Faktem jest, że w konwencji noir - i w nurtach z niej wyrosłych - zapewne niewiele nowego dziś można powiedzieć. Jednak Brubaker to niezwykle utalentowany scenarzysta, mający szerokie, bardzo mądre spojrzenie na rozwój swojej serii i jak na razie nie ma mowy o zmęczeniu materiału. Wprowadził do "Criminal" wiele ciekawych drugoplanowych postaci i teraz nie musi się specjalnie gimnastykować, by zaintrygować czytelnika - wystarczy, że odsłania karty leżące na stole. We wcześniejszych tomach sygnalizował, że przeszłość ma duże znaczenie dla jego uniwersum. Nic dziwnego, że w końcu postanowił to wykorzystać i w "The Dead and The Dying" ze współczesności cofa się o kilka dekad do pewnego istotnego dla całej serii zdarzenia.
"Sin City" było szalonym, rozbuchanym w formie eksperymentem, dającym kopa na rozpęd zarówno medium komiksowemu, jak i konwencji neo-noir. Ale jako seria było też komiksem nierównym, wpadającym na mielizny i dryfującym w stronę pulpy o przygodach napakowanych barbarzyńców. Zestawiając dzieło Millera z "Criminal" (które jest na wielu poziomach bardzo bliskim mu tworem) zobaczymy od razu, że w porównaniu z "Sin City" jest niezwykle wyważoną, precyzyjną i przemyślaną konstrukcją. Jednak mimo tego, że obcujemy tu z czymś, co jest niezwykle spójną całością, to Brubaker nie trzyma się jednego modelu opowiadania i w każdym tomie snuje historie za pomocą odmiennych sztuczek narracyjnych. Przez co - mimo, że po dwóch TP czujemy się w świecie "Criminal" jak w domu - to w kolejnych odsłonach cyklu znów dostajemy do rąk coś nowego, świeżego i zaskakującego.
Szukając porównań w filmie ( bo gdzieżby indziej) można przytoczyć kilka obrazów z różnych części świata. W czasie lektury same przyszły mi na myśl cztery tytuły: "Rashamon" Akiry Kurosawy, "Człowiek na Torze" Andrzeja Munka, "Killing" Stanleya Kubricka i "Jackie Brown" Quentina Tarantino, który - ze względu na podobieństwa gatunkowe i obecne w komiksie elementy jawnie nawiązujące do kina blaxploitation - będzie chyba najbliższym skojarzeniem. Jednak nawet jeśli któryś z tych filmów był inspiracją dla "The Dead and The Dying", to w żadnym wypadku nie jest to scenariusz epigoński. Strukturę uzupełniających się opowieści Brubaker ułożył na swój sposób, a przy tym znakomicie podporządkował ją formatowi komiksowej, amerykańskiej serii. Ograniczenia i minusy comiesięcznych dwudziestokilkustronicowych wydań potraktował jako siłę, a nie ułomność i po mistrzowsku wykorzystał ich konwencję. Przedstawia wydarzenia z perspektywy trzech stron, kładąc szczególny nacisk na motywacje każdej z person zamieszanych (mniej lub bardziej) w sprawę pewnego napadu. Opowieść jednak nie snuje się wkoło owego wydarzenia czy jednej konkretnej postaci i trudno byłoby wskazać nam protagonistę. Każdemu z bohaterów scenarzysta poświęca tyle samo uwagi - dokładnie jeden akt dramatu, czyli jeden zeszyt. Na dwudziestu kilku stronach każdego odcinka Brubaker pomieścił znakomite, naszpikowane wydarzeniami historie, które dla innych twórców mogłyby być osobną powieścią graficzną, filmem lub pełnowymiarową książką. Mimo tego, że tematyka każdej z odsłon jest odmienna - w pierwszym przypadku wszystko kręci się wokół nieszczęśliwej miłości, w drugim chodzi o próbę wydostania się z niewygodnych długów, w trzecim jest to zemsta - to wszystkie historie zazębiają się. Co ciekawe, mimo całkowitej spójności można je z powodzeniem czytać w oderwaniu od siebie, jako autonomiczne opowieści nie wymagające ani zapoznania się z poprzednimi numerami serii, ani też epizodami wchodzącymi w skład runu "The Dead and The Dying".
Sean Philips wraz z Brubakerem stworzyli duet na miarę mojego ulubionego bat-tandemu Loeb/Sale. To już trzeci tom który mam okazję recenzować i trzeci raz musiałbym wrócić do rysunków, postanowiłem więc odesłać Was po prostu do poprzednich recenzji, a skupić się na pomijanym do tej pory koloryście. Jak już wspominałem poprzednio, nie lubię komputerowych kolorów - ale trudno nie docenić pracy Vala Staplesa. Mimo tego, że przy pobieżnym kartkowaniu wszystkich części możemy uznać, że w tym aspekcie nie różnią się za nadto, to podczas lektury całości na pewno dostrzeżemy, że barwy są przemyślnie dostosowywane do charakteru danej opowieści. Staples przełamuje rysunki Philipsa, w których czerń pełni istotną role. Podkreśla też oddalanie się od ekspresjonistycznego oblicza noir, kierowanie się ku uwspółcześnionym wariacjom na temat tej konwencji. Pierwszy TP miał stylistykę kina lat siedemdziesiątych, drugi utrzymany jest głównie w mrocznej atramentowej kolorystyce podkreślającej wyobcowanie w wielkiej asfaltowej dżungli, a trzeci powraca znów do jesiennych barw, które w kontekście fabuły możemy odebrać jako naśladujące estetykę charakterystyczną dla kina blaxploitation. Najciekawsze zabiegi odnajdziemy w drugim tomie ("Laweless"), gdzie w niektórych scenach przemyślna gra kolorów podyktowana miejscem akcji oświeconym migającymi światłami policyjnych lamp kojarzy się z zabiegami stosowanymi w "Zabójstwie Chińskiego Maklera" i staje się istotnym elementem dramaturgicznym.
(kliknij aby powiększyć)
Bartek Biedrzycki w którymś odcinku K-poka postulował, by ludziom nie obeznanym z komiksem nie dawać rozbestwionych formalnie arcydzieł, tylko takie opowiedziane w klasyczny, nienachalny sposób. To w jakiś sposób uzasadnione, ale osobiście mam inne zdanie na ten temat. Jeśli mamy wyrobionego odbiorcę kultury zarazić opowieściami obrazkowymi, to powinniśmy pokazać mu coś, co ukaże unikalność języka komiksu i sprawi, że czytelnik uzna je za medium autonomiczne - nie oszukujmy się, musi chcieć do niego wracać ze względu na sposób opowiadania - inaczej będzie sięgał po inne, tańsze formy rozrywki oferujące podobne historie. "Criminal" to chlubny wyjątek. To przystępny formalnie komiks jednocześnie będący brawurowo skonstruowanym arcydziełem deklasującym niemal wszystkie współczesne filmy w swoim gatunku (a ze względu na precyzję konstrukcji i kondensację fabuły mógłby pewnikiem stanąć w szranki z uznanymi serialami, których cechy też przecież posiada). Jeśli znacie miłośnika opowieści gangsterskich, konwencji sensacyjnej czy noir i chcielibyście zarazić go komiksem - wciśnijcie mu "Criminal".
Criminal: The Deluxe Edition Volume 1
Jako, że zaczęło się bardzo dobrze, a z każdym następnym tomem seria zwyżkuje, to nie boje się powiedzieć, że po zakończeniu lektury vol 1, "Criminal" stało się moim ulubionym współczesnym amerykańskim cyklem komiksowym. Trzecią odsłonę przeczytałem już w zbierającym wszystkie części twardo okładkowym Deluxe Edition. Nie zwykłem płacić tak dużych pieniędzy za komiksy, ale przedruki okładek zeszytów (których wydanie w TP było pozbawione) ostatecznie przekonały mnie do zakupu. Niestety, utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że nie warto sobie jedzenia od ust odejmować. Jest to co prawda edycja oversized, ale obszerne marginesy sprawiają, że plansze nie są wiele większe. Zresztą, Philips operuje takim stylem, że jego rysunkom powiększenie nie nadało wiele uroku. Niewątpliwym plusem tego wydania jest duża ilość dodatków graficznych - obszerna galeria z obrazami Philipsa, na których znalazły się ikony kina sensacyjnego, policyjnego i gangsterskiego. Miłośników konwencji ucieszą takie rarytasy jak portrety bohaterów filmów Johnny'ego To, czy piękny obraz inspirowany mało znanym u nas filmem "Blast of Silence". Smuci natomiast fakt, że do wydania ekskluzywnego nie dostały się wstępy do pojedynczych TP i literackie dodatki, które znaleźć możemy tylko w zeszytach. Wydanie owszem, polecam - ale tylko wtedy, gdy zmuszeni jesteście zapłacić za TP ceny okładkowe. Jeśli macie trochę cierpliwości, to radzę jednak polować na serwisach aukcyjnych na pojedyncze tomy, a jeśli zależy Wam na dodatkach, to najlepiej będzie zainwestować kasę w wydanie zeszytowe.