środa, 11 listopada 2020

DMZ. Tom 3. Wood/Bruchielli

 


Do tego momentu trudno mi było powiedzieć, żebym był fanem Briana Wooda, bo zazwyczaj (mimo iż czasem go głaszczę) ostatecznie krytykuję jego komiksy. Niemniej czytam to, co stworzył (o poprzednich tomach DMZ pisałem tu: klik i tu: klik), bo uważam, że to zawsze dobra rozrywka, a w jego pracach widać przebłyski niewykorzystanego do tej pory talentu. Tylko tyle. Tym razem jednak z radością mogę stwierdzić: trzeci tom DMZ to najlepsze co kiedykolwiek Wood napisał. I sygnalizuję, że wszyscy ci, którzy porzucili serię po drugiej części, zrobili źle.

 

 

Zacznijmy od tego, że fabuła popchana została w ciekawe strony. W strefie bowiem odbywają się wybory na gubernatora i główna postać, młody dziennikarz Matty Roth, postanawia się w nie zaangażować i zacząć być stronniczym w całym konflikcie. Wypada ten element porównać do innej słynnej serii Vertigo, mianowicie „Transmetropolitan”, gdzie również w jednym tomie motyw wyborów był bardzo ważny. Tu trzeba pochwalić Wooda za ten tom – nie spisuje pracy domowej od Ellisa i oba story arki nie mają ze sobą nic wspólnego. Natomiast sam Matthew okazuje się nie być ani trochę spokrewniony ideowo z Pająkiem Jerusalemem. A już na pewno nie jest tak jak on cyniczny i widać u niego autentyczną wiarę w kandydata. Przy okazji trzeba dodać, że bardzo ważną postacią jest wprowadzony na scenę, ubiegający się o fotel gubernatora DMZ, Parco Delagado. To facio charakteryzujący się aparycją członka Cypress Hill, który staje się głosem ludu i nadzieją dla targanej konfliktem strefy.

 


Co ciekawe, samo miasto w mniejszym stopniu jest bohaterem tych opowieści. W końcu, po kilku tomach, mamy dobrze, przekonująco nakreślonych bohaterów, którzy wychodzą na pierwszy plan i to oni są tu ważni, a nie opisywanie sytuacji, w jakiej znalazła się strefa. Napisanie ich tak sprawnie to sztuka, która Woodowi jeszcze nigdy się tak dobrze nie udała.

Na ołówku bryluje głównie Riccardo Bruchielli. Muszę przyznać – polubiłem jego krechę i uważam, że idealnie nadaje się do ilustrowania tej opowieści. Jest świetny w kreowaniu industrialnych, zniszczonych krajobrazów. Świetnie rysuje uzbrojonych po zęby facetów i inszych partyzantów miejskich.



Ostatnią recenzję DMZ kończyłem stwierdzeniem, że komiks ten nie jest arcydziełem, a Wood jest tylko rzemieślnikiem. Tak jest i w tym przypadku, acz powiem szczerze – to, co dostałem, bardzo mnie usatysfakcjonowało i jestem już pewien tego, że zostanę z autorami do ostatniej części. Bo DMZ to po prostu dobry komiks i prawdopodobnie, jeśli jesteście fanami dziennikarskich narracji komiksowych (bo wszak w ten dyskurs wpisuje się DMZ), to powinniście po tę serię sięgnąć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz