Umówmy się, lubię Daniela Warrena Johnsona. Dostrzegłem w nim talent, gdy czytałem „Wonder Woman: Martwa Ziemia”, ale potem nie miałem szczęścia do jego komiksów. Nie podeszły mi fabularnie „Z całej pety!” i „Murder Falcon”, bo odebrałem je jako komiksy wycelowane w dzieciaki, czy jak to niektórzy lubią nazywać „młodych dorosłych”. Ten drugi co prawda podobał mi się bardziej, ale dalej nie uważałem siebie za jego target. „Extremity” przełamuje jednak schemat. „Extremity” jest stworzone w 100% pode mnie.
To komiks z gatunku postapo, ale worldbuilding jest ciekawy, bo traktuje o krainie położonej gdzieś w chmurach (Dryfujące równiny), gdzie ważną rolę odgrywają latające statki. Jest tu jakiś vibe „Nausicki z Doliny Wiatru” i ogólnie Miyazakiego, choć nie jest to z pewnością historia familijna. Można się zastanawiać, ile w ogóle jest tu wpływu Japonii, wszak jedna z okładek zeszytowego wydania to parafraza plakatu „Akiry”, ale dajmy sobie na chwilę spokój z wpływologią. Rzecz traktuje o pewnej rysowniczce, najzdolniejszej ze swojej społeczności, która traci w porachunkach między klanami rękę i matkę. Jej ojciec, przywódca, po tym zdarzeniu staje się wkurwionym, zgorzkniałym i sfiksowanym na punkcie zemsty skurwysynem. Sama bohaterka natomiast cierpi psychicznie ze względu na to, że nie może rysować. Cóż to za piękna w swoim okrucieństwie bajka o niemocy twórczej, o nieprzepracowanej rodzinnej traumie. Pełna krwi, pełna Szekspirowskich bohaterów i dylematów. W końcu fabuła, która ma szansę zaciekawić starego dziada żądnego dobrej tragedii.
Jak bowiem zaznaczyłem we wstępie:
graficznie kocham prace Daniela Warrena Johnsona. Od strony rysunku
wszystko jest cymes i trudno w mainstreamie dziś szukać bardziej
utalentowanego, cały czas młodego przechuja. Tu dodatkowo (mam
wrażenie) autor stara się być realistyczny i ewentualnie odwoływać
się właśnie do wspomnianej mangi. Gdyby częściej komiksowy
mainstream wyglądałby jak „Extremity”, to częściej
prawdopodobnie bym go czytał. Pozostaje oczywiście pytanie: czy to
jest też mainstream? Mamy tu wszak serię wydaną przez Image, w
pełni autorską. Myślę jednak, wspominając ostatniego „Mad
Maxa” z Furiosą w roli głównej, że nic tej historii nie brakuje
do bycia takim hiciorem, bo to opowieść spektakularna, z jajami
wielkimi jak arbuzy. Bardzo bym zresztą chciał, żeby ten komiks
trafił do większej ilości czytelników.
Nie zmienia to faktu, że boję się nadchodzącego komiksu tego autora traktującego o Transformersach. Nie wiem, czy przypadkiem nie będzie to dzieło dla dzieciaków, z którym znów minę się fabularnie, ale drugiemu tomowi „Extremity” dam zdecydowanie szansę. Jedynka to na każdym poziomie znakomity komiks.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz