środa, 2 marca 2022

Pacjent. Le Boucher.

 


Nie dałem rady nadrobić tego komiksu do podsumowania roku i był to wielki błąd, bo byłby bardzo wysoko w moim rankingu. Przepraszam Non Stop Comics! Uchybieniem jest też fakt, że nie czytałem poprzednio wydanego u nas albumu tego autora, a niestety jest już wyprzedany. „Pacjent” to bowiem arcydzieło. Już nawet nie tylko w obrębie komiksu, bo z powodzeniem zestawić można go z filmowymi przedstawicielami thrillera psychologicznego – tymi największymi w swojej klasie. 

 



„Pacjent” to rzecz na miarę stareńkich, ale dalej świeżych i zaskakujących arcydzieł, jak „Les Diaboliques” Henriego-Georgesa Clouzota czy „Psychoza” Alfreda Hitchcocka, po której nastąpił bum na filmowe produkcje tego typu. Z tym ostatnim „Pacjenta” poniekąd łączy konstrukcja, ale o tym sza, bo jak powiem więcej, to będzie spoiler. Nie sposób zresztą pisać tu o fabule bez zdradzania tajemnic, które autor stopniowo przed nami odkrywa, więc daruję to sobie. Chcę, żeby wszystko w tym albumie było dla Was, tak jak dla mnie, zagadką. Powiem tylko, że znakomite portrety psychologiczne, konstrukcja fabuły, świetnie zbudowane chore relacje między ukazanymi tu bohaterami (ileż w tym wspomnianego Clouzota! No mistrzostwo świata!) czynią z „Pacjenta” arcydzieło, które (mam nadzieję) wykroczy swym rażeniem poza świat komiksu. Powinni po ten album sięgnąć, moim zdaniem, wszyscy zainteresowani tego typu narracjami, nie tylko koneserzy opowieści obrazkowych. Jeśli więc czytujecie Arkham dla beki lub rzadkich filmowych polecajek, to tym razem zróbcie wyjątek, posłuchajcie wujka Krzycha i kupcie sobie „Pacjenta”. 

 



Bardzo ciekawe jest to, że graficznie komiks ten odstaje od typowych frankofonów. Moim zdaniem czuć tu bardzo duże wpływy mangi, kolorystycznie doprawionej nieco pastelowymi komputerowymi kolorami. Niemniej nie wypada to kiczowato, chylę czoła za tak umiejętne wykorzystanie współczesnych technik i stylów graficznych. Po za tym, autor stroni od artystowskiego zadęcia, a rysunek jest mu potrzebny tylko w celach narracyjnych, nie chce szpanować warsztatem czy ubierać swoich prac w tak powszechny w thrillerze styl noir. Mimo iż jest to thriller noir pełną gębą, tylko nie od strony estetycznej. 

 



Timothe Le Boucher jawi się jako mistrz. Mistrz snucia opowieści, świadomy gatunku autor, a nie tylko twórca komiksów. Nie bądźcie frajerami jak ja i nie przegapcie dzieł od tego twórcy. A mam nadzieję, że możemy w liczyć na więcej jego komiksów. W tym wznowienie pierwszej wydanej u nas jego powieści graficznej „Dni, których nie znamy”. Bardzo, bardzo o to proszę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz