Dostaliśmy niedawno nowe wydanie „Wampirów” Tadeusza Baranowskiego, uzupełnione o komiksy opublikowane w czasie pandemii w Gazecie Magnetofonowej. To nie jest najlepsza praca Mistrza (według mnie najważniejszego twórcy w historii polskiego komiksu), może to nawet trzecia liga w jego dorobku, ale to, co dla niego jest przeciętnością, dla innych jest poziomem nieosiągalnym. Jako fan horroru kocham ten album za tak wiele różnych rzeczy, że wszystkich nie zliczę. Być może brak temu komiksowi szaleństw formalnych i słowotwórstwa, za które uwielbiamy najlepsze prace Mistrza, ale to produkt specyficzny i dobry w swojej odmienności.
Po pierwsze ten komiks jest dużym przeżyciem estetycznym. Autor genialnie naśladuje światło i kolory kina pulpowego lat 60. i 70. Jest tu klimat hammer horrorów czy „Nieustraszonych pogromców wampirów” Polańskiego ukazany w groteskowych, karykaturalnych postaciach i quasi-gotyckich tłach przedstawiających zamczyska i cmentarze. Rzecz od strony atmosfery wręcz idealna na nadchodzące Halloween.
Po drugie masa tu puszczania oka do czytelnika. Postacie występujące w tych historiach dobrze wiedzą, że występują w komiksie. Piękny motyw obecny w opowieściach Baranowskiego nader często. Bohaterowie psioczą na autorów, dostaje się bowiem nie tylko Panu Tadeuszowi, ale i oryginalnemu scenarzyście pierwszych historii o Szlurpie i Burpie – Dufauxowi. Przez lata bowiem teksty w dymkach tych komiksów zmieniały się, ewoluowały, dostosowując się do panujących politycznych kontekstów, aktualnej atmosfery politycznej, odchodząc od tego, co w pierwszych wersjach zaprezentował Francuz.
Po trzecie od groma tu naszej codzienności przekutej na groteskowe historyjki o wampirach. Tej aktualnej, tej z lat 90 i tej z przełomu wieków. Jest więcej niż zazwyczaj samego Pana Tadeusza i jego poglądów na temat świata, również narzekań (słusznych) na przemiany ustrojowe, które mocno dowaliły polskiemu komiksowi. Znam to stanowisko z licznych wywiadów z Mistrzem, więc nie jest dla mnie niespodzianką. Oczywiście za komuny nie wszystko było wartościowe, ale akurat w przypadku Baranowskiego to tragedia, że po transformacji miał takie problemy z publikacjami i pracą. To wszystko to śmiech przez łzy. Na szczęście podobno ostatnio jest lepiej z recepcją jego prac, co zresztą zaowocowało nowym albumem o Fruwaczkach, który sobie kilka dni temu swoją drogą kupiłem.
W „Wampirach” wszystko kipi od specyficznego poczucia humoru, za które pokochałem te komiksy w dzieciństwie, w czasach magazynu Super Boom, gdzie po raz pierwszy zetknąłem się ze Szlurpem i Burpem. Trudno mi wskazać ulubioną historyjkę, wszystkie bowiem mają niepowtarzalne pointy i graficzne walory, których inni autorzy mogą Baranowskiemu zazdrościć. Komiks został wydany w powiększonym formacie, więc kupić go powinniście nawet jeśli macie poprzednie wydania. Jasne, to skok na kasę, ale żaden fan Pana Tadeusza nie może sobie tej przyjemności darować. W końcu jest tu też dołożony niepublikowany wcześniej materiał!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz