Pomysł na „BBPO” jest prosty, ale
genialny. Gdy w jednym z tomów regularnej serii Hellboy porzucił
organizację zajmującą się tajemniczymi zjawiskami, do której
należał, postanowiono ciągnąć rozpoczęte wątki w osobnym cyklu
i skupić uwagę
na postaciach pobocznych z jego drużyny. To był strzał w
dziesiątkę, bo spin off o pracy Biura Badań Paranormalnych i
Obrony jakością dorównuje materiałom serwowanym w głównej
opowieści o Piekielnym Chłopcu.
Dziś, wraz z wydaniem w naszym kraju
czwartego tomu „Plagi Żab”, dobiliśmy do finału tego podcyklu.
Nie będę ukrywał, że jestem wielkim fanem serii nadzorowanej
przez samego Mike'a Mignolę, ale z rozbudowanymi scenariuszami Johna
Arcudiego, który stał się nadwornym skrybą spisującym i
urzeczywistniającym pomysły dużego Mike'a. Podobno już od
początku tworzenia finałowej historii myślano o niej jako o
zamkniętej, monumentalnej powieści graficznej. Mignola miał
mniej więcej w głowie pomysł na to, jak to ma wyglądać, ale cała
opowieść rozbudowywana była dość intuicyjnie, z zeszytu na
zeszyt. W niniejszym wydaniu zebrano trzy tomy i gdy czyta je się
naraz czuć, że jest to rzecz spójna i dobrze rozpisana.
Ogółem ostatni tom nie zawiódł. To
istny komiksowy blockbuster, opowieść na jebanych sterydach. Więcej
tu niż w poprzednich tomach akcji, rozwałki, gigantycznych
Lovecraftowskich potworów i pulpowego mięska. Nie sposób jednak
zauważyć, że autorzy postawili raczej na rozpierduchę, niż na
pogłębianie portretów postaci – a to było największym plusem
poprzednich odsłon. Nie wyszło źle, ale trochę mi tego brakowało
i mam wrażenie, że nieco odejmuje to głębi całej opowieści,
której największą siłą było przecież pogłębianie świata
Hellboya. Trzeba jednak było domknąć piętrzące się wątki
związane z tytułową plagą i to się twórcom udało. Zrobiono to
z nie lada przytupem i jestem zdecydowanie usatysfakcjonowany
lekturą. Kilka rzeczy mnie jednak jeszcze nurtuje (np. motywy
związane z Benjaminem Daimio) i mam nadzieję, że następny podcykl
„Piekło na ziemi”, który ma rozpocząć się w kwietniu,
podejmie ich temat.
Grafikami do finału „Plagi Żab”
zajął się Guy Davis. Pracował już przy poprzednich tomach i
zapewniam, że jakościowo nie ma tutaj żadnego spadku. Jedyne co
można temu rysownikowi zarzucić to to, że nie jest Mikem Mignolą,
ale poza tym spisuje się rewelacyjnie. Nie w głowie mu podrabianie
kreski ojca Hellboya i odważnie posługuje się swoim nieco
europejskim i lekko cartoonowym, bardzo charakterystycznym stylem. W
tym tomie przyszło mu ilustrować bardzo dużą ilość scen
batalistycznych, walk z ogromnymi potworami, często ukazanych w
planie totalnym. Musiał to być dla niego nie lada test warsztatu,
ale w pełni wywiązał się z zadania.
„BBPO” jest ewenementem w świecie
popkultury, bo udowadnia, że dojenie znanej marki nie zawsze musi
skończyć się przykrą przeciętnością i zwykłym odcinaniem
kuponów. Jeśli lubicie dobre opowieści, nie tylko te ze świata
Hellboya, ale po prostu solidnie napisane i narysowane komiksy, to
powinniście sięgnąć po „Plagę Żab”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz