poniedziałek, 4 października 2021

Injustice. Bogowie pośród nas #01: Rok pierwszy

 


Trudno pisać o komiksach, na które tyle osób czekało. Teoretycznie tytułów wcześniej znanych wychodzi w Polsce całkiem sporo, ale jakoś dopiero przy „Injustice” Toma Taylora odczułem totalny bezsens forsowania swojej opinii. Komiks na podstawie gry inspirowanej komiksami, typowa incepcja franczyz superbohaterskich, jest bowiem powszechnie uznawany za dzieło zaskakująco udane. Takie potworki są zwykle skokiem na kasę, zawodzą jakością i ambicjami. A tu mamy fajnie napisane, porządnie narysowane albumisko, które chwytliwy pomysł podkręciło sprawnym tempem narracji i postaciami, choć są wyjątki. Zachwytów nie brakuje, więc na tych wyjątkach się właśnie skupię. 

Ach, bo może jeszcze nie wiecie – w całej chryi idzie o to, że Joker przestaje pierdzielić się w tańcu i szuka też do swojego tanga innego partnera. Robi więc taki myk, że w efekcie kilku kombinacji Superman zabija swoją ciężarną ukochaną i przy okazji wysadza całe Metropolis. Czołowy harcerz DC Comics kończy dzień dobroci dla zwierząt i zaczyna ogarniać świat żel... stalową ręką. Większość peleryniarzy ze strachu i szacunku dołącza do Supka, a w opozycji staje głównie jak zawsze Batman. Gdyby nie niemiła sytuacja ze śmiercią milionów ludzi, to byłoby dla Gacka spełnienie marzeń.

 


 

„Injustice. Bogowie pośród nas”, jako gra i komiks, zrobiło sporą karierę ze względu na przerobienie symbolu honoru i zasad moralnych na oszalałego z żalu dyktatora. Wpisanie wydarzeń w raczej daleką od kanonu brutalność też pomogło. Problem w tym, że na naszym rynku wydano już wiele tytułów windujących takie ekstremalne jazdy na wyższy poziom. Większość robiła to nieco gorzej, ale sam pomysł nie jest już absolutnie nowatorski. Totalnie odtwórcze i karygodne jest też wzorcowy wręcz „fridging” postaci Lois Lane. Wykorzystanie postaci jedynie w celu popchnięcia faktycznego bohatera fabuły do pewnych czynów jest zabiegiem tanim. Podobnie pretekstowe jest zachowanie niektórych postaci i Wonder Woman bije tu wszelkie rekordy, zachowując się w sposób totalnie odbiegający od przyjętego charakteru. Staje się okrutną, bezkrytyczną i żądną władzy pomagierką potężnego hegemona, a w jej przypadku motywacja takich decyzji jest bzdurnie arbitralna. Nawet w ramach alternatywnej rzeczywistości trudno mi uwierzyć, że z tak słabym kręgosłupem moralnym mogła być jedną z największych bohaterek planety przed feralnymi wydarzeniami. 

 

 



Na całe szczęście cała reszta albumu gra bez zacięć, wciąga doskonałym rozlokowaniem kluczowych wydarzeń i satysfakcjonującą akcją. Najprzyjemniej obserwuje się tu ciągle zmienną dynamikę relacji tytułowych „bogów”, bo najwyraźniej sprawowanie niemal absolutnej władzy nad światem nie jest idealnym rozwiązaniem i po dłuższym zastanowieniu wątpliwości wyłażą jak grzyby po deszczu na obficie obsrywanej łące. Te fluktuacje mają też sens, poza kilkoma wyjątkami, więc lektury nie trzeba przerywać co chwilę w celu przetrawienia zażenowania. Tom Taylor z fabuły mającej być dodatkiem do krwawego mordobicia dopisał wątki, które w sumie można posądzić o całkiem trafne zadawanie pytań związanych z moralnością i sensem działalności superbohsaterskiej, poruszył kwestie kultu postaci, trochę nawet poczytamy o (nie)radzeniu sobie z ogromną stratą. Dodajmy do tego sporą dawkę sensacyjnej zajebistości w wykonaniu naszych ulubieńców i w efekcie dostajemy dzieło, które faktycznie zasłużyło na uznanie. 

Oczywiście istotne jest też to, że „Injustice” nie kłuje w gałki ocznej, choć strony wypełnia raczej typowe trykociarstwo. Oryginalnie ta historia wyszła w formie 36 rozdziałów i rysownicy często zmieniali się między nimi, a najwięcej roboty przypadło w udziale Mike'owi S. Millerowi, Tomowi Derenickowi i Jheremiemu Raapackowi. Zwykle w przypadku prac zbiorowych wyłaniam jakiegoś ulubieńca, ale tu nikt jakoś ekstremalnie nie wyróżnił się ani na plus, ani na minus. To dynamiczna, rzemieślniczo dopracowana superbohaterka pozbawiona jakichkolwiek zaskoczeń i gdybym musiał koniecznie wskazać faworyta, byłby nim Raapack. U niego ilustracje zdawały się konkretniejsze, zbite pod względem szczegółowości i teł, nieco mroczniejsze dzięki mocnym konturom. Jeśli nie szukacie eksperymentów stylistycznych, nie znajdziecie raczej powodów do narzekań.

 


 

Cieszę się, że dostaliśmy w ręce ten komiks. „Injustice. Bogowie pośród nas” to jedna z tych niewielu perełek, które przeczą regule cholernie słabych adaptacji gier. Tym bardziej cieszy mnie potencjał kontynuacji, mówimy bowiem jedynie o „Roku pierwszym” i jak rzadko kiedy, naprawdę bardzo jestem ciekaw dalszych losów świata skrzeczącego pod ciężkim butem ekstremistycznego Supermana. Takie zainteresowanie względem trykotów zdarza mi się ostatnio rzadko, zwłaszcza w przypadku historii alternatywnych, więc z całego serca polecam. Wskazane wcześniej mankamenty na dłuższą metę w ogóle nie zapisują się w pamięci.

Autor: Rafał Piernikowski


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz