Tylko dwa komiksy polecano mi w życiu tak gorąco - „Prosto z Piekła” Alana Moora i właśnie Przybysza Shaun Tana. Oba okazały się arcydziełami eksplorującymi zupełnie różne możliwości jakie daje medium opowieści rysunkowych. Ich miejsce w kanonie sztuki – nie tyle komiksowej – co po prostu światowej, jest jak najbardziej zasłużone i nieznajomość tych pozycji oznacza pewien rodzaj ułomności, żeby nie powiedzieć ignorancji. Na naszym rynku dostępne są już inne prace Shaun Tana, ale to właśnie „Przybysz” - którego już czwarte wydanie przygotowała Kultura Gniewu – stanowi w moim poczuciu opus magnum tego autora.
Historia wydaje się prosta do streszczenia. Mężczyzna się pakuje, żegna z rodziną i wypływa wielkim transatlantykiem w stronę nowego lądu. Typowy imigrant zarobkowy. Gdy dociera na miejsce, spotyka go wszystko to, co charakterystyczne dla przybysza w nieznanym mu miejscu. Zdumienie zupełnie innym światem, zagubienie, nieporozumienia, problemy z nieznajomością języka, w końcu samotność. Z sytuacji beznadziejnej nasz bohater wydobywa się dzięki poznaniu innych, podobnych mu ludzi, którzy także opuścili swoje nieprzyjrzenie światy, aby szukać szczęścia gdzie indziej. Tutaj objawia się głęboki humanitaryzm historii snutej przez Tana. Wystarczy niewielki gest, przyjacielsko wyciągnięta ręka, uśmiech, aby ogrom izolacji, jaki spada na nas w zupełnie obcym kraju, przestał być aż tak dotkliwie odczuwalny.
Komiks obywa się bez słów, obcujemy z milczącymi obrazami, które przypominają zatrzymane kadry filmowe. Realistyczne grafiki – delikatnie i z niespotykanym pietyzmem wykonane grafitowym ołówkiem - przywodzą na myśl atmosferę kina niemego. Autor posiłkował się starymi fotografiami, dlatego w pierwszej chwili mamy wrażenie, że opisuje wielki ruch imigracyjny do Stanów Zjednoczonych z początku ubiegłego wieku. Jednak bohater nie przybywa do USA. Aby obcy świat był także takim dla czytelnika, nie może on wyglądać jak państwo w Ameryce, tak dobrze nam znane z ikon kinematografii. Dlatego Shaun Tan kreuje fantastyczną architekturę, cudaczne maszyny i rośliny, a także zupełnie abstrakcyjne hieroglify, które zapełniają ową krainę. Na osobną uwagę zasługuje świat fauny. W kontekście innych prac autora (np. „Opowieści z najdalszych przedmieść”) problem koegzystencji świata ludzi i ich braci mniejszych wydaje się dla niego niezwykle istotny. W zaproponowanej utopii zwierzęta pełnią istotną rolę w społeczeństwie, są silnie obecne i nieodzowne niemal na każdej stronie ilustrującej ten magiczny ląd. Nie bez znaczenia jest, że główny bohater pierwsze oznaki przychylności otrzymuje właśnie od domowego zwierzaka.
To, co najbardziej urzeka w tej opowieści, której tworzenie zajęło artyście 4 lata, to narracyjne piękno i poezja, która jest w niej ukryta. Tan po mistrzowsku potrafi oddać atmosferę długiego i montowanego rejsu statkiem w stronę ziemi obiecanej. W długim szpalerze małych kadrów widzimy niewielki wycinek nieba oraz zmiany układów chmur, które na nim zachodzą. Mamy wrażenia, że wraz z bohaterem obserwujemy świat przez bulaj kajuty. Potem, dla kontrastu mamy rysunek na całą stronę ukazujący podróż w szerokim planie. Umiejętne łączenie szeregu niewielkich obrazków - w których widzimy upływ czasu - z grafikami zajmującymi całą planszę - w których z kolei czas się zatrzymuje - jest sekretem sztuki Shaun Tana.
Bardzo sugestywnie działa scena biurokratycznej odprawy po przybyciu do nowego świata. Procedury wydają się absurdalne i abstrakcyjne, ale przecież zapewne nieraz sami mieliśmy do czynienia z podobną machiną urzędniczą w prawdziwym życiu, dlatego na kartach komiksu wypada ona tak przekonująco i dotkliwie.
Czytelnik na pewno zwróci uwagę na subtelną warstwę symboliczną wypełniającą całe dzieło autora „Opowieści z głębi miasta”. Nieraz z zakamarków kadru wychylają się elementy i znaki nadrealistyczne. Charakterystyczny jest w tym kontekście ptak z papieru wykonany przez głównego bohatera, który pojawia się zaraz na początku, a który przewijać się będzie przez dalszą część opowieści. To nieśmiała nadzieja na lepsze jutro i zapowiedź innego losu, którego pierwszym zwiastunem jest ekscentryczna chmara ptactwa przelatującego nad płynącymi transatlantykiem imigrantami. Tak oto delikatna i nietrwała sztuka origami uzyskuje prawdziwe skrzydła i realne znaczenie na nowej ziemi, do której wytrwale podąża protagonista.
Warstwa kolorystyczna komiksu jest bardzo stonowana. Czarno białe rysunki są utrzymane w różnych odcieniach sepii, zależnie od panującego w nich nastroju emocjonalnego. Obrazy nowego lądu są przeważnie utrzymane w jasnej, nieco pomarańczowej tonacji, gdy tymczasem retrospektywne sceny z innych, na ogół przerażających miejsc, z których przybyli emigranci, są raczej ponure.
Jak każdy utwór, w którym najważniejsza jest forma, trudno go opisywać - w sposób wyczerpujący i odpowiadający prawdzie - wyłącznie za pomocą słów. „Przybysz” jest jak wielki sen, dlatego nie zawsze sensowne jest wyjaśnianie każdego szczegółu. Początkowo ta oniryczna wizja może się wydawać nieco kafkowska, lecz w swej ostatecznej wymowie wypada dużo bardziej krzepiąco. Autorowi udaje się uniknąć licznych naiwności, których przysparza obrana tematyka. Na szczęście jego dzieła nie da się zamknąć w interpretacji wyłącznie społecznej, gdyż na pierwszy plan wysuwa się poezja i głęboka - wręcz metafizyczna - uniwersalność tej przypowieści. Niemniej dla każdego, kto poszukując szczęścia zwiedził obce lądy, będzie to lektura bliska sercu. Surrealistyczne wizje Shaun Tana znajdują bowiem swe odzwierciedlenie w przeżyciach naszej realności.
Autor: Jakub Gryzowski
1 komentarz:
Bardzo ważny komiks, mistrzowsko narysowany. Co tu dużo gadać, zawarłeś w recenzji wszystko, co trzeba.
Prześlij komentarz