Tekst pierwotnie ukazał się na Wirtualnej Polsce
Na rynku komiksowym pojawił się nowy gracz – Non Stop Comics. Wydawca działa odważnie i wprowadza na półki księgarskie całą gamę tytułów ze skupiającej niezależnych twórców amerykańskiej oficyny Image. Jednym z nich jest "Head Lopper" prezentujący dość nietypowe spojrzenie na komiks w konwencji fantasy.
Wielki
dekapitator Norgal (czyżby prztyczek w kierunku Thorgala?), zabójca
monstrów przypominający aparycją i charakterem słynnego Conana
barbarzyńcę, przybywa na wyspę Barra wykonać serię zleceń, ponieważ
krainę tą prześladuje plaga potworów. Można by pomyśleć, że jest typowym
samotnym bohaterem, gdyby nie zawartość jego worka w którym tkwi
urżnięta głowa wiedźmy Aghaty Błękitnej. Mimo iż łeb został dawno
ucięty, to nie przeszkadza mu być niezwykle gadatliwym, przez co wiele
razy staje się źródłem komicznych sytuacji. Podczas pobytu na Barra
Norgal szybko wchodzi w konflikt z tamtejszymi duchownymi, ale pozostaje
na wyspie bo zleceń jest dużo. Jedno z nich otrzymuje od samej
królowej, lecz nie wie, że przy okazji wpląta się w znacznie większą
kabałę niż przypuszczał. Ktoś czai się na jego głowę. Dosłownie i w
przenośni, bo łotr chce zabrać mu łeb czarownicy, który może zostać
użyty w niecnych celach.
Na
pierwszym planie "Head Lopper" jest opowieścią heroic fantasy, ale
trudno postrzegać go tylko w tych ramach. To również historia stworzona w
duchu komiksu niezależnego, a także znakomita czarna komedia ze
świetnie wykreowanym uniwersum i znakomicie zarysowanymi, sympatycznymi
głównymi bohaterami - dokładnie z jednym bohaterem, i wspomnianą uciętą
głową. To także opowieść pełna akcji, w której odcięte monstrom łby
liczą się w dziesiątkach sztuk. Wszytko to sprawia, że świat "Head
Loppera" jest miejscem do którego chce się wracać, więc z
niecierpliwością wyczekuję już następnego tomu. Trudno mi dopatrzeć się
minusów tej historii, i chyba jedynym jest fakt, że nie jest to komiks
głęboki i poruszający ważkie tematy, ale tych przecież na rynku jest
sporo, a oprócz wydawanego przez studio laine „Slaine'a” brak u nas
naprawdę dobrego pulpowego fantasy.
Styl
Andrew Macleana to rozbuchany, zwariowany cartoon z semirealistycznie,
ale też bardzo ekspresyjnie narysowanymi bohaterami. Rysunki te
najczęściej porównywane są do grafik twórcy "Hellboya" Mike'a Mignoli.
Przytaknę, ale dodam, że mi przypominają też trochę naznaczoną cartoonem
kreskę wielkiego europejskiego twórcy - Davida B. Grafiki te znakomicie
komponują się z komputerowo nałożonymi kolorami za które odpowiedzialny
był Mike Spicer. Barwy są dość rozbuchane i jaskrawe, ale idealnie
dopełniają dzieła, bo znakomicie podkreślają cartoonowość rysunków
Macleana. Co istotne nie naśladują mrocznych barw jakie nakładane są na
pracę Mignoli, przez co oddzielają twórczość obu panów grubą kreską.
Pozostał
jeszcze grudzień, w którym czytelników zaleje prawdziwa fala nowości,
więc wiem, że jeszcze nie czas ferować takie wyroki, ale szczerze
przyznam, że jak na razie "Head Lopper" jest najlepszym nowym komiksem
jaki przeczytałem w tym roku i wątpię czy cokolwiek go przebije. To
pozycja świeża, zabawna, szalona, pełna pasji i energii komiksu
undergroundowego, a przy tym pulpowa i wpisująca się w ramy gatunkowe
charakterystyczne dla głównego nurtu, co czyni z niej dzieło o szerokim
targecie. W swojej kategorii to prawdziwe arcydzieło komiksu XXI wieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz