Komiks do recenzji udostępniło Wydawnictwo Centrala . Bardzo dziękuję.
Włoski komiks artystyczny objawia się w naszym kraju bardzo rzadko, a że jednym z moich ulubionych albumów pozostaje niedoceniony 5 to liczba doskonała, to na sposobność sięgnięcia po inną, stricte autorską pozycję z tego kraju zareagowałem bardzo entuzjastycznie. Tym bardziej, że We Włoszech Wszyscy są Mężczyznami to komiks nagradzany. Co prawda wchodzi na dość modne i eksploatowane ostatnio tematy, ale dla dobra sprawy ( mówiąc "sprawy" mam na myśli komiks oczywiście ) udawajmy przez chwilę, że nie czujemy jeszcze przesytu tematyką homoseksualizmu...
... i tym, że mamy w rękach kolejny komiks historyczny. Tym razem rzecz dotyczy internowania homoseksualistów w przedwojennych Włoszech. Na szczęście wątek polityczny jest tu uszczuplony do minimum, więc nie znajdziemy na tym polu nachalnego moralizatorstwa. Nikt nie próbuje też nam wciskać treści typu "homoseksualista też człowiek" - autorom, pochodzącym z kraju, w którym homoseksualiści bardzo mocno wpisali się w sztukę i kulturę, wydaje się to zapewne oczywiste. Co ciekawe, dostrzegam w tym komiksie pewną gloryfikację witalności, woli życia i młodości charakterystyczną dla Trylogii Życia, czyli cyklu słynnych adaptacji stworzonych przez Pasoliniego. Ale chyba na tym podobieństwa się kończą...
Luca de Santis korzystając z oczywistych skojarzeń, szukając pretekstu do opowiedzenia o miejscu i ludziach, wpisuje ową historię w ramy Burzy Szekspira. W fabule widać tę pretekstowość, ale uznajmy, że od strony konstrukcji to przyzwoita robota. Mimo tego, że wg notki scenarzysta często współpracuje z telewizją i chociaż fragmentarycznie komiks stylizowany jest na nagranie wideo, to trudno doszukiwać się tu zabiegów stricte filmowych czy znanych ze storyboardów. W narracji nie ma również szczególnie widocznego nadmiaru literackości. Rysunki Sary Colaone - mimo kilku drobnych wpadek - można tylko chwalić. Ich oszczędność i dynamika to synonim komiksowości - w dobrym tego słowa znaczeniu.
Tak, wiem. To co piszę brzmi bardzo zachęcająco. Jednak okazuje się, że trudno mi jednoznacznie oceniać ten komiks. Z jednej strony to rzecz na każdym poziomie dojrzała, z drugiej - na żadnym poziomie nie spełniająca moich oczekiwań, nieprzekonująca i w jakimś sensie będąca dowodem na wyczerpanie formuły "powieści graficznej"*. To w końcu rzecz do bólu przeciętna... Na dodatek - mimo tematyki - jest to praca bardzo grzeczna. Na tyle grzeczna, że nie sposób znaleźć na nią haka. Jeśli są tu pokazywane uczucia bohaterów, to pokazywane są bardzo, bardzo subtelnie. Mnie osobiście brak odwagi twórców zwyczajnie smuci... ale przynajmniej dzięki tej zachowawczości nikt tego komiksu - jak naszego Szopena - nie zmieli. Niemniej jednak, jeśli chcecie parafrazy Burzy Szekspira, to zachęcam raczej do sięgnięcia po Księgi Prospera albo po film Jarmana. A jeśli idzie o tematykę homoseksualnych więźniów ( poza kinem queer ) to polecam Pocałunek Kobiety Pająka...
Zauważyłem, że w owym tekście umyka mi niestety sedno sprawy. W każdym razie, pisząc go daleki byłem od chęci wywoływania dyskusji czy pisania paszkwilu. Na koniec chcę więc dobitnie zaznaczyć, że We Włoszech... to komiks dobry. Problem natomiast tkwi w pewnej tendencji w którą się wpisuje. Zalewające nasz rynek** komiksy biograficzne, historyczne, podróżnicze itp. często oprócz próby dogonienia literatury faktu***niewiele sobą wnoszą. Tak wg mnie prezentował się pierwszy tom Berlina Lutesa (acz dochodzą mnie słuchy, że w następnym tomie jest lepiej). Tak prezentują się gloryfikowane w naszym kraju Rany Wylotowe. Powodzenie tego typu tytułów to obraz naszego czytelnika i tego, czego od komiksu oczekuje. Ja osobiście oczekuję czegoś innego i nie wystarcza mi to, co sobą owe publikacje reprezentują ... Szczególnie, że mam w pamięci Fun Home - dość brawurowy popis tego, co z "powieścią graficzną" zrobić można.
... i tym, że mamy w rękach kolejny komiks historyczny. Tym razem rzecz dotyczy internowania homoseksualistów w przedwojennych Włoszech. Na szczęście wątek polityczny jest tu uszczuplony do minimum, więc nie znajdziemy na tym polu nachalnego moralizatorstwa. Nikt nie próbuje też nam wciskać treści typu "homoseksualista też człowiek" - autorom, pochodzącym z kraju, w którym homoseksualiści bardzo mocno wpisali się w sztukę i kulturę, wydaje się to zapewne oczywiste. Co ciekawe, dostrzegam w tym komiksie pewną gloryfikację witalności, woli życia i młodości charakterystyczną dla Trylogii Życia, czyli cyklu słynnych adaptacji stworzonych przez Pasoliniego. Ale chyba na tym podobieństwa się kończą...
Luca de Santis korzystając z oczywistych skojarzeń, szukając pretekstu do opowiedzenia o miejscu i ludziach, wpisuje ową historię w ramy Burzy Szekspira. W fabule widać tę pretekstowość, ale uznajmy, że od strony konstrukcji to przyzwoita robota. Mimo tego, że wg notki scenarzysta często współpracuje z telewizją i chociaż fragmentarycznie komiks stylizowany jest na nagranie wideo, to trudno doszukiwać się tu zabiegów stricte filmowych czy znanych ze storyboardów. W narracji nie ma również szczególnie widocznego nadmiaru literackości. Rysunki Sary Colaone - mimo kilku drobnych wpadek - można tylko chwalić. Ich oszczędność i dynamika to synonim komiksowości - w dobrym tego słowa znaczeniu.
Tak, wiem. To co piszę brzmi bardzo zachęcająco. Jednak okazuje się, że trudno mi jednoznacznie oceniać ten komiks. Z jednej strony to rzecz na każdym poziomie dojrzała, z drugiej - na żadnym poziomie nie spełniająca moich oczekiwań, nieprzekonująca i w jakimś sensie będąca dowodem na wyczerpanie formuły "powieści graficznej"*. To w końcu rzecz do bólu przeciętna... Na dodatek - mimo tematyki - jest to praca bardzo grzeczna. Na tyle grzeczna, że nie sposób znaleźć na nią haka. Jeśli są tu pokazywane uczucia bohaterów, to pokazywane są bardzo, bardzo subtelnie. Mnie osobiście brak odwagi twórców zwyczajnie smuci... ale przynajmniej dzięki tej zachowawczości nikt tego komiksu - jak naszego Szopena - nie zmieli. Niemniej jednak, jeśli chcecie parafrazy Burzy Szekspira, to zachęcam raczej do sięgnięcia po Księgi Prospera albo po film Jarmana. A jeśli idzie o tematykę homoseksualnych więźniów ( poza kinem queer ) to polecam Pocałunek Kobiety Pająka...
Zauważyłem, że w owym tekście umyka mi niestety sedno sprawy. W każdym razie, pisząc go daleki byłem od chęci wywoływania dyskusji czy pisania paszkwilu. Na koniec chcę więc dobitnie zaznaczyć, że We Włoszech... to komiks dobry. Problem natomiast tkwi w pewnej tendencji w którą się wpisuje. Zalewające nasz rynek** komiksy biograficzne, historyczne, podróżnicze itp. często oprócz próby dogonienia literatury faktu***niewiele sobą wnoszą. Tak wg mnie prezentował się pierwszy tom Berlina Lutesa (acz dochodzą mnie słuchy, że w następnym tomie jest lepiej). Tak prezentują się gloryfikowane w naszym kraju Rany Wylotowe. Powodzenie tego typu tytułów to obraz naszego czytelnika i tego, czego od komiksu oczekuje. Ja osobiście oczekuję czegoś innego i nie wystarcza mi to, co sobą owe publikacje reprezentują ... Szczególnie, że mam w pamięci Fun Home - dość brawurowy popis tego, co z "powieścią graficzną" zrobić można.
KUP
*jeśli ktoś nadal upiera się przy tym, że owa tendencja nie istnieje, to niech sobie wsadzi w to miejsce "ekstremalnie modny ostatnio komiks obyczajowo/historyczno/biograficzny"
** Jak tak patrzę na to, co napisałem , to określenie "zalewające rynek" to mocne słowa jak na taką partyzantkę - recenzowany komiks ukazał się w 700 egzemplarzach.
***Nie muszę chyba dodawać, że jest to od strony artystycznej kompletnie bezcelowe.
** Jak tak patrzę na to, co napisałem , to określenie "zalewające rynek" to mocne słowa jak na taką partyzantkę - recenzowany komiks ukazał się w 700 egzemplarzach.
***Nie muszę chyba dodawać, że jest to od strony artystycznej kompletnie bezcelowe.
5 komentarzy:
Może nadeszła pora, by wytypować NAJGORSZE komiksy ostatnich lat ?:)
Na całe szczęście nie jestem kompetentny, by taki ranking zrobić. Najzwyczajniej omijam słabe komiksy. Poza tym polski rynek jest tak mały, że zagraniczne komiksy trafiające do nas są zazwyczaj (przynajmniej)dobre...
za każdym razem, gdy jestem w księgarni biorę ten komiks do ręki i mocno zastanawiam się, czy kupić, czy nie. Twoja opinia spowodowała, że z mniejszym żalem będę go odkładał na półkę i wychodził bez niego.
Nakład to tylko 700 sztuk. Wydaje mi się ze warto kupić za tą cenę. Tym bardziej że mamy trochę inne gusta komiksowe. Tobie się może bardziej się podobać niż mi...
może masz rację, może warto spróbować... ryzyko żadne.
Prześlij komentarz