Komiksowych twórców, podobnie jak nas, dotyka zwyczajne, czasem wręcz trywialne życie. Ot, taka tam prozodia życiowego losu. Nie ma nic dziwnego w tym, że ktoś zostaje ojcem, chyba że mówimy o słynnym kanadyjskim rysowniku, który zwie się Guy Delisle. Osobnik ten, dobrze znany już polskiemu czytelnikowi, potrafi każde prywatne, osobiste doświadczenie przekuć w swoją sztukę. Purystów i purytan wszelkiej maści należy jednak przestrzec, że omawiana pozycja - wbrew pozorom - nie kwalifikuje się do działu edukacyjno-pedagogicznego.
Dostajemy do rąk niewielką, zgrabną książeczkę w kieszonkowym formacie. Tytuł na obwolucie: „Vademecum złego ojca”. Stylizacja na autentyczny poradnik jest w pełni zamierzona. Mamy jeszcze końcówkę sezonu urlopowego, vademecum nadaje się więc idealnie do zabrania ze sobą w podróż, do pociągu, na plażę, gdziekolwiek bądź (dlaczego w Polsce prawie się tego nie robi?).
Co do warstwy merytorycznej autor gwarantuje jej lekkostrawność i sporą dawkę humoru. Mamy tu szereg sytuacji rozrysowanych w kilkunastu epizodach koncertujących się na relacji ojca z córką, lub - nieco rzadziej - z synem, lub - jeszcze rzadziej - z obojgiem rodzeństwa naraz. Akcja rozgrywa się w domu, albo w jego okolicach oraz na drodze z/do szkoły. Efekt komiczny dialogów i sytuacji osadza się głównie na tym, że ojciec (Delisle) jest jeszcze bardziej dziecinny niż jego dzieci, które nieraz wypowiadają się w sposób nad wiek dojrzały. Ten prosty zabieg, niewystarczający dla zbudowania większej całości, tutaj akurat się sprawdza. Te mnie lub bardziej krótkie anegdoty bawią nas, gdyż wydają się żywcem wycięte z prawdziwego życia i oddają charakterystykę doświadczenia autora, który – jak mniemam – tylko ubarwił, podrasował to i owo.
Delisle nie ma oporów przed przedstawianiem swego alter ego jako kompletnego ćwoka, co rusz naruszającego tabu zasad prawidłowego wychowania. Rzecz jasna nie jest to vademecum naprawdę złego ojca, gdyż pomimo zabawnych wpadek i nieporadności, główny bohater wypada na kogoś, kto do swych pociech jest niezwykle mocno przywiązany i traktuje je jako równorzędnych partnerów, co oczywiście również można interpretować jako lekko kontrowersyjne. W tym jednak tkwi główny aspekt humorystyczny tych opowiastek – pokazać rolę ojca na opak, w kontrze do solidnie ustalonego w naszej kulturze ideału i konwenansu.
Styl Delisle pozostaje niezmiennie taki sam. Uproszczona, cartoonowa kreska nie podlega rewolucjom, jednak w odróżnieniu od innych komiksów Kanadyjczyka obecnych na naszym rynku, tutaj nie ma linii kadrów. Na jednej stronie sąsiadują ze sobą pionowo 2 rysunki, które przedstawiają bohaterów najczęściej ujętych w tym samym planie. Do tego dochodzi uboga dekoracja, widoczne są tylko te elementy scenografii, które są niezbędne dla zbudowania efektu komicznego. Poza tym dialogi - umieszczone w tylko częściowo zarysowanych dymkach - są dosyć oszczędne, przez co rzecz czyta się ekspresowo, co można uznać zarówno za wadę, jak i za zaletę.
Po vademecum sięgnąć mogą nie tylko młodzi ojcowie, chociaż ci w zaproponowanej tu treści odnajdą się najpełniej. Ta bezpretensjonalna rozrywka nie zubaża inteligencji czytelnika. Jeśli miałbym doszukiwać się słabych stron, to leżą one po stronie tłumaczenia Ady Wapniarskiej. Bez znajomości oryginału trudno ferować wyroki, jednak dziwiły mnie sformułowania typu: „i bardzo jej tak dobrze” zamiast po prostu: „dobrze jej tak”. Jakby jednak nie było komiks prezentuje się bardzo schludnie i pasuje wręcz idealnie na prezent dla świeżo upieczonego rodziciela.
Autor: Jakub Gryzowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz