"Choć w czasie zbrodniczej działalności Rozpruwacza, przychodziły do policji setki listów od osób podających się za mordercę, wielu badaczy uważa, że list “Z piekieł” jest jednym z prawdopodobnie autentycznych pism jego autorstwa. Nadawca nie podpisał listu pseudonimem „Kuba Rozpruwacz”, co wyróżnia go od wcześniejszego listu „Drogi szefie” i karty pocztowej „Zuchwały Kuba”, a także ich naśladowców. List „Z piekieł” charakteryzuje się przy tym znacznie niższym poziomem gramatycznym niż poprzednie dwa."
Treść listu, obfitującego w braki interpunkcyjne i ortograficzne, brzmiała następująco:
(polskie tłumaczenie oddające w przybliżeniu charakter gramatyczny listu.)
Z piekieł.
P. Lusk,
Posyłam panu pół nyrki którą wyjąłem
jednej kobiecie i zahowałem dla pana drugą
część usmażyłem i zjadłem była bardzo
pyszna. Mogę posłać panu okrwawiony nuż
jaki ją wyrżnął jeśli tylko poczeka pan trochę dłużej
podpisany
Złap mnie jeśli pan potrafisz panie Lusk
za Wikipedią
Tzw. spokenwordsy to chyba dość niewdzięczna para kaloszy. Mało kto jest w stanie dostrzec piękno tej trochę nietypowej formy słuchowiska, szczególnie gdy nie jest stworzone w jego rodzimym języku. Nie będę ukrywał, że to jeden z moich ulubionych "około muzycznych" (zazwyczaj z pogranicza literatury i muzyki elektronicznej) środków wyrazu. Nie umiem tak do końca stwierdzić, dlaczego tak to nietypowe zjawisko ukochałem. Prawdą jest, że nie znam aż tak dobrze angielskiego, żeby perfekt rozumieć ze słuchu (no, dzięki słuchaniu spokenwordsów jest coraz lepiej). Lubię te melorecytacje prawdopodobnie dlatego, że bardzo ważna jest dla mnie atmosfera panująca na płycie. Zawsze stawiałem ją wyżej od ładnych refrenów i wirtuozerii.
Andrew King to postać znana każdemu, kto uważniej przyglądał się scenie neofolkowej. Płyt firmowanych swoim nazwiskiem nagrał niewiele, za to jego niesamowicie smutny głos często pojawia się na albumach ważnych osobistości tego nurtu. Najlepsze rzeczy z jego dużym udziałem to The Triple Tree - Ghosts i koncept składak A Mythological Prospect Of The Citie Of Londinium (obie ze wszech miar polecam). Nazwa Les Sentiers Conflictuels mówi mi już znacznie mniej. Właściwie to nic mi nie mówi. Zerkam na Discogs w poszukiwaniu info ... no tak, wszystko się zgadza. Francuz (jeno coś taki skośny trochę). Jak głupio by to nie zabrzmiało - bo mówimy o ambiencie - to słychać, że to jest Francuz. Tzn. skojarzenia z Les Joyaux De La Princesse są tak silne, że nawet przez myśl mi przeszło, że to może poprostu inny szyld/odłam tego francuskiego projektu. No i jak bym tak spróbował porównać 1888 do czegoś co już słyszałem, to powiedział bym, że najbliżej mu do wybitnej kolaboracji Les Joyaux De La Princesse/Blood Axis (znowu polecam, bo to jedna z moich ulubionych płyt ). W każdym razie Andrew King i Philippe Kam (bo tak się nazywa ów żółty francuz) złączyli siły i postanowili nagrac koncept album upamiętniający wyczyny Kuby Rozpruwacza...
Warstwę tekstową stanowią listy, które napływały do prasy i Scotland Yardu w czasie, gdy światem wstrząsnęła seria morderstw, będąca tak naprawdę tylko preludium do tego, co przyniesie XX wiek. Fani Kuby od razu zauważą, że panowie podchodzą do tematu dość umownie - traumatyczna podróż nie przebiega chronologicznie. Nasz protagonista na płycie pierwszy raz * przemawia przez napis nabazgrany na murze w pobliżu miejsca, gdzie zabito piątą kobietę : "The Juwes are the men that Will not be Blamed for nothing". Dopiero potem następuje pierwszy i najsłynniejszy list sygnowany jako "Kuba Rozpruwacz" czyli "Dear Boss", który nadszedł do News Agency jeszcze przed czwartym morderstwem i sukcesywnie reszta, wraz z (wg. niektórych teorii jedynym autentycznym) listem - "From Hell" - na czele. Dziwi taki brak konsekwencji, ale w żadnym wypadku nie ujmuje wartości. Można to oczywiście próbować uzasadnić, ci co czytali komiks From Hell dobrze wiedzą o czym mówię...
Choć już sam koncept jest fascynujący, to nie warstwa tekstowa nadaje wszystkiemu kształtu. Biorąc pod lupę warstwę muzyczną, możemy w pewnym stopniu mówić o dark ambiencie, ale to w żaden sposób nie opisze tego, z czym przyjdzie Wam obcować. Zanim wsadzicie płytę do swoich odtwarzaczy, musicie się należycie przygotować. Słuchawki będą wskazane. Zalecam nocne odsłuchy, zresztą chyba inaczej się z tym nie da obcować. Połóżcie się, zamknijcie oczy i oddajcie w ręce najsłynniejszego seryjnego zabójcy w historii ludzkości. Tak wypada, bo cały spektakl dzieje się na granicy jawy i snu... W ponury świat tej opowieści zabiorą was monotonne, klaustrofobiczne i stłumione dźwięki fortepianu, odtwarzane na patefonach odległe echa arii operowych, pętlące się - aż do jednostajnego, przypominającego taśmowe eksperymenty dronu - skrzypce ... Inna warstwa jest wystylizowana na gwar uliczny: dorożka, głosy uliczników, archaiczne i groteskowe melodie wygrywane przez kataryniarza, odgłosy kroków, odległe szepty... I wtedy, gdy niemal odpływamy i jesteśmy w półśnie, nad wszystko nadciąga wyraźny i przerażający głos Andrew Kinga. Jego głos raz tnie jak skalpel, raz jest miarowy, rytmiczny, raz przesterowany, wibrujący i utrzymujący w nas ciągły niepokój.
Co ważne, płyta nie jest jednorazowym słuchowiskiem. Gdy już wgryziemy się w nią dostatecznie, recytowane listy Kuby zaczynają być jednym ze środków wyrazu, czy też substytutem instrumentu. W pełni integrują się z innymi warstwami. Oprócz tego zaczynamy dostrzegać koncept, a zarazem to, w jaki sposób i CO opowiada nam sama muzyka. Bardzo mocno zaczyna rzucać się w ucho klamra prologu i epilogu. Podobieństwo obu tracków miało być zapewne symboliczne i nieprzypadkowo nazywają się The Night i The Light.
To nie jest płyta trudna w odbiorze, ale jej atmosfera przytłacza. Bałbym się tego słuchać po narkotykach. Tym bardziej, że boję się tego słuchać na trzeźwo.
ps. 1888 to idealny soundtrack podczas lektury From Hell Alana Moora, które jeszcze możecie nabyć w niektórych sklepach komiksowych - zachęcam bo II wydania nieprędko się doczekacie. Na ową chwile to jeden z moich najukochańszych tworów kultury.
próbka 1
próbka 2
Andrew King to postać znana każdemu, kto uważniej przyglądał się scenie neofolkowej. Płyt firmowanych swoim nazwiskiem nagrał niewiele, za to jego niesamowicie smutny głos często pojawia się na albumach ważnych osobistości tego nurtu. Najlepsze rzeczy z jego dużym udziałem to The Triple Tree - Ghosts i koncept składak A Mythological Prospect Of The Citie Of Londinium (obie ze wszech miar polecam). Nazwa Les Sentiers Conflictuels mówi mi już znacznie mniej. Właściwie to nic mi nie mówi. Zerkam na Discogs w poszukiwaniu info ... no tak, wszystko się zgadza. Francuz (jeno coś taki skośny trochę). Jak głupio by to nie zabrzmiało - bo mówimy o ambiencie - to słychać, że to jest Francuz. Tzn. skojarzenia z Les Joyaux De La Princesse są tak silne, że nawet przez myśl mi przeszło, że to może poprostu inny szyld/odłam tego francuskiego projektu. No i jak bym tak spróbował porównać 1888 do czegoś co już słyszałem, to powiedział bym, że najbliżej mu do wybitnej kolaboracji Les Joyaux De La Princesse/Blood Axis (znowu polecam, bo to jedna z moich ulubionych płyt ). W każdym razie Andrew King i Philippe Kam (bo tak się nazywa ów żółty francuz) złączyli siły i postanowili nagrac koncept album upamiętniający wyczyny Kuby Rozpruwacza...
Warstwę tekstową stanowią listy, które napływały do prasy i Scotland Yardu w czasie, gdy światem wstrząsnęła seria morderstw, będąca tak naprawdę tylko preludium do tego, co przyniesie XX wiek. Fani Kuby od razu zauważą, że panowie podchodzą do tematu dość umownie - traumatyczna podróż nie przebiega chronologicznie. Nasz protagonista na płycie pierwszy raz * przemawia przez napis nabazgrany na murze w pobliżu miejsca, gdzie zabito piątą kobietę : "The Juwes are the men that Will not be Blamed for nothing". Dopiero potem następuje pierwszy i najsłynniejszy list sygnowany jako "Kuba Rozpruwacz" czyli "Dear Boss", który nadszedł do News Agency jeszcze przed czwartym morderstwem i sukcesywnie reszta, wraz z (wg. niektórych teorii jedynym autentycznym) listem - "From Hell" - na czele. Dziwi taki brak konsekwencji, ale w żadnym wypadku nie ujmuje wartości. Można to oczywiście próbować uzasadnić, ci co czytali komiks From Hell dobrze wiedzą o czym mówię...
Choć już sam koncept jest fascynujący, to nie warstwa tekstowa nadaje wszystkiemu kształtu. Biorąc pod lupę warstwę muzyczną, możemy w pewnym stopniu mówić o dark ambiencie, ale to w żaden sposób nie opisze tego, z czym przyjdzie Wam obcować. Zanim wsadzicie płytę do swoich odtwarzaczy, musicie się należycie przygotować. Słuchawki będą wskazane. Zalecam nocne odsłuchy, zresztą chyba inaczej się z tym nie da obcować. Połóżcie się, zamknijcie oczy i oddajcie w ręce najsłynniejszego seryjnego zabójcy w historii ludzkości. Tak wypada, bo cały spektakl dzieje się na granicy jawy i snu... W ponury świat tej opowieści zabiorą was monotonne, klaustrofobiczne i stłumione dźwięki fortepianu, odtwarzane na patefonach odległe echa arii operowych, pętlące się - aż do jednostajnego, przypominającego taśmowe eksperymenty dronu - skrzypce ... Inna warstwa jest wystylizowana na gwar uliczny: dorożka, głosy uliczników, archaiczne i groteskowe melodie wygrywane przez kataryniarza, odgłosy kroków, odległe szepty... I wtedy, gdy niemal odpływamy i jesteśmy w półśnie, nad wszystko nadciąga wyraźny i przerażający głos Andrew Kinga. Jego głos raz tnie jak skalpel, raz jest miarowy, rytmiczny, raz przesterowany, wibrujący i utrzymujący w nas ciągły niepokój.
Co ważne, płyta nie jest jednorazowym słuchowiskiem. Gdy już wgryziemy się w nią dostatecznie, recytowane listy Kuby zaczynają być jednym ze środków wyrazu, czy też substytutem instrumentu. W pełni integrują się z innymi warstwami. Oprócz tego zaczynamy dostrzegać koncept, a zarazem to, w jaki sposób i CO opowiada nam sama muzyka. Bardzo mocno zaczyna rzucać się w ucho klamra prologu i epilogu. Podobieństwo obu tracków miało być zapewne symboliczne i nieprzypadkowo nazywają się The Night i The Light.
To nie jest płyta trudna w odbiorze, ale jej atmosfera przytłacza. Bałbym się tego słuchać po narkotykach. Tym bardziej, że boję się tego słuchać na trzeźwo.
ps. 1888 to idealny soundtrack podczas lektury From Hell Alana Moora, które jeszcze możecie nabyć w niektórych sklepach komiksowych - zachęcam bo II wydania nieprędko się doczekacie. Na ową chwile to jeden z moich najukochańszych tworów kultury.
próbka 1
próbka 2
* [zaznacz]Pierwszy raz King deklamuje sentencje:"Oh have you seen the Devil with his microscope and scalpel, A-lookin' at a kidney with a slide cocked up". Nie znalazłem niestety jej źródła - oprócz tego że jest przypisywany któremuś listowemu wcieleniu kuby , ale wydaje mi się że błędnie. Możliwe że to z Moora, wertowałem komiks ale nie znalazłem. Jak ktoś mądrzejszy wie, to niech powie...
18 komentarzy:
O owej płycie usłyszałem już kilka lat temu chyba od Doktora Bardamu , ale wtedy nie mogłem jej znalesc. Teraz mi o niej Zachary przypomniał. Dzięki Szefie! Jest znakomita!
Akurat mam odpowiedni nastrój na tę płytę, niedawno przypomniałem sobie dokonania DEVIL DOLL i zacząłem odczuwać niedosyt muzycznego horroru... Rzeczywiście, FROM HELL jest najodpowiedniejszą lekturą towarzyszącą. Z filmów pozwalam sobie polecić JACK THE RIPPER (1976), gdzie szaleje Klaus Kinski oraz JACK THE RIPPER (1988) - najbardziej klimatyczny, z Michaelem Cainem w roli insp. Abberline.
to sie dowiedziałem o tym zwrocie z kaczmi mhm...takie już podświadome, dzięki
ni rozumie... tzn rozumie że chodzi o fragment z listu "from hell"...ale nie rozumie o czym mówisz i czego się dowiedziałeś :|.
jest tak "kacz mi ifju ken" w tym pisaniu po polsku to nawet podwójne znaczenie z kaczką, ale nie otym: kaczmi if ju ken to był film taki? acha to było w bajce dla dzieci o dziadku, który miał czapkę zmniejszającą i wtedy robił różne psikusy, latał zabawkowym samolotem, autkiem, na jaskółce w asyście swojego wnuka, który go krył w tym wszystkim udając że psikusy tojego sprawka- takie obyczajowe dla dzieci w sibibis i zawsze jak się zmniejszył to mówił "kacz mi if ju ken" albo i była taka inna filma też? kacz mi if ju ken to jakby takie już podświadome, nabroić i sobie pomyśleć nikmie nie złapie- kaczmi if juken, czyż to nie zadziwiające że wzięło się zlistu kuby rozpruwacza? dla mnie tak.
Postmodernizm znaczy sie...
tyraz to ja ni rozumie, postmondernizm czyli co masz na myśli?
pierdolca coś ostatnio blogspot dostaje strasznego...
Jebie się blogspot.Wypierdala errory przy komentach etc. Teraz też wypierdolił.
Masz racje. Faktycznie dawno mnie nikt w dupę nie wyjebał. Nie wiedziałem że aż tak to widać...
peace and love;)
Dzisiaj dorwałem ten album, jest faktycznie upiorny:)
Pojawia się czasem niedrogo na allegro.
Nie przepłaciłem:)
Miałeś do czynienia z jakimiś solowymi albumami Kinga?
Jak patrzę teraz na Discogs to z rzeczy firmowanych jego nazwiskiem nie słuchałem tylko Krakena. Tym wczesnym płytą trzeba poświecić więcej czasu ale na pewno są ciekawe. Słuchałem je bardzo dawno i wtedy jeszcze do nich nie dorosłem ale pamiętam że z czasem je w końcu "kupiłem" i słuchałem ich sporo.
Prześlij komentarz