piątek, 7 października 2022

Bezdomne wampiry o zmroku. Tadeusz Baranowski.

 


Ze Szlurpem i Burpem zetknąłem się po raz pierwszy na łamach „Super Boom” - magazynu komiksowego wydawanego u nas w pierwszej połowie lat 90'. Zaprezentowana tam historia o bezdomnych wampirach po prostu mnie urzekła. Absurdalny humor, który pojawia się - nie co jakiś czas - tylko wylewa się z każdego kadru + świetna szata graficzna, bardziej mięsista i szczegółowa niż w innych pracach Baranowskiego, wskazywały na wyjątkowość tego komiksu. Biedne straszydła poniewierały się w poszlachtowanych kawałkach po przeróżnych publikacjach, w końcu doczekały się wydań zbiorczych, czego koroną jest album wydany przez Kulturę Gniewu, który trafił właśnie do sprzedaży.

    „Bezdomne wampiry o zmroku” to album dużego formatu, w twardej oprawie, na który składa się 19 epizodów z przygodami dwójki krwiożerczych bohaterów. Większość z nich powstała w roku 1985, dwa są z 2009, a cztery ostanie z 2021 roku. Całość poprzedzona jest wstępem Adama Ruska i zwieńczona rozmową tegoż z autorem komiksu. W uzupełnieniu dostajemy jeszcze parę fotografii Baranowskiego „w stylizacjach na wampira” oraz z chwili, gdy pracuje nad okładką do albumu.

    W związku z doraźnym - rozłożonym na 36 lat - powstawaniem poszczególnych odcinków, styl twórcy Antresolki Profesorka Nerwosolka zmienia się, a przedstawione uniwersum nie jest do końca spójne. Różnice zaznaczają się również w sposobie opowiadania oraz poziomie samych opowieści. Dla mnie liderem jest historia „Bezdomni” i to nie tylko dlatego, że mam do niej sentyment. Po pierwsze uważam ją za świetnie narysowaną. W tym odcinku – a także w paru następnych - kreska Baranowskiego jest wyjątkowo gęsta. Poza tym sama fabuła mówiąca o włóczędze dwóch wampirów po balandze wywołuje interesujące skojarzenia. Któż się nie czuł jak trup, zaznając często przykrych przygód o świcie? Uwielbiam scenę, w której zdesperowani Szlurp i Burp próbują schować się przed złowieszczo wschodzącym słońcem w trumnach zakładu pogrzebowego. Niestety, wszystkie miejsca są zajęte.  

    Pozostając przy kwestii fabularnej, wspomnieć trzeba o tym, że pierwotnym scenarzystą do większości przygód z wampirami z roku 1985 jest Jean Dufaux - (o zawiłościach zagranicznej kariery naszych bohaterów wyczerpująco opowiada wstęp Adama Ruska). Z zaproponowanej przez Belga historii ostał się jedynie kościec, gdyż Baranowski przerobił scenariusz, parokrotnie zmieniając teksty w dymkach. W konsekwencji wampiry stały się wyjątkowo rozpolitykowane. Autor Orient Mena nigdy nie stronił od specyficznych gier słownych - aluzji przeznaczonych jednoznacznie dla dorosłego czytelnika, jednakże - jak na mój gust - tych wszystkich dowcipów, które dotyczą transformacji (polska znajduje się w transformacji nieustannej) oraz obecnej bieżączki politycznej jest nieco za dużo. Z jednej strony autor ma prawo robić ze swoim dziełem co chce, z drugiej, myślę że wampiry są też trochę nasze, bo wpisały się do kanonu - historii polskiego komiksu. Nie wypada robić z nich doraźnej publicystyki, w pewnym sensie odbierając im niewinność charakterystyczną dla dzieł czasów minionych. Baranowski w wywiadzie z 2005 roku podkreśla, że chciał, aby było śmieszniej. Ja natomiast za zabawniejsze uważam teksty z „Super Boom”, które były owocem pierwotnej przeróbki scenariusza Dufaux oraz atmosfery schyłku epoki PRL-u. Oczywiście, może być też tak, że jestem do nich bardziej przywiązany.

    Niewątpliwą gratką tego wydania jest zamieszczenie w nim premierowych Wampirów w czasach pandemii. Tak jest, także i z tym zagrożeniem musiały się zmierzyć. Przez 2 lata tego ponurego dramatu jakim była operacja „Król Dawid XIX”, miałem wrażenie, że artyści wszelkiej maści bardzo ostrożnie podchodzili do tego tematu, lub wręcz omijali go szerokim łukiem. Baranowski zaś robi sobie po prostu jaja z motywów, które w sposób jawny przedstawiały nam się jako groteskowe (chodzenie w maskach, ablucje w spirytusie, kuriozalne obostrzenia). W tych czterech krótkich historiach kreska autora jest już znacząco inna niż w roku 1985. Rysunek wydaje się swobodniejszy, bardziej dynamiczny, przez co pozbawiony szczegółowej ornamentyki. Czy zobaczymy jeszcze kolejne ewolucje Szlurpa i Burpa? Chyba nawet sam autor nie wie.

    Fanów komiksów Baranowskiego nie trzeba namawiać do kupna tego pięknie wydanego albumu. Wampiry wyróżniają się na tle innych postaci wykreowanych przez polskiego rysownika. To trochę inne historie, inny poziom absurdu. Czy komiks ten znajdzie nowych czytelników? Być może tak, gdyż twórca postarał się, aby teksty nadal wybrzmiewały aktualnie. Problem stanowią tacy malkontenci jak ja, którzy pragną obcować ze starym komiksem w jego pierwotnej postaci, aby rozsmakowywać się w odczytywaniu, dla niektórych już mało czytelnych żartów i aluzji. W tym przecież tkwi cały urok klasyki, którego artysta poskąpił nam w tym wydaniu.


 Autor: Jakub Gryzowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz