niedziela, 6 listopada 2022

Stan przyszłości. Superman

 


Hej, to my, ludzie odpowiedzialni za DC Comics! Zapraszamy na kolejny odcinek cyklu, w którym może i przestaliśmy już rozwalać własne uniwersum, ale musimy jeszcze wam powciskać opowiastki z pogrążonego w chaosie świata. Zanim się znów opamiętamy i dopuścimy choćby możliwość stworzenia czegoś bardziej kameralnego (żeby nie mówić „ambitnego“, ha-tfu!), poczytajcie sobie jeszcze o futurystycznych wariacjach Supermana. „Stan przyszłości“ z gackiem w roli głównej był całkiem niezły, więc wersja z jedynym, niepowtarzalnym człowiekiem ze stali nie może być zła, prawda?

No oczywiście, że może! Dosyć już wam dobrego daliśmy, w dupach się zaraz poprzewraca. Łapcie dokładnie ten sam sort najbardziej płytkich wątków o Supku, tylko przeniesiony w przyszłość. Lex Luthor coś odwala, więc trzeba go powstrzymać, nie wolno wam narzekać, przecież ludzki mózg lubi powtarzane impulsy. Dostaniecie jednak również odwrócenie konwencji, może i banalne, ale część z was uwierzy, że zrobiliśmy coś oryginalnego w temacie Brainaca i pomniejszania miast. Dla tych totalnie pretensjonalnych przygotowaliśmy też całkiem fajny, głęboki wątek obrazujący to, co naprawdę świadczy o sile najpotężniejszej istoty we wszechświecie. Urwiemy se go jednak w totalnie antyklimatyczny sposób, bo tej grupy fanów w gruncie rzeczy nienawidzimy.



Dobra, dosyć mam tego roleplayingu, zaczynam odczuwać niechęć do siebie, a już to dawno przecież ogarnąłem z terapeutą i szkoda kasy na powtórki. Te ostatnie cztery słowa mogłyby też w sumie służyć za wyczerpujący podsumowanie komiksu „Stan przyszłości. Superman”. Najlepsza część fabuły (jednocześnie temat z okładki) szybciutko ląduje w koszu, a całkiem znośny przeciętniak o synu Clarka Kenta usiłującym zasłużyć na miano noszone przez swojego ojca jest tylko krótkim wstępem. Reszta albumu to w sumie bezsensowny fragment z uosobieniem śmierci ubranym z jakiegoś powodu w obciachowe getry, podróbka kultowej draki z Superbojem Prime oraz wspomniany już odgrzany kotlet z Luthorem. To ostatnie to w ogóle totalna padaka, w której geniusz zła jest tak niekompetentny, że nie da się go traktować poważnie. Efekt teoretycznie zamierzony, bo Mark Russell wyraźnie starał się napisać scenariusz komediowy, może nawet dystopijny pastisz kpiący z Luthora, ale żartowniś z niego gorszy od nawalonego wujka z wąsem już na etapie spania pod stołem z połowicznie przetrawioną sałatką na koszuli.

 




Produkt broni się przynajmniej stroną wizualną, ale to norma. Spektakularne superbohaterstwo z zasady poniżej pewnego poziomu już raczej nie schodzi, nawet jeśli jest to poziom zapełniony podobnymi jak dwie krople obornika, bezpiecznymi biznesowo kolażami względnie efektownych kadrów z muskularnymi sylwetkami w błyszczących kombinezonach. Lubię lasery z dupy i napinki na każdej stronie, lubię spektakularne splashe z mało przemyślanymi projektami statków kosmicznych, miłośnicy superhero raczej rozczarowani nie będą. Nie mogę też udawać, że artyści się w tym albumie nie napracowali, z pewnością włożyli w to wszystko dużo więcej serca i pracy od scenarzystów. Jak już jednak wszyscy wiedzą, krytykować wizualne banały będę uparcie, bo chcę komiksów ubranych w bardziej rozpoznawalny styl, grafiki z charakterem. Piona z plusem należy się zdecydowanie Johnowi Timmsowi, bo w tym morzu bezpłciowości jego robota wyróżniła się przynajmniej imponującą szczegółowością i dynamiką. Złoty laur wśród laserów z dupy prawie na miarę Ryana Ottley'a, prawie.



Jeśli „Stan przyszłości. Batman” był przeciętnym czytadłem ze skalą jakości dość mocno przechyloną na plus, to jego supermanowy odpowiednik o tyle samo odgina się na minus. Równowaga w kulturze i rozrywce najwyraźniej musi być. Twórcom zabrakło odwagi i pomysłowości, by zrobić cokolwiek ponad doskonale znany standard. Jedyna historia z potencjałem zbyt szybko poszła do piachu, a całej reszta bezczelnie bujała się w bańce głupkowatej, kosmicznej nawalanki. Supermanów na stronach tego albumu dostaniecie wielu, do wyboru do koloru, ale tego, co czyni (czasem) Kal-Ela prawdziwym super-człowiekiem ze świecą tu szukać. 


Autor: Rafał Piernikowski



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz