Tekst pierwotnie ukazał się na łamach RYMSu.
„Przygody wielkiego wezyra Iznoguda” to klasyka frankofońskiego komiksu humorystycznego. Dzieło słynnego scenarzysty Rene Gościnnego, który ma na koncie takie tytuły jak „Asteriks”, „Mikołajek”, czy „Lucky Luke”. Na przestrzeni ostatnich dwóch dekad komiks ten był już dostępny u nas, najpierw we fragmentach na łamach „Świata Komiksu”, potem w zbiorczych zeszytowych wydaniach (nie wypuszczono jednak całości). Teraz Egmont atakuje rynek edycjami kolekcjonerskimi, zawierającymi po cztery albumy w twardej oprawie.
Rzecz dzieje się w pięknym, malowniczym Bagdadzie. Mikry, wredny i podstępny wezyr Iznogud za wszelką cenę chce wygryźć dobrotliwego, safandułowatego Kalifa z jego fuchy. Tym samym co rusz knuje kolejne spiski, mające odsunąć jego przełożonego od władzy. Komiks ten to festiwal przeróżnych, mniej lub bardziej śmiesznych gagów, obrazujących zmagania wezyra, który w każdym epizodzie szykuje serię karkołomnych zamachów na Kalifa. Iznogud starając się usunąć szefa zazwyczaj sam kręci na siebie bat, co skutkuje licznymi sytuacjami komicznymi. Są tu ograne wszelkie motywy i rekwizyty znane z „Księgi tysiąca i jednej nocy”, ale jest też sporo satyry na współczesność. Strzelam, że komiks był w swoim czasie (seria powstawała w latach 60-tych) śmieszniejszy, bo Gościnny pewnikiem odwoływał się do różnych zjawisk w ówczesnej Francji. W przekładzie uleciało też zapewne wiele żartów słownych – część z nich wyraźnie tłumacz próbuje rekonstruować, ale wychodzi to średnio.
Komiks ten podzielony jest na cztery albumy, a każdy z nich zawiera po kilka historyjek. Taka epizodyczność mu nieco szkodzi i w treść szybko wkrada się powtarzalność. Myślę, że gdyby opowieści były rozpisane na kilkadziesiąt stron, czyli na cały album, wypadłoby to lepiej. Dobrym pomysłem jest powolne dawkowanie sobie lektury, bo wciągając wszystko naraz łatwo ten komiks przedawkować.
Obrazkami do serii zajął się Jean Tabary. Jego pomysł na szatę graficzną jest dość prosty. To karykaturalne, rysowane dość dynamiczną kreską postaci. Niestety tła nie zawsze są odtwarzane i często bohaterowie stoją na pustych przestrzeniach. Szkoda, wszak Bagdad jest przecież pięknym miejscem, wdzięcznym do obrazowania. Czuć, że autor by temu podołał, bo gdy przychodzi mu rysować przedmioty i architekturę, to wychodzi mu to dobrze, ale zapewne goniły go terminy. Mimo wszystko Tabary to jednak dobry rysownik, który z powodzeniem ilustruje ten humorystyczny komiks i jego krecha zdecydowanie pasuje do narracji. Nie jest to jednak twórca tej klasy co Albert Uderzo, czyli autor rysunków do słynnego „Asteriksa”.
Nie do końca jestem pewien jak album ten odbiorą dzieci i trudno mi wskazać konkretny wiek potencjalnego czytelnika. Myślę, że to komiks kierowany głównie do koneserów, świadomych tego, że obcują z klasyką, a nie przypadkowych odbiorców. Niestety mam też wrażenie, iż czas obszedł się z „Iznogudem” nieco gorzej niż na przykład ze wspomnianym „Asteriksem”. Nie jest to jednak zły album i bardzo się cieszę, że Egmont zaserwował nam lekcję historii z francuskiego komiksu humorystycznego. Chętnie więc sięgnę po następny album zbiorczy.
Rzecz dzieje się w pięknym, malowniczym Bagdadzie. Mikry, wredny i podstępny wezyr Iznogud za wszelką cenę chce wygryźć dobrotliwego, safandułowatego Kalifa z jego fuchy. Tym samym co rusz knuje kolejne spiski, mające odsunąć jego przełożonego od władzy. Komiks ten to festiwal przeróżnych, mniej lub bardziej śmiesznych gagów, obrazujących zmagania wezyra, który w każdym epizodzie szykuje serię karkołomnych zamachów na Kalifa. Iznogud starając się usunąć szefa zazwyczaj sam kręci na siebie bat, co skutkuje licznymi sytuacjami komicznymi. Są tu ograne wszelkie motywy i rekwizyty znane z „Księgi tysiąca i jednej nocy”, ale jest też sporo satyry na współczesność. Strzelam, że komiks był w swoim czasie (seria powstawała w latach 60-tych) śmieszniejszy, bo Gościnny pewnikiem odwoływał się do różnych zjawisk w ówczesnej Francji. W przekładzie uleciało też zapewne wiele żartów słownych – część z nich wyraźnie tłumacz próbuje rekonstruować, ale wychodzi to średnio.
Komiks ten podzielony jest na cztery albumy, a każdy z nich zawiera po kilka historyjek. Taka epizodyczność mu nieco szkodzi i w treść szybko wkrada się powtarzalność. Myślę, że gdyby opowieści były rozpisane na kilkadziesiąt stron, czyli na cały album, wypadłoby to lepiej. Dobrym pomysłem jest powolne dawkowanie sobie lektury, bo wciągając wszystko naraz łatwo ten komiks przedawkować.
Obrazkami do serii zajął się Jean Tabary. Jego pomysł na szatę graficzną jest dość prosty. To karykaturalne, rysowane dość dynamiczną kreską postaci. Niestety tła nie zawsze są odtwarzane i często bohaterowie stoją na pustych przestrzeniach. Szkoda, wszak Bagdad jest przecież pięknym miejscem, wdzięcznym do obrazowania. Czuć, że autor by temu podołał, bo gdy przychodzi mu rysować przedmioty i architekturę, to wychodzi mu to dobrze, ale zapewne goniły go terminy. Mimo wszystko Tabary to jednak dobry rysownik, który z powodzeniem ilustruje ten humorystyczny komiks i jego krecha zdecydowanie pasuje do narracji. Nie jest to jednak twórca tej klasy co Albert Uderzo, czyli autor rysunków do słynnego „Asteriksa”.
Nie do końca jestem pewien jak album ten odbiorą dzieci i trudno mi wskazać konkretny wiek potencjalnego czytelnika. Myślę, że to komiks kierowany głównie do koneserów, świadomych tego, że obcują z klasyką, a nie przypadkowych odbiorców. Niestety mam też wrażenie, iż czas obszedł się z „Iznogudem” nieco gorzej niż na przykład ze wspomnianym „Asteriksem”. Nie jest to jednak zły album i bardzo się cieszę, że Egmont zaserwował nam lekcję historii z francuskiego komiksu humorystycznego. Chętnie więc sięgnę po następny album zbiorczy.
2 komentarze:
Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.
Od dłuższego czasu zastanawiałem się nad zakupem i ten tekst tylko pomógł mi w podjęciu decyzji. Dziekuję :)
Prześlij komentarz