piątek, 26 lutego 2021

Tokyo Ghost. Remender/ Murphy

 


Lubię twórczość Ricka Remendera. A raczej cenię pisany przez niego cykl „Deadly Class”, bo tylko to czytałem (na półce mam jeszcze „Fear Agent”, ale czekam z lekturą na wydanie serii w całości). Podchodząc do „Tokyo Ghost” spodziewałem się więc dostać coś naprawdę dobrego. Okazało się, że czytałem za mało, aby wyrobić sobie zdanie o twórczości tego autora.

W swoich tekstach o „Tokyo Ghost” recenzenci cały czas podkreślają związki tego komiksu z grą „Cyberpunk 2077”. Ja tego nie zrobię, bo w grę nie grałem, ale znam ten nurt i uważam, że Remender tylko ślizga się po temacie. „Tokyo Ghost” nie jest ani szczególnie „cyber”, ani też „punk”. To opowieść o miłości i uzależnieniu, dla której watki technologiczne stanowią jedynie tło, bez którego historia mogłaby się obejść. 

 


 

 Przyznam się Wam szczerze – męczyłem ten komiks. Narracja Remendera jest gęsta, bo często podpiera się bez powodu całymi blokami tekstu sprawiającymi, że przez „Tokyo Ghost” brnie się jak przez bagno. Zamiast przemycać tam jakieś interesujące treści (no umówmy się, że w „Deadly Class” też jest pełno tekstu, ale tam słowa są bardziej kaloryczne) autor popada w ckliwy, nudny ton, który niezgrabnie próbuje podeprzeć jakimiś proekologicznymi wątkami. To nie jest zdecydowanie lektura dla Krzycha Rycha. Obwiniłbym za nijakośc tego albumu współczesny mainstream, ale przecież „Tokyo Ghost” to komiks autorski, tylko tematyką pchający się do głównego nurtu. Prawda jest taka, że i „Deadly Class” jest komercyjnym dziełem autorskim, a jest zdecydowanie lepiej napisane i przemyślane. 

 


 

Jak już któryś recenzent kopnął treść „Tokyo Ghost” to zazwyczaj chwali rysunki. Ja nawet ich nie oszczędzę. Najzwyczajniej mi się nie podobają. Zdaje się, że patentem na nie był fakt kładzenia kolorów bezpośrednio na szkic, bo krechy są rozedrgane, ekspresyjne, ale ja jakoś tego nie kupuję i nawet na wielkich rozkładówkach rzemiosło Seana Murphy’ego nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. Acz trzeba mu oddać to, że ma swój niepowtarzalny, rozpoznawalny styl. To wśród twórców dzisiejszego głównego nurtu już dużo. Widzę w googlach, że to autor, który rysował chwalony również za grafiki „Batman: Biały Rycerz”. Mam go na półce, niedługo wciągnę i jeszcze raz zweryfikuję co sądzę o talencie Murphyego. 

 


 

 

„Tokyo Ghost” nie kupił mnie zupełnie, ale czy to jednoznacznie zły komiks? Nie, choć dla mnie, kogoś obcującego z dużą ilością opowieści obrazkowych, okazał się dość nudny i ckliwy. Z drugiej strony może to być jednak zaletą, że w ramach dużej historii o ratowaniu świata autor chce opowiedzieć love story i dla kogoś ta fabuła może okazać się plusem. Może jestem przebodźcowany przez bardzo dobre komiksy i nie potrafię docenić tylko niezłego? Nie przeczę, tak może być i życzę wszystkim, żeby ta historia złapała ich za serce. Mnie, starego dziada, nie ruszyła, a przecież za „Deadly Class” (umówmy się, też momentami ckliwe i emo) dałbym się pokroić.

 

1 komentarz:

Akira1980 pisze...

Nie dla Krzycha Rycha: Czyli też niestety nie dla mnie.