycznych w ogóle.
Autor: Jakub Gryzowski
1 komentarz:
Dla mnie, laika, bomba. Masa zagadnień, masa wyjaśnień. Mam na półce, kiedyś dam córce do czytania (chce zostać rysowniczką komiksów).
Prześlij komentarz