Tekst pierwotnie ukazał się na łamach Fenixa.
Już jakiś czas temu na półki księgarskie trafił trzeci tom epickiej sagi fantasy „Gnat”. To wielkie wydarzenie w światku komiksowym, bo na przeczytanie tej serii po polsku czekaliśmy zdecydowanie zbyt długo. Teraz można pochłonąć opowieść w całości i ostatecznie rozliczyć się z legendą, jaką owiany był ten komiks.
Rzecz opowiada o Gnatach pochodzących z Gnatowa, zabawnych przypominających aparycją duszka Kacpra stworkach, które zrządzeniem losu zawitają do doliny zamieszkałej przez normalnych ludzi. Uniwersum, do którego trafiają przypomina średniowieczne fantasy. Początkowo wszystko będzie się rozgrywać w małych wioseczkach, na jarmarkach i lasach, ale z każdym zeszytem historia dryfuje w kierunku epickiej baśni, pełnej smoków, warownych miast, magii i bitw. Ostatecznie więc seria ta zawiera cały bagaż elementów przynależnych nurtowi magii i miecza, łącznie z penetrowaniem starożytnych lochów. Zapewne miłośnicy „Dungeons and Dragons” byli dla autora ważnym targetem.
Jeff Smith, który jest autorem zarówno scenariusza jak i rysunków, tak na poziomie treści jak i grafik przedstawia czytelnikom dość eklektyczną mieszankę. Zabawne stworki i ich perypetie czerpią prosto ze słynnych w kulturze anglosaskiej pasków „Pogo” Wallta Kellyego, jak i z komiksów związanych z serią o „Kaczogrodzie” – jedna z głównych postaci tej opowieści, Kant Gnat, najbogatszy Gnat w Gnatowie, jest wszak ewidentnie wzorowany na Sknerusie McKwaczu. Postęp fabuły i narysowane semirealistyczną kreską ludzkie postacie odnoszą się znowu do klasyki literatury fantasy. Sam autor powiedział kiedyś o swoim komiksie: „Byłem… wielkim fanem Carla Barksa i „Pogo”, więc było to dla mnie naturalne, by rysować stylem będącym połączeniem prac Walta Kelly’ego i Moebiusa”. I to chyba będzie najlepszy opis tego, co w „Gnacie” znajdziemy. Wszystko to łączy się niezwykle zgrabnie i trzeba przyznać Smithowi, że zdolna i podstępna z niego bestia. Podstępna, bo gdy zaczynał tworzyć swoją serię, konwencja fantasy nie była jeszcze tak modna w komiksie anglosaskim i autor wpadł na pomysł przemycenia jej pod płaszczykiem opowieści humorystycznej, dopiero później dryfującej w inne rejony. Gdy „Gnat” zaczynał się ukazywać w początku lat 90, w amerykańskich opowieściach graficznych dominowały mroczne, brutalne historie, dekonstruujące superbohaterskie mity. Na ich tle komiks Smitha wypada jako twór całkowicie osobny i niezwykle oryginalny.
„Gnat” jest uznawany za jeden z najwybitniejszych komiksów fantasy w historii. Ja jednak cenię go za co innego. Jego siły upatruję w tym, że jest znakomitym komiksem komediowym, mocno nawiązującym do klasyki opowieści obrazkowych dla dzieci i pasków prasowych. Jako opowieść fantasy jest wtórny wobec Tolkiena i LeGuin i to dla mnie główna wada – acz osobiście nie jestem wielkim miłośnikiem powielania tych ogranych do bólu konwencji. Oczywiście w swojej komediowości też czerpie z Carla Barksa i Walta Kelly’ego, ale wydaje mi się, że w tej części składowej opowieści mniej jest fałszywych nut, mniej epigoństwa i ogranych schematów. Niemniej zapewniam, że „Gnat” to komiks o szerokim targecie i na pewno spodoba się również miłośnikom fantasy, którzy wszak po stokroć lubią odwiedzać krainy podobne Śródziemiu.