Czwarty tom Hellboya zbiera historie
które powstawały w okresie przejściowym dla całej franczyzy.
Mignola zajęty był pracami przy ekranizacji swojego komiksu
(notabene, według mnie nieudanej) i to pożerało jego uwagę– jak
wspomina spędzał więcej czasu w pokojach hotelowych niż w
pracowni. W treści widać, że wpłynęło to na serię.
W przeciwieństwie do poprzednich
niniejszy tom nie eksploruje wcale mitologi Piekielnego Chłopca i
nie wnosi nic do głównego wątku fabularnego. To niepowiązane ze
sobą historie o misjach jakie bohater wykonywał podczas pracy dla
BBPO. Nie przepadam za szortami o Hellboyu, nie są złe, ale nie są
tym za co kocham tą serię. Najbardziej cieszą mnie więc dłuższe
historie: „Lichwiarz” drążąca wiejskie legendy Appalachów
(owa miniseria zgarnęła nagrodę Eisnera w 2009 roku) i „Makoma”,
opowieść w której Hellboy symbolicznie wciela się w Afrykańskiego
herosa. To one stanowią trzon tego tomu i raczej z nimi będę tą
odsłonę kojarzył. To dobre opowieści, więc prócz tego, że
główna fabuła stoi w miejscu nie można zarzucić tej części, że
jest zła.
Wato zaznaczyć, że to ten moment w
historii serii gdy Mignola zaprosił do współpracy innych grafików.
Zdawałoby się, że trudno sobie wyobrazić Hellboya ilustrowanego
przez kogoś innego niż jego tatuś, ale pałeczkę po nim przejęli
naprawdę znakomici graficy. Najważniejszym z nich jest legendarny
twórca komiksu niezależnego Richard Corben. To właśnie on
zilustrował wspomniane wyżej dłuższe historie i dzięki jego
talentowi zmiana grafika przebiegła dość bezboleśnie. Corben nie
chce naśladować Mignoli i robi Hellboya zupełnie po swojemu,
przedstawiając charakterystyczne dla swojego stylu obłe, miejscami
zakropkowane (tak kładzie cienie) postacie. Jest świetny w tym co
robi i okazał się właściwą osobą na właściwym miejscu. To
kolejny komiks ilustrowany przez Corbena jaki przeczytałem w
ostatnim czasie (pierwszym był „Cage” do scenariusza Briana
Azzarello) i muszę przyznać, że staję się fanem tego rysownika.
Przychodząc do mainstreamu Corben miał wspaniały pomysł, bo jego
obskurny, undergroundowy styl znakomicie uatrakcyjnia komiksy majorsów
czyniąc z nich niebanalne dzieła. Po za tym ukazuje go jako
znakomitego rzemieślnika, a to wcale nie jest regułą
wśród artystów niezależnych.
Mignola zapowiada w posłowiu, że w
następnym tomie historia ma wrócić na właściwie tory, i
powinniśmy spodziewać się długiej, epickiej opowieści z
Piekielnym Chłopcem w roli głównej. Ja się cieszę z tego faktu i
bardzo czekam na ten tom, bo jak wspomniałem – dłuższe opowieści
z Hellboyem to właśnie to co lubię najbardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz