Wciąż doskwiera mi niedobór interesujących dzieł o tematyce historycznej z jakiegokolwiek bądź dziedziny sztuki. Na festiwalach filmów dokumentalnych niemal ich nie uświadczysz. Gdy już się pojawią, dominuje w nich płytka tendencyjność w opisie rzeczywistości. Komiksy, których powstanie nie jest tak silnie uzależnione od państwowych instytucji oraz wielkiego aparatu produkcyjnego, teoretycznie mają większą wolność wypowiedzi. Chyba że są produktem na zlecenie, przez co muszą przyjąć konkretną linię narracji historycznej. W „Nie jest tak źle” mamy do czynienia z inną sytuacją. Jest to komiksowa adaptacja książki Jana Novaka (która wyszła także u nas), pokazująca niejednoznaczny, unikający stereotypów i nieznany polskiemu czytelnikowi, obraz antysowieckich działań obywateli z terenów Czechosłowacji po II Wojnie Światowej.
Historia zaczyn się w Podiebradach w 1951 roku. Panuje atmosfera filmu szpiegowskiego. Poznajemy konspiratorów - są wśród nich bracia: Citrad i Josef Masin, synowie legendarnego generała Josefa Masina, który nie podporządkował się rozkazowi niewojowania z Niemcami i razem z dwoma innymi wojskowymi, stanął na czele ruchu niepodległościowego (został stracony w 1942 r.). Młodzi bohaterowie mają za zadanie przerzucić przez granicę ważnego członka ruchu oporu. Dochodzi do wsypy i bracia wpadają w ręce bezpieki.
Dochodzi do serii przesłuchań. Jedne są niezwykle brutalne, inne całkiem łagodne. Sceny z celi Urzędu Bezpieczeństwa przetykane są ciągiem retrospekcji. Poznajemy drogę Citrada i Josefa, która doprowadziła ich do szeregu akcji o charakterze dywersyjnym. Działali spontanicznie, niemal po amatorsku, jak jacyś narwańcy, ale udało im się założyć skutecznie działającą podziemną organizację bojową.
Gdy młodszy z braci Citrad wychodzi na wolność, starszy ląduje w kopalni Uranu, gdzie przeprowadza kilka działań sabotażowych. Po amnestii dołącza do ruchu oporu i bierze udział w licznych akcjach antykomunistycznych. Tutaj przechodzimy do druga części komiksu, która poświęcona jest spektakularnej ucieczce Josefa, Citarda i trzech innych towarzyszy w kierunku Berlina Zachodniego. Ogląda się ją jak film sensacyjny. Akcja trzyma w napięciu, tępo jest szybkie, a zwroty akcji nieprzewidywalne. Bohaterowie nader często sięgają po broń, jest sporo strzelaniny. W Niemczech Wschodnich rusza za nimi gigantyczna obława. Mnóstwo wojska oraz innych służb i wozów bojowych. Niekiedy wydaje się, że to już koniec, że uciekinierzy są osaczeni, gdy wtem - dzięki niezwykłemu hartowi ducha, a także odrobinie szczęścia – wciąż nie jest źle i udaje się im przeć dalej na zachód. Niesamowite - aż trudno uwierzyć, że rozrysowane zdarzenia, miały rzeczywiście miejsce.
Jak celnie zauważa Ryszard Kaczmarek, autor posłowia do książki Jana Novaka (która zamieszczona jest także w komiksie), młodzi bohaterowie właśnie tam - w Niemczech Wschodnich - dochodzą do politycznej dojrzałości. W ich wyobrażeniu zachodni sąsiedzi uchodzili do tej pory za bezwzględnego okupanta, do którego bez namysłu się strzela. Jednak podczas ucieczki, to właśnie niemieccy cywile, okazali się bardzo pomocni i zwyczajnie ludzcy.
Nie jest to obraz Czechów z czasów II wojny światowej, jaki tkwi w głowach polaków zamkniętych w szponach własnej patetycznej historii męstwa i oporu. Okazuje się, że naszym południowym sąsiadom nieobca była postawa buntownicza i niepodległościowa, o czym wyczerpująco traktuje wspomniane posłowie. Zachodzi tu jednak nieproporcjonalność skali. Bez wątpienia na ziemiach II RP funkcjonowało dużo więcej grup i frakcji wojskowych walczących z hitlerowcami i Armią Radziecką. Siłą rzeczy więcej jest też heroicznych historii, opisów niezwykłych akcji i losów pojedynczych bohaterów (patrz: „Zaporczycy”, książki o Pileckim i innych). Nie takie też bestialstwa Urzędu Bezpieczeństwa - jak te ukazane w „Nie jest źle” - znane są naszej martyrologi. Trudno mi więc zgodzić się ze stwierdzaniem z tylnej strony okładki, że nasza literatura obawia się podobnych porachunków z własną przeszłością. Po pierwsze trzeba zacząć od tego, że dzieło Jana Novaka i Jaromira 99 (autor rysunków), nie jest żadnym gorzkim rozliczeniem z uległością wobec niemieckiej czy rosyjskiej okupacji. Wprost przeciwnie. Komiks skupia się na ukazaniu losów ludzi, którzy chwycili za broń i mieli odwagę wytrwać w swym uporze do końca. Autorzy trzymają ich stronę i przedstawiają w sposób zdradzający sporo sympatii, jednocześnie nie popadając w pompatyczny zachwyt dla ich nieprzejednanej postawy.
Jeśli miałbym pokusić się o jakieś porównanie „Nie jest źle” z jakąś polską publikacją utrzymaną w podobnym tonie, to mój wybór padłby na świetną powieść Elżbiety Cherezińskiej pt. „Legion”. W obu dziełach pełne wigoru, porywające opisy dramatycznych zdarzeń, dostajemy bez zadęcia , a bohaterowie - młodzi mężczyźni - wypadają jak ludzie z krwi i kości, którzy przeklinają, śmieją się, uprawiają seks, a nie wyłącznie recytują napuszone kwestie o Matce Bożej i Ojczyźnie, jak jakieś bezmyślne automaty.
Parę słów o warstwie graficznej. Rysunki Jaromira 99 przypominają nieco socrealistyczne plakaty propagandowe. W tym uproszczonym realizmie dominują grube kontury i duże plamy czerni, które przypominają odcisk stempla. Ciekawym zabiegiem dramaturgicznym jest użycie koloru. Całość komiksu utrzymana jest w szarej tonacji. Na tym tle wyróżniają się nasi bohaterowie, którzy emanują czerwienią. Wydzielenie z jednorodnej kolorystyki podkreśla ich wyjątkowość, a także piękno młodości. W sekwencji ucieczki czerwony pigment zmienia swoje znaczenie (bohaterowie są wówczas szarzy jak otoczenie). Użyty skąpo i selektywnie (tylko gdzieniegdzie czerwone pasy, koła), staje się on niejako sygnałem ostrzegawczym, zwiastunem coraz bardziej zaciskającego się pierścienia obławy. Nie bez znaczenia jest też oczywiście skojarzenie ze złowieszczą, czerwoną gwiazdą ZSRR.
Dzieło Novaka i Jaromira 99 nie jest tak poetycki i genialny jak „Raport W” autorstwa Gaetana Nocq. Na szczęście nie ma w nim też tendencyjnej naiwności Kronik Francine R Borisa Golzio. „Nie jest źle” to komiks niezwykle atrakcyjny i porywający, który idealnie nadawałby się na duży ekran. Przy okazji czytelnik poznaje kawałek historii czeskiego ruchu oporu, o którym najpewniej ma niewielkie pojęcia (ja nie miałem). Autorzy udowadniają, że opowieść zakotwiczana w konkretnych realiach historycznych, potrafi być pociągająca nawet dla tych, komu są one obce i poznaje je dopiero podczas lektury (i po niej – już na własną rękę - także). To zadaje kłam wszystkim tym, którzy uznają za niemożliwe zainteresowanie kogoś selektywnie wybranym wydarzeniem sprzed lat, bez uprzedzających, uproszczonych komentarzy i nakierowujących tez. Wszystko w tym wypadku - jak też i w każdym innym - zależy od formy. Twórcom omawianej powieści graficznej udało się ją odnaleźć.
Autor: Jakub Gryzowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz