środa, 4 listopada 2020

Uniwersum DC według Mike`a Mignoli. Mignola/Byrne

 


 Mike'a Mignolę znacie dobrze z łamów Rękopisu. W ostatnich latach natrzaskałem bowiem teksty o większości jego komiksów wydanych w Polsce. Było zarówno o całym Hellboyu, jak i owielotomowym spinoffie tej serii – BBPO. Było też o wybitnej adaptacji Drakuli wg Coppoli. Teraz przyszło mi się zająć czymś nietypowym. Oto Egmont wydał antologie wczesnych prac dużego Mike'a, zbierającą komiksy, które ów autor popełnił w młodości dla DC. Brzmi jak nie lada gratka dla fanów Mignoli? Tak, ale nie do końca nią jest.

 


Jestem bardzo zaskoczony zawartością tego zbioru. Moim zdaniem nie jest to bowiem album, w którym najważniejszy jest Mignola. W większości zebranych tu prac jego charakterystyczny styl nie objawia się niemal w ogóle. To rzemieślnicza, realistyczna robota, swoisty styl zerowy dla ówczesnego komiksu superbohaterskiego, w którym Mignola czuje się co prawda dobrze, ale nie tworzy przy tym nic wybitnego. Głównym bohaterem tego zbioru staje się dla mnie ktoś inny. Mianowicie John Byrne, z którym Mignola pracował przy spinoffie Supermana „Świat Kryptona”. Autor ten jest bardzo sprawnym i istotnym dla superbohaterszczyzny twórcą, którego prac w Polsce opublikowano zdecydowanie za mało. To, co dostajemy w tym zbiorze to w lwiej części szalenie inteligentne, społeczno-polityczne science fiction mające zobrazować życie, jakie toczyło się na rodzimej planecie Kal-El'a. Rzecz oddalona od kalesoniarstwa, a przy tym wnosząca niesamowicie dużo do uniwersum Supcia. Muszę więc mocno zaznaczyć, że talent pisarski Byrne'a (który później zresztą będzie przecież odpowiedzialny za pierwszy scenariusz Hellboya) przytłacza w tym albumie rysunki Mignoli.

 Nie jest jednak tak, że nie polecam tego tomiszcza ultrasom dużego Mike'a. Jest tu bowiem umieszczony legendarny semicki zeszyt Batmana „Sanktuarium”, który trzeba mieć w kolekcji, jeśli jest się miłośnikiem Mignoli. Jest krótka forma zrobiona z Gaimanem w ramach Swamp Thinga. Jest też niewielka nowelka graficzna z „Batman Black and White”. Są w końcu zrywające czapkę z głowy okładki, które przez lata Mignola popełniał dla DC. Te wszystkie rzeczy już mają jego styl. Niestety, z całego grubego, blisko 400 stronicowego zbioru, to raptem kilkadziesiąt stron dojrzałego artystycznie Mignoli. Wiem, trochę mało. Trudno nie czuć niedosytu.



Sam pomysł przeniesienia na nasz grunt tej antologii oceniam jednak bardzo dobrze. Fajnie byłoby zobaczyć takie poświęcone innym twórcom. Na przykład starszym rysownikom Batmana. Głosujcie więc portfelem na ten komiks. Nawet jeśli nie jesteście fanami Mignoli, może Wam się spodobać wysokiej klasy rzemiosło Byrne'a.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz