W kioskach króluje ostatnio kolekcja
zbierająca stareńkie komiksy o Conanie. Chciałbym ją zbierać (co
za nazwiska pracowały przy tej serii! sami klasycy!), ale za bardzo
nadszarpnęło by to mój budżet i nie miałbym kasy na nowości.
Cóż, kupię całość gdy wygram w totka. Tymczasem Egmont
wprowadził na półki księgarskie nowocześniejsze spojrzenie na
Conana. Tworzoną w poprzedniej dekadzie serie, którą pisał Kurt
Busiek.
Jestem fanem Conana, ale nie czytałem
książek o nim – zawsze obcowałem z nim za pomocą innego medium,
filmu lub komiksu. Z tego co zrozumiałem, Busiek adaptuje oryginalne
opowieści o Conanie, ale ingeruje w treść sprawiając by sprawiały
wrażenie ułożonych w chronologicznej kolejności. Poznajemy więc
Conana, jako kilkuletniego dzieciaka żyjącego wraz ze swoim ludem w
Cymerii, a potem kolejno, jako coraz starszego nastoletniego
awanturnika, niewolnika w Hiperborei a w końcu jako złodzieja.
Wszystko zostało połączone bardzo zgrabnie i szczerze powiem, że
nieźle bawiłem się w trakcie lektury. Busiek podszedł do pracy
nad tym komiksem od bardzo literackiej strony i jego narracja jest
gęsta od tekstu, który jednak trochę spowalnia akcje w scenach w
których Conan robi rozpierduchę. Dla jednych będzie to plusem, bo
dzięki temu komiks ten czyta się długo, innych nawał literek może
denerwować, ale zaznaczam, że nie wpływa to na narrację obrazem,
która jest przyzwoicie poprowadzona.
Już w trakcie lektury wiedziałem, że
pisząc o warstwie graficznej będę rozdarty. Rysunkami zajęło się
kilku twórców, wszyscy prezentują przyzwoity poziom, ale szczerze
przyznam, że to nie jest album po który sięgnąłbym ze względu
na grafy. To trochę boli, bo wydaje mi się, że Conan zasługuje na
więcej. Najlepiej ze wszystkich wypadają realistyczne rysunki Carla
Norda, które doprawione zostały ciemnymi kolorami, ale do jakości,
dajmy na to Frazetty jest mu bardzo daleko. Skoro już jesteśmy przy
barwach to nakładał je Dave Stewart – to nazwisko mnie
elektryzuje, bo to jeden z najlepszych rzemieślników (Hellboy,
Czarny Młot) którzy za wielką wodą pracują przy nakładaniu
kolorów. Niestety, aż musiałem sprawdzić czy to ten sam Dave
Stewart, bo wyszło po prostu tragicznie. Autor zmienił technikę i
na Conana nałożył komputerowe barwy imitujące malarski styl. Nie
udało się. Nawet ślepy nie nabierze się na to, że te kolory są
nałożone farbami. Wszystko śmierdzi cyfrą i wychodzi bardzo
nienaturalnie. Najgorzej jest w środkowej części niniejszego tomu
(historia dziejąca się w Hiperborei), gdzie kolory to po prostu
okropny, drażniący kicz, którego nie da się już odzobaczyć.
Mimo marudzenia, muszę przyznać, że
podobał mi się ten komiks. Umiarkowanie, ale jednak podobał i na
pewno sięgnę po następne tomy. A jak już jesteśmy przy Conanie,
to ostatnio niusy zelektryzowało info, że Cymeryjczykiem teraz ma
zająć się Jason Aaron. Mam nadzieję, że Egmont to wyda i na ten
komiks czekam jeszcze bardziej, niż na następny tom wersji Busieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz