Nachwaliłem się na temat poprzednich tomów Sandmana, twierdząc, że po nich najlepsze mamy już za sobą, bo potem jest tylko słabiej. Tymczasem weryfikuję swoje zdanie o tej serii. W myśl „Psy szczekają, karawana idzie dalej” Gaiman nie opuścił gardy i kontynuuje swoje tour de force.
Na tom „Kraina snów” składają się cztery one shoty. Jest wśród nich bardzo ważny dla historii komiksu „Sen nocy letniej”, który przeszedł do annałów jako pierwsza opowieść obrazkowa nagrodzona World Fantasy Award, będąca misternie i pomysłowo skleconą historią pewnej nietypowej prezentacji sztuki Szekspira. Jest też genialny zeszyt „Kaliope”, opowiadający o uwięzieniu muzy Homera przez rządnych sławy pisarzy, którzy niecnie ją wykorzystują. Najbardziej chyba jednak podoba mi się opowieść o kotach, nawiązująca poetyką do tradycji historii pokroju „Wodnikowego wzgórza”. Jest jeszcze czwarta, niemniej ciekawa od poprzednich, w której ważną rolę odgrywa siostra Snu, Śmierć. Wszystkie te opowieści ukazują wspaniały kunszt pisarski. Wyłania się z nich zamysł, jaki przyświecał serii Gaimana. Może są od strony formalnej mniej komiksowe, bardziej zachowawcze w narracji niż opowieści z poprzednich tomów, ale nadrabiają znakomitą treścią.
Jestem pełen podziwu do formy w jakiej zapodano nam nowe wydania „Sandmana”. Cieszy nie tylko zamysł projektantów książki, ale i nowe grafiki stworzone na potrzeby serii przez Dave'a Mckeana. To po prostu sztos i miło widzieć, że Dave artystycznie po tylu dekadach na scenie nie stoi w miejscu i cały czas się rozwija.
Z rysunkami w środku jest nieco słabiej, ale i tak wspominałem je jako gorsze. Poziomem wahają się od bardzo dobrych do mocno przeciętnych. Najbardziej podobają mi się grafiki legendarnego Kelly'ego Jonesa. Wspomniany „Sen tysiąca kotów”, przez tematykę związaną ze zwierzętami, musiał być dla niego nie lada wyzwaniem. Wyszło wspaniale, do tego stopnia, że powiem szczerze – to chyba moja ulubiona praca jego autorstwa.
Nieco kajam się za swoją opinię o wszystkich tomach „Sandmana” po tym pierwszym, ale zdaje się, że dobrze tym opowieściom robi dozowanie co kilka miesięcy, a ja zawsze leciałem z całością i wtedy oderwanie tematyczne mocno horrorowej jedynki od reszty części było bardzo widoczne. Dziś, gdy powoli delektuje się tymi historiami, odrębność „Preludiów i nokturnów” jest zdecydowanie słabiej zauważalna. To dalej mój ulubiony tom, ale każde kolejne czyta mi się z wielką przyjemnością. Cóż więc mogę dodać: czytajcie Sandmana kochani. To wielki i ważny komiks.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz