Scenarzysta Ram V, bodaj Hindus z pochodzenia, przedstawił się Polskim czytelnikom całkiem niezłym komiksem „Dziki Ląd”, o którym pisałem Wam w samych superlatywach. Niemniej dopiero stworzonym dla Image „Błękitem w zieleni” rozbija bank i kradnie mi serce.
To znów nietypowe ujęcie opowieści grozy. Rzecz traktuje o pewnym jazzmanie, rozwiązującym niebywałą zagadkę związaną z nim i jego rodziną. Bohater zagłębia się w małe klubiki muzyczne które pamiętają jeszcze lata świetności jazzu. Wszystko jest utrzymane w stylu nawiązującym konstrukcją raczej do historii pisanych przez tuzów wczesnej grozy. Dziś ten komiks zaliczono by chyba do wierd fiction (piszę „chyba” bo jestem na bakier ze współczesną grozą literacką – prócz Ligottiego, do którego też można by tę opowieść przyrównać). Nie odnajdziecie tu gore czy innego ciężkiego horroru. Liczy się atmosfera, stworzenie zawiesistego klimatu, oddanie rozpadu osobowości głównego bohatera. Rzeczy ulotne, trudne do zobrazowania, które w genialny sposób udało się przenieść autorom do swojej opowieści.
Gdyby ten komiks był współczesnym filmem, krytycy mówiliby o nim w kategoriach post-horroru. To bowiem konstrukcja fabularna oddalona od mainstreamowego oblicza gatunku. Dużo tu obyczajówki, rozważań na tematy okołomuzyczne, „genetycznego horroru” – w sensie klątwy rodzinnej zapisanej w naszych umysłach, od której nie ma ucieczki. Do tego dochodzi stricte artystyczna forma podania tej opowieści. W komiksie natomiast określiłbym ten tytuł jako rzecz nawiązującą do lat 90. – a dokładniej tych lepszych zeszytów dla dorosłych z tamtej dekady. Autorzy kopiują styl z najlepszych tworów ze stajni Vertigo z tamtego okresu. To pomieszanie opowieści obyczajowej, kryminalnej i lovectraftowskiego horroru, napisane w stylu, którego nie powstydziłby się Gaiman w najlepszym swoim okresie. Komiks narysowany jest natomiast tak, jakby zrobił to w tamtych czasach Dave McKean. Mówiąc krótko, to trochę takie „Drastyczne przypadki” XXI wieku.
Nie będę też ukrywał – to moim zdaniem nie lada sztosisko, które chętnie wręczyłbym na gwiazdkę swoim znajomym zakochanym w horrorze. Trzeba też dodać, że w komiksach jest bardzo mało dobrej grozy. W tym medium dużo trudniej straszyć niż w kinie, bo nikt nie wyskoczy nagle zza winkla. Trzeba więc odtrąbić duży sukces Rama V i przyglądać się temu scenarzyście, najwyraźniej to duży talent.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz