poniedziałek, 2 listopada 2020

Posiadłość. Daniel/Moreci/Hixson


 


Jak pewnie już wiecie mamy nowego gracza na rynku. Nazywają się Lost in Time i przybywają z misją, bo najwyraźniej, chcą wydawać na naszym rynku komiksy grozy.   To bardzo szczytny   cel, ale   też niewdzięczny.   Wybitnych horrorów bowiem w komiksie trudno szukać. Na przestrzeni dekad było co prawda sporo dobrej pulpy, ale trzeba jednak dostrzec fakt, że cechy mojego ukochanego medium nie sprzyjają straszeniu, w przeciwieństwie dajmy na to do filmu, który do opowiadania horrorów jest wręcz stworzony.




„Posiadłość” to druga po rewelacyjnym „Dzikim Lądzie” (o którym pisałem tutaj: klik) pozycja w katalogu Lost in Time. To osadzony we współczesności rasowy horror gotycki z prawidłowo zbudowaną, duszną atmosferą charakterystyczną dla opowieści tego sortu. Do tego rewelacyjnie narysowany – czuć tu echa twórczości Seana Phillipsa, którego osobiście ubóstwiam i lubię patrzeć na takie   rysunki, nawet gdy   ktoś go tylko umiejętnie podrabia, a odpowiedzialny za grafy Joshua   Hixson   robi to   świetnie. Mamy też rodową klątwę, mamy tajemnice w piwnicy (ugabuga!) no i mamy też niestety przykrą sztampę, bo opowieść nie wyróżnia się niczym spośród setek (jeśli nie tysięcy) sobie podobnych.   Co więcej, przegrywa   dajmy na to z „Nawiedzonym domem na wzgórzu”, modnym obecnie serialem z   Netflixa, który jest mu pozycją   bratnią, ale   przy tym znacznie głębszą od strony psychologicznej.



Z komiksów trzeba „Posiadłość” porównać do wybitnego „Sambre” i przy nim znów wypadnie słabo, bo opowieść o wojnie oczu jest konkretniejsza i bardziej wymyka się gatunkowej sztampie. Kolejnym problemem, a dla mnie wręcz niewybaczalnym grzechem (po kilku miesiącach najzwyczajniej zapominam fabuły poprzednich tomów – starość nie radość), jest podzielenie tej krótkiej opowieści na dwa tomy. Bo być może w dalszej części ta historia broni się i wyróżnia na tle innych horrorów o naznaczonych klątwą rodzinach, ale z pierwszej odsłony się tego nie dowiedziałem. Prawdopodobnie też jako zamknięta, opasła powieść graficzna „Posiadłość” broniłaby się lepiej, acz szczerze powiedziawszy po   tym, co   przeczytałem, trudno mi w kreatywność scenarzysty uwierzyć i drugi tom zdecydowanie sobie odpuszczę.

 

Nie zrozummy się źle, ten komiks nie jest zły. Jest przeciętny. Może znajdzie miejsce na naszym rynku ze względu na jego gotowość na gatunkowe średniaki. Trochę jednak szkoda, że jakieś zwykłe czytadło służy nam niejako za przywitanie z wydawnictwem, bo z miejsca tracimy do niego zaufanie. Tu trzeba zaznaczyć – od strony edytorskiej komiks stoi na najwyższym poziomie i nie da się do Lost in Time dojebać o zaniedbania   w tym zakresie. Wydanie cieszy oko, ma piękne wklejki i oprawę z lakierowanym tytułem mieniącym się pod światło. No i po prostu   pięknie prezentuje się na półce.   I tylko tyle dobrego mogę ostatecznie o tym komiksie powiedzieć.


Brak komentarzy: