środa, 20 czerwca 2012

Zagubione Dziewczęta - Alan Moore i Melinda Gebbie




Na przełomie milenium świadomość zbiorowa trochę inaczej spojrzała na "Alicję w Krainie Czarów". W 2001 roku, przy okazji licytacji pamiątek po Lewisie Carrollu świat obiegła plotka o rzekomych skłonnościach pedofilskich słynnego pisarza. Wszystko za sprawą śmiałych i zmysłowych zdjęć młodych dziewcząt, które stanowiły dużą część jego artystycznego dorobku na polu fotografii. Dogłębnie zaczęto się również przyglądać jego związkowi z pierwowzorem Alicji - Alice Liddell. Dyskusje na ten temat toczą się do dzisiaj. Twórczość Carrolla skutecznie pobudza wyobraźnię wielu artystów poruszających się na granicy tego tabu - żeby tylko wspomnieć Marka Rydena czy polskiego rysownika Toma Bardamu. Ten temat zainspirował również jednego z najważniejszych twórców komiksowych - Alana Moore'a. Jednak, gdy prace wspomnianych grafików oprócz zmysłowości wyciągają z tego pewien niepokojący gotycyzm, czy nawet kierują się ku turpizmowi, to wyobraźnia scenarzysty popłynęła w kierunku nieskrępowanego żadnymi konwenansami erotycznego aspektu tych fantazji. Do całej układanki Brytyjczyk znakomicie dopasował inne utwory fantastycznej literatury dziecięcej - "Czarnoksiężnika z OZ" i "Piotrusia Pana" - i złączył z malarstwem i klasyczną literaturą dla dorosłych - "Baśniami tysiąca i jednej nocy", "Dekameronem", "120 dniami Sodomy" i "Lolitą".

"Zagubione Dziewczęta" to jak na komiks dzieło o niecodziennym targecie i zdaje się, że podatniejszy grunt powinno znaleźć poza gettem komiksowym - wśród bibliofili i miłośników literatury pięknej. Mam wrażenie, że już w samym zamyśle to lektura przeznaczona raczej dla czytelników Georgesa Bataille'a i Jeana Geneta, niż wyznawców samego Alana Moore'a. Podczas żmudnego okresu tworzenia tej księgi Brytyjczyk pracował nad wieloma innymi projektami, często trudnymi od strony formalnej, w rozbuchany sposób celebrującymi estetykę komiksową. Pisząc "Zagubione dziewczęta" otworzył się na inne grono odbiorców i zaprezentował dzieło, które na nowo szuka dla medium miejsca w panteonie muz. Zresztą, jeśli komiks chce przetrwać w dzisiejszych czasach, jest mu potrzebna pewna doza dowartościowania, zdrowego snobizmu, zrównania z teatrem czy operą. Czasy komercyjnej świetności już minęły i tylko od ambicji twórców zależy, czy ta forma ekspresji zajmie miejsce obok tych dziedzin sztuki czy podzieli losy fotoplastikonu.

DO LEKTURY RECENZJI ZAPRASZAM NA ŁAMY DWUTYGODNIKA>>>
 

Brak komentarzy: