czwartek, 3 listopada 2022

Samotność Komiksiarza. Adrian Tomine.

 


Trzeba mieć sporo odwagi, aby przedstawić swoje życie jako tragikomiczną serię skeczy. Los autora komiksów bywa twardy. Nikt cię nie weźmie za wybitnego ambasadora kultury. Twórca literatury s-f cieszy się dużo większą estymą. Nie mówiąc już o przedstawicielu świata nauki. Andrian Tomine w swoim najnowszym komiksie, czy też – jakby sam wolał – powieści graficznej, pt. „Samotność komiksiarza” zdaje niezwykle uczciwą i osobistą relację ze swojej walki na arenie komiksowej, która jest świadkiem wątpliwych tryumfów oraz gorzkich rozczarować.


Adrian Tomine należy niewątpliwie do czołówki amerykańskich autorów komiksów przeznaczonych dla dojrzałego czytelnika. Jego niebanalne, wnikliwe, a jednocześnie zabawne obserwacje ujęte w zgrabnie skonstruowanej formie narracyjnej, mieliśmy już okazję podziwiać za sprawą takich dzieł jak „Niedoskonałości” oraz „Śmiech i śmierć” (Ten drugi tytuł stał się niedawno inspiracją dla Jacques'a Audiard'a do nakręcenia filmu „Paryż, 13 dzielnica”). Obecnie dostajemy do rąk pracę szczególną, która jest swoistym rozliczeniem artysty z obranego przez niego sposobu życia. Sam tytuł niejako kwituje gorzką refleksję wyłaniającą się z niemal każdej strony tego niby-dziennika.


Historia zaczyna się od krótkiej anegdoty z dzieciństwa. Okazuje się, że już od najmłodszych lat – co chyba nie jest aż tak zaskakujące - Adrian Tomine czytał i rysował komiksy. Ta oryginalność nie była specjalnie doceniana przez otoczenie. Dla kolegów z klasy stanowiła raczej przyczynek do drwin, które zepchnęły młodego wrażliwca na drogę do samoizolacji. Te wymowne sceny są istotne dla zrozumienia dalszych losów oraz postawy naszego bohatera – autora komiksu.


W kolejnych zgrabnie rozpisanych mini-rozdziałach, kończących się za każdym razem wyrazistą puentą, śledzimy fragmenty życia protagonisty między rokiem 1995 a 2018. Dopiął swego, jest uznanym komiksiarzem, którego popularność z roku na rok rośnie. Wciąż jednak tkwi w nim kompleks niższości, podsycany przez szereg nietaktownych, głupich, lub wręcz przykrych sytuacji, jakie są jego udziałem podczas branżowych imprez. Ponadto okazuje się, że spędziwszy lwią część życia z ołówkiem nad kartką papieru, Tomine utracił w pewnym stopniu zdolność normalnej komunikacji z otoczeniem – a przynajmniej tak mu się wydaje. To typowy samotnik wiecznie lękający się swoich nieporadności i nieraz - w sytuacjach zupełnie zwyczajnych - reagujący jak osoba autystyczna.


Adrian chyba aż taką pierdołą i niedojdą życiową nie był, skoro umiejętnie rozwinął swoją karierę artystyczną i poznał kobietę, z którą założył rodzinę. (Epizody z życia familijnego stanowią fabularne urozmaicenie monotematycznej narracji). Jednak autor nie skupia się na sukcesach - ostrze niepohamowanego szyderstwa ma przede wszystkim wycelowane w samego siebie. Co rusz wychodzi na hipochondryka, neurotyka, narcyza. Ta niezwykła umiejętność surowego, bezpardonowego oceniania swojej osoby, która być może przynosi artyście coś w rodzaju katartycznego oczyszczenia, dla czytelnika jest źródłem prawdziwej uciechy oraz głębszej refleksji, gdyż „Samotność komiksiarza” łączy w sobie lekki, nawet groteskowy charakter opowiadania z poważną wymową natury egzystencjalnej.


Najnowsza publikacja Adriana Tromine wizualnie przypomina notes. Stylizacja jest bardzo konsekwentnie zrealizowana - strony są kratkowane, album ma czerwoną zakładkę i zamyka się gumowym paskiem Wygląda to bardzo elegancko, a czytelnik ma dodatkowe wrażenie rzeczywistego wniknięcia w intymne zapiski autora. Nie ma tu jednak tak daleko posuniętego ekshibicjonizmu jak np. w pracach Joe Matta. Autor „Niedoskonałości” pokazuje nam głównie to, co jest związane z podjętym tematem, stroniąc od wikłania nas we wszelkie przejawy swojego funkcjonowania na ziemi. Charakterystyczna jest także dyskretna autocenzura, objawiająca się zamazaniem nazwisk niektórych postaci, które na kartach komiksu – tak więc pewnie i w realnym życiu – postępują niezbyt chwalebnie.


Kreska artysty jest w tej pracy bardziej delikatna i zwiewna niż w poprzednich albumach. Szkicowy charakter rysunków stanowi dopełnienie obrazu dziennika upstrzonego doraźnymi zapiskami. Warstwa graficzna oraz układ kadrów, nie tracą jednak nic ze swej precyzyjności, dokładnego rozplanowania i warsztatowego mistrzostwa, do którego Adrian Tomine przyzwyczaił nas we wcześniejszych publikacjach. Forma służy tu treści a treść formie. Ukazana historia jest niemożliwa do przełożenia na język innej sztuki. Powieść graficzna zdaje się być wręcz predysponowaną do tego typu autobiograficznych wynurzeń, które tutaj są pozbawione zadęcia i dosłowności jakich zapewne musiałyby się nabawić po postacią innych form literatury, bądź w filmie.


„Samotność komiksiarza” nie jest lekturą przeznaczoną wyłącznie dla osób parających się komiksem, lub orbitujących wokół tego szalonego biznesu. Trzeba zaznaczyć, że Tomine nie ujawnia w swoim dziele zbyt wielu technicznych arkanów swojej pracy. To nie jest opowieść o rzemiośle rysownika, lecz o sytuacji człowieka konfrontującego się z własnymi oczekiwaniami oraz presją otaczającego go świata. Historia ta poprowadzona jest w sposób tak prawdziwy i szczery, że zainteresuje nawet osoby, które po raz pierwszy sięgają po te medium. Stosunkowo łatwo utożsamić się z problemami bohatera. Wszak samotność jest zjawiskiem powszechnym. 

 

Autor: Jakub Gryzowski

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz