wtorek, 4 kwietnia 2023

Pustynne Skorpiony. Hugo Pratt.

 

 


Dobrze jest dziś być fanem Hugo Pratta. Nie dość, że dostaliśmy wszystkie tomy Corto, to jeszcze niedawno nakładem Egmontu wyszła inna seria tego autora – wojenna opowieść „Pustynne Skorpiony”, która zapewne trafi w serca wszelkich miłośników talentu tego autora. Pewnikiem, jeśli jesteście fanami genialnego Włocha, to nie muszę was do zakupu namawiać, bo to materiał wydany pod komplecistów Pratta i wszelkie recenzje są zbędne. Ja mam jednak obowiązek opisać, z czym je się „Skorpiony” i zaznaczyć dla wszystkich tych, którzy nie mieli przyjemności obcować z Corto – nie zaczynajcie przygody z Prattem od tego albumu. Ale spokojnie i po kolei.


Rzecz zaczyna się w 1940 roku w Afryce Wschodniej i traktuje o losach polskiego żołnierza, Koinsky’ego. Losy wojenne umiejscowiły go w rozgrywających się na mapach regionu burzliwych konfliktach po stronie Anglików, acz jak sam bohater podkreśla, jest przede wszystkim po swojej stronie. Co ciekawe mnogość nacji, jaka w tamtym okresie przewalała się przez ten kawałek świata, może wprowadzić w zakłopotanie i nawet znajdujący się tam Polak nikogo nie jest w stanie zdziwić. Pratt jednak zdaje się w tym multi-kulturowym gąszczu świetnie orientować. Nie wiem, na ile trzyma się wszelkich historycznych faktów, ale łatwo uwierzyć mu, że wie co robi i wsiąknąć jak woda na pustyni w przedstawiony przez niego świat. Koinsky przeżywa podczas swoich wędrówek przeróżne wojenne przygody, wplątując się co chwila w następne draki. Trochę taki Franek Dolas pomyślicie? Ano trochę tak, jest bowiem zazwyczaj sam przeciw wszystkim, zresztą polskość i jego charakter zostają temu bohaterowi wytknięte na kartach komiksu kilka razy, Pratt musiał więc mieć pewne wyrobione zdanie na temat Polaków. 

 


 


Głównym problemem tego albumu jest jednak fakt, że Koinsky nie jest Corto i jego przygodom wiele brakuje do tur de force Pratta. Nie ma tu krzty liryzmu, mistycyzmu, surrealnych elementów, czy cytatów z innych dzieł kultury, które czyniły z Corto arcydzieło w swojej awanturniczej a zarazem postmodernistycznej klasie. Mimo iż na kartach „Pustynnych Skorpionów” spotykamy kilka ciekawych postaci drugoplanowych, to daleko im do osobistości znanych z najlepszego komiksu Włocha. Sam Corto jest co prawda wzmiankowany, ale nie pojawia się w tym komiksie ani na chwilę. Z jednej strony fajnie, bo Pratt nie odcinał kuponów od swojego arcydzieła, z drugiej czegoś w tym albumie mi brakowało. Trzeba też zauważyć, że autor, tworząc te opowieści na przestrzeni wielu dekad rozwijał się jako scenarzysta. Początkowo walił dużo tekstu, ale z czasem oszczędniej stosował narracje literacką. Ostatecznie wyważył proporcje między słowem a obrazem, dochodząc do formy mistrzowskiej. Im dalej w las tym lepiej. 

 



Najważniejsze są w tym komiksie jednak rysunki. To jak Pratt, rysując prosto z trzewi, ciśnie świat przedstawiony, zasługuje na dziesięć statuetek Eisnera. Jest tu totalny rozmach i czuć, że te rzeczy są rysowane nonszalancko. Jako rysownik też, co ciekawe, niewiele ewoluuje na kartach tego komiksu. Ma tak samo genialny warsztat na początku jak i na końcu. Do tego wszelkie nacje, mundury i co najważniejsze – pojazdy i samoloty – są odtworzone z wielkim pietyzmem i charyzmą. Militaryści (którzy mogą być drugą najważniejszą grupą docelową tego albumu) posikają się tutaj ze szczęścia, widząc te wszystkie czołgi, samoloty bojowe i pustynne łaziki pancerne. Samo kartkowanie albumu jest więc nie lada przyjemnością i pod względem graficznym nie mogę niczego temu komiksowi zarzucić. 

 



Jak wspomniałem nie jest to jednak album dla wszystkich. Jeśli Pratt nie należy do grona Waszych ulubionych rysowników sugerował bym zacząć przygodę od komiksów o Corto Maltese. Wtedy, gwarantuję, zostaniecie fanami Pratta i „Pustynne Skorpiony” wciągniecie niejako z rozbiegu.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz